poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Rozdział II - Między słowami...




 Nowy rozdział dopiero dziś i dopiero teraz, za co przepraszam, bo w komentarzach obiecałam wcześniej, jednak zbliża się rok szkolny (przepraszam, że przypominam) i musze mieć kilka gotowych rozdziałów w zanadrzu, z drugiej strony też, abym was nie zanudzała codziennymi notkami, musicie trochę poczekać :)
Dodałam między czasie kilka podstron, zapraszam was do zakładki BOHATEROWIE, gdzie możecie zobaczyć moją wizję wyglądu bohaterów tego opowiadania. Z kolei w zakładce O OPOWIADANIU znajdziecie małe streszczenie tego co nas czeka.
Dziekuję za masę komentarzy, każdą radę, czy krytykę, oraz nominację do Libster to dla mnie wiele znaczy. 
Pojawiły się komentarze, żebym nie dodawała obrazków, dlatego teraz nie dodaję. 
Kolejna notka przed końcem tygodnia, zapraszam!
Rozdział dedykuję Cissy, która potrafi naprawdę dobrze motywować do pracy, zapraszam na jej bloga!
KOCHAM :*

...Odwróciła się od niego, nie zamierzała komentować, wiedziała, że to kpina, poznała to po jego oczach, były jak zwykle zimne, widać w nich było jeszcze coś -nutkę pogardy. Wiedziała, że on się nie zmieni, NIGDY! Zawsze będzie zimnym draniem, chamskim i nieprzyjemnym typem. Może on sobie być i bohaterem wojennym, może być teraz gwiazdą czarodziejskiego świata, może być zbawca ludzkości, ale dla niej będzie tylko przebrzydłym ślizgonem i najgorszym wrogiem. Zawsze będzie nią gardził i jej nienawidził, mimo, że kiedyś się tym martwiła, przejmowała, płakała po nocach po każdej usłyszanej od niego 'szlamie', kiedyś oddałaby wszystko za słowa które przed chwilą do niej powiedział, choćby tak nieszczerze. Teraz była silniejsza, nie obchodził ją on, nie interesowała jej jego opinia czy słowa, dla niej był nikim. Nie rozumiała tylko dlaczego, wszyscy tak szybko mu wybaczyli, uwierzyli we wszystko i uwielbiali prawie na równi z Potterem. Może to i prawda, że obezwładnił  kilkoro śmierciożerców, uwolnił Suzzane Bones, uratował Ginny Weasley, powiadomił McGonagall o planie Czarnego Pana, przeważając szale zwycięstwa na ich stronę i najważniejsze razem z Harrym Potterem zabił Voldemorta niszcząc jego serce, ale to wszystko nie zmienia faktu, że jest złym człowiekiem.
Gdy już miała odejść, puszczając jego nieszczera uwagę w niepamięć, pojawiła się Ginny, równie zaskoczona obecnością Dracona, podeszła jednak do niego i przywitała się tak jakby od zawsze między nimi panowała przyjaźń:
-Cześć Draco, widzę, że pokochałeś sławę.
-Wiesz, nie narzeka, jestem jego managerem, musiał powołać tę funkcję, by jakoś funkcjonować- odpowiedział za niego z szerokim uśmiechem Blaise Zabini.
-No tak rozumiem, wywiady, autografy, spotkania, bankiety... -komentowała Ginny rozbawiona wypowiedzią ślizgona.
-W sumie to całusy, dziewczyny pojawiające się znikąd, eliksiry miłosne w każdym napoju i takie tam...
-Ginny chodźmy już- powiedziała szybko Hermiona, widząc, że Ruda dalej chce brnąć w ten temat.
-Zaraz, zaraz... już idziecie? myślałem że tym razem usiądziemy razem w pociągu, żeby dać dobry przykład innym i pokazać nową odsłonę gryfońsko -ślizgonskiej przyjaźni?
-W takim razie źle myślałeś, Ginny idziemy! -niecierpliwiła się Hermiona.
-Nie przyjmujemy rezygnacji!
-A my nie mamy zamiaru siedzieć z wami, tylko dlatego, że pasuje wam to do nowego, sztucznego wizerunku -gryfonka ledwo się opanowała, wiedząc, że jest na środku peronu, w towarzystwie sporej gromadki ludzi.
-Daj spokój, jest tyle wartościowych osób, które mogą nam zapewnić miłe towarzystwo, a Ty wybierasz akurat te?- wtrącił się Draco i znacząco skierował wzrok na gryfonki.
-Ależ to świetny pomysł- wtrącił się ktoś za ich plecami. Wszyscy odwrócili głowy by zobaczyć kto jest autorem tych słów.
-Harry! -krzyknęła Ginny i rzuciła mu się w ramiona, dał jej całusa w policzek po czym podszedł do Hermiony, świdrując ją wzrokiem od stóp do głów, pocałował w oba policzki
-Ślicznie wyglądasz- szepnął jej do ucha, po czym podszedł do Dracona i jego świty podał im dłonie i przywitał szczerym uśmiechem.
-Chodźmy już wreszcie! Bo zaraz odjedzie nam pociąg- dodał Harry. Wszyscy ospale ruszyli się z miejsca, zmierzając w kierunku pociągu. Hermiona niechętnie godząc się z przeznaczeniem poszła za nimi. Po drodze spotkali jak zwykle nierozgarniętego Rona, który szukał ich wszystkich, nie zauważając gdzie poszli.Wszyscy weszli do pociągu, tworząc w środku niemały tłok. Nie musieli długo szukać wolnego przedziału, bo sława jaka towarzyszyła im po wojnie sprawiała, że ludzie ustępowali im z drogi. Hermiona  zawahała się przed wejściem do środka, może i powinna zakończyć wcześniejsze spory i próbować nawiązać nic porozumienia, przecież zawsze starała się dawać dobry przykład innym, ale nie teraz, nie dzisiaj, nie w taki sposób. W ogóle nie wierzyła w cudowną przemianę ślizgów, mogli sobie udawać jak najlepiej, mogli grać nawróconych dobroczyńców przy ludziach, ale ona wiedziała, że nigdy się nie zmienią, na zawsze pozostaną wrogami. Zdawała sobie sprawę, że igrają z ogniem i długo nie wytrzymają w tych przebrzydłych uśmieszkach na twarzy. 
Weszła do ich przedziału, a raczej została tam wepchnięta przez Rona. Pospiesznie zajęła miejsce przy oknie, żeby chociaż widoki mieć ładne. Zdecydowanie bardziej wolałaby siedzieć w przedziale z Nevilem, Luną czy nawet siostrami Patil, może to nie było doborowe towarzystwo, ale jednak jej przyjaciele, nie wrogowie. Obok niej usiadł Ron, potem Ginny i na końcu Harry, na przeciw Rona Pansy, potem Goyle, Blaise, a tuż przy oknie zostało tylko jedno wolne miejsce. Hermiona wiedziała kto tam usiądzie, klęła się w duchu, czemu akurat padło na nią. Ze wszystkich okropnych, wstrętnych i obrzydliwych ślizgonoów, ten był najokropniejszy, najwstrętniejszy i najobrzydliwszy, Pansy i połowa Hogwartu dodałaby jeszcze najprzystojniejszy, najseksowmiejszy i najbardziej pożądany, ale jej te słowa nie przeszłyby nawet przez głowę. Jednak jakkolwiek by go nie określić, Draco Malfoy nie pojawiał się w przedziale. Gryfonka miała cichą nadzieję, że nie trafi, bądź zmienił zdanie i usiądzie sam, mało prawdopodobne, aczkolwiek możliwe.
-To jak wam minęły wakacje -zagadnął Blaise i zawtórowała mu Pansy
-Świetnie, za szybko, ale wręcz wyśmienicie, byliśmy wszyscy w Meksyku, co prawda tylko mama chciała tam jechać, jednak opłacało się, a wam? -odpowiedziała Ginny jak nakręcona. Ginny zawsze była uprzejma i otwarta, jednak nadmierna sympatią do 'nowych przyjaciół' była zauważalna gołym okiem, co nie umknęło uwadze Hermiony, postanowiła, że porozmawia o tym z Harrym, Jak tylko skończą się te cyrki i znajdą chwilę spokoju. Skulila się do okna by nikt nie zwrócił na nią uwagi i nie zmuszał jej do mieszania się w tą bezsensowną konwersacje.
-Wybornie, wybornie, jak już wiesz, musieliśmy ze Smokiem uciekać od wielbicielek, a więc my postawiliśmy na bardziej ustronne miejsce i wybraliśmy Ibize, jak wiesz można tam zaznać prawdziwych rozkoszy w spokoju i ciszy, którymi tak zachwycają się mugole- powiedział Zabini teatralnie gestykulując, ku uciesze wszystkich, oprócz niezłomnej Hermiony. Nie mogła uwierzyć, że to się dzieje naprawdę, że Ron, Harry i Ginny śmieją się z żartów Blaise'a Zabiniego. Rozumiała, że jest po wojnie, że trzeba się jednać i wybaczać, że ludzie się zmieniają, ale nie oni! Owszem, jest im za co dziękować, domyślala się, że Ron będzie wręcz uwielbiał Dracona, za uratowanie jego siostry, bo taki już był, naiwny! Ginny z pewnością jest mu dłużna, ale mogliby mu podziękować i tyle, a nie zaprzyjaźniać się z jego przyjaciółmi. A Harry, po co to robił? No tak również wdzięczność, cholerna wdzięczność za Ginny, ale czy to musi zmieniać wszystko? Czy oni już zapomnieli o tych wszystkich latach wrogości, o potyczkach i starciach, o utrudnienianiu wszystkiego, o wyzwiskach, ośmieszeniach? Fakt, to ona cierpiała najbardziej, ze wszystkich osób, których nienawidził Draco Malfoy, Hermiona Granger była na czołówce jego list, była tego pewna. Tylko dlatego, że pochodziła z rodziny mugolskiej, była z Gryffindoru i uczyła się lepiej od niego. Ile razy przez to płakała, cierpiała, ile razy ją pocieszali już nie mówiąc o utracie punktów przez dom Godryka. Kilka razy mało co nie wylecieli ze szkoly, ale to nic, to najwyraźniej nie przeszkadzało im w tym, żeby teraz szczerze się śmiać z żartów, tak kiedyś znienawidzonych ślizgonów. Rozgoryczona całą sytuacją dziewczyna, postanowiła udać się do tego co zawsze koiło jej duszę, chciała chodź na chwile zapomnieć o wszystkim i wszystkich -sięgnęła do książek.
-Zaraz zaraz moja droga czy tak Cię nudzi nasze towarzystwo, czy myślisz, że zza tej grubej księgi Cie nie zauważymy? Bo jeśli to pierwsze to będzie nam bardzo przykro, a jeśli to drugie to nawet nie próbuj, bo nie da się ciebie nie zauważyć, szczególnie dziś...- zagadnął ją rozpromieniony Blaise.
-Po prostu wolę spędzić czas przy czymś, co nie skończy się zwróceniem mojego śniadania, byłoby szkoda, ponieważ było pyszne, a skoro mam do wyboru rozmowę z Tobą i czytanie książki, to myślę, że jak wytężysz mózg, to sam zrozumiesz, że jest to ta druga opcja. -odpowiedziała z przekąsem Hermiona, drwiąco się przy tym uśmiechając.
-Widzę, że lubimy tak na ostro, nono podoba mi się!
-Żenada!- powiedziała przez zaciśnięte zęby, wstając by wyjść na zewnątrz, jak najdalej od tego towarzystwa.
-Oj Hermionko, nie denerwuj się, wyluzuj, zostań! -krzyknął za nią Ron -wszyscy tak dobrze się bawią.
Ta jednak puściła te słowa mimo uszu, nie chciała przebywać w tym towarzystwie ani minuty dłużej. Już miała otworzyć drzwi, gdy ktoś złapał ją za rękę. Szybko się odwróciła z groźną miną, by zobaczyć, kto utrudnia jej wyjście. Ujrzała tylko Harrego z błagalnym wzrokiem.
-Chcesz żebym z Tobą poszedł?
-Nie, dziękuję- wyszeptała i wyszła. Innym razem może chciałaby z nim porozmawiać, jednak nie teraz, za bardzo ją denerwował swoim zachowaniem. Teraz chciała być sama. Zamknęła energicznie drzwi za sobą, aby nikt nie mógł za nią podążyć i ruszyła szybko przed siebie, nie uszła nawet kilku kroków, gdy coś, a raczej ktoś przykuł jej uwagę, niedaleko stała osoba w oknie, nachylona nad parapetem i paliła papierosa. Chłopak, a raczej wysoki blondyn o smukłej sylwetce i długich palcach... 'Malfoy...'- pomyślała i podeszła tak szybko do niego, że nawet nie zdążył jej zauważyć.
-Wiesz, że jako prefekt naczelna, powinnam...- zaczęła mówić, chodź wcale nie była pewna, czy dalej może używać tego tytułu.
-Oj Granger ty się wcale nie zmieniłaś...- mówił półgłosem powoli odwracając się w jej stronę.
-Dajesz dzieciom zły przykład, to zabronione, wiesz co za to grozi, a co z twoim nowym idealnym wizerunkiem? -wyrecytowała szybko, mieszając się lekko po jego słowach. Zaśmiał się tylko pod nosem, nałożył na siebie tą typową dla niego ironiczna maskę, wyrzucił papierosa za okno, oparł się o ścianę i stał tak z założonymi rękami, jakby czekał na dalszą konfrontację.
-No co się tak gapisz?
-Mam ładne widoki- po tych słowach oniemiała z wrażenia, wydawało jej się, że albo źle usłyszała, albo źle zrozumiała. Jednak nie musiała długo tkwić w niewiedzy, bo powiedział jeszcze:
-No tak obróć się za siebie, naprawdę ładna laska stoi przy ostatnim przedziale. -te słowa wyrwała gryfonkę z otępienia, odwróciła się za siebie, sama nie wiedząc dlaczego. Tak jak mówił Malfoy stała tam bardzo ładna i bardzo wysoka dziewczyna, o długich blond włosach, brązowych oczach i figurze modelki, była naprawdę piękna, do tego jeszcze tak dobrze ubrana. Wyglądała na jakieś 17 lat, ale za równo Hermiona, jak i Draco byli pewni, że nigdy wcześniej nie widzieli jej w szkole.
-Idź stąd bo jeszcze ktoś pomyśli, że z tobą rozmawiam, a nie daj boże odpędzisz mi jakieś ładne laski! -powiedział z sarkazmem ślizgon. Te słowa podziałały na nią błyskawicznie. Nie trzeba było długo czekać na reakcje.
-Wiesz co Malfoy Ty się nigdy nie zmienisz, zawsze będziesz zakłamanym, zapatrzonym w siebie, przebrzydłym gnojkiem, który w nosie ma uczucia innych, nic cię nie obchodzi i nie będzie obchodziło, nie umiesz być bezinteresowny, nie umiesz niczego dawać od siebie, wiesz co jeszcze współczuję ci, bo nie masz tak naprawdę nikogo, wszyscy twoi znajomi są płytcy, masz dziewczyny na jedną noc, własni rodzice traktują cię jak rzecz, zero uczuć w twoim życiu, zero miłości i to jest Twój problem, wiesz? Może kto inny nabierze na twój nowy, udawany wizerunek, ale nie ja, wiem kim jesteś naprawdę Malfoy, jesteś nikim i nic tego nie zmieni- wykrzyczała to, co od zawsze dusiła w sobie, nie zastanawiając się nad rangą rzucanych oskarżeń.
Draco po tych słowach stawał się coraz bardziej zdenerwowany, chociaż zawsze, starał się trzymać emocje na wodzy, teraz nie mógł nie wybuchnąć.
-Nic o mnie nie wiesz, nie znasz mnie, nie masz prawa mnie oceniać, nie każdy ma takie idealne życie jak Ty, nie każdy jest zawsze najlepszy, najukochańszy, najcudowniejszy, niektórzy nie mogą robić tego co chcą, ale muszą robić to czego się od nich oczekuje, zresztą kim ty jesteś, że mam się tobie spowiadać? -Po tych słowach ruszył w jej kierunku, wściekły, że dał się tak ponieść emocjom przy jakiejś szlamie. W takich sytuacjach miał zawsze dwa wyjścia albo napić się ognistej whisky i dopełnić ją papierosem albo poszukać jak najszybciej obiektu, który można by nazwać 'dziewczyną'. W tym jednak momencie nie miał dostępu do whisky,  a palenie mogłoby być problemem, dlatego wybrał opcję drugą. Szedł szybko targany wyrzutami, nie zauważając gdzie idzie i kogo mija, chciał jak najszybciej znaleźć się przy pięknej nieznajomej. Szturchnął kogoś stojącego mu na drodze, wytracając jej z rąk jakiś przedmiot. Nie byłby jednak sobą, gdyby nie pomógł jej się pozbierać, maniery ma już wpojone jak przystało na porządnego arystokratę. Podniósł szybko upuszczony przedmiot i wstał by oddać go właścicielce. Uniósł głowę i zobaczył stojąca nad nim Hermionę, ze wszystkich dziewczyn w Hogwarcie, znowu musiała to być ona?
-Znowu ty? Uważaj jak łazisz!
-To chyba Ty powinieneś uważać.
-Co to jest i komu to ukradłaś?-zapytał już trochę spokojniej, spoglądając na przedmiot, który zdawał się być prezentem.
-To moje, nie muszę ci się tłumaczyć.
-W takim razie, jak sobie przypomnisz to daj znać, przechowam to dla Ciebie. -powiedział to znów tym swoim ironicznym głosem, którego znów mógł używać, po opanowaniu się z po ostatniej konfrontacji. Powiedziawszy to odszedł, podrzucając jednocześnie nową zdobycz.
-Malfoy nie będę z Tobą dyskutować, to jest dla mnie bardzo cenne, musisz mi to oddać!
-Skoro jest tak cenne to ile jesteś w stanie zrobić by to odzyskać?- powiedział to drwiąco marszcząc brwi.
-Nic dla Ciebie nie zrobię, bo to jest moja własność- wykrzyknęła niezbyt grzecznie, gdy zrozumiała dwuznaczność jego słów.
-Skoro tak to powiedz co jest w środku?
-Skąd mam wiedzieć, właśnie chciałam otworzyć kiedy mi to wytraciłeś z ręki i po prostu ukradłeś.
-Sądząc po tym, że nie wiesz co to jest można by rzec ze to Ty to komuś ukradłaś lub znalazłaś.-dyskutował kpiąco.
-Wiesz, że dzisiaj  powiedziałeś do mnie więcej słów niż przez te całe sześć lat, które się znamy- zagadnęła Hermiona, szybko zmieniając taktykę działania. Wywnioskowała, że przez kłótnie nic nie osiągnie, a więc trzeba spróbować nieco inaczej.
-Nie sądziłem, że liczysz każde słowo, które do ciebie skieruje, w sumie to jesteś lepsza od Pansy, Patil czy nawet McGonagall.
-A co ma do tego McGonagal? A zresztą... Nieważne. I nie liczę każdego Twojego słowa.
-A powinnaś, bo rozmowa ze mną to prawdziwy zaszczyt! -Walkował temat Draco z szyderczym uśmieszkiem na twarzy.
-Nie Malfoy my nigdy nie rozmawiamy i rozmawiać nie będziemy- odpowiedziała szybko gryfonka, wściekła na siebie, że dala się wciągnąć w ten bezsensowny konflikt- jesteś bezwartościowym palantem i nie mam zamiaru z tobą rozmawiać, drażnisz mnie!- Wykrzyczała tak głośno, że kilka osób, wystawiło głowy ze swoich przedziałów.
-To dla mnie prawdziwy komplement, te wszystkie epitety wychwalające moje imię tylko podsycają moje ego- powiedział bez zająknięcia, nie zmieniając nawet drwiącego wyrazu twarzy.
-Tak? Przed chwilą jednak chyba miałeś na ten temat inne zdanie, aż kipiałeś ze złości kiedy nazwałam cie przebrzydłym gnojkiem, do tego stopnia, że naskoczyłeś na mnie, z pewnością z pragnieniem zabójstwa,  na końcu jednak zacząłeś mi się zwierzać ze swoich problemów, jeśli można to tak nazwać 'rodzinnych'- wiedziała, że trafiła w czuły punkt, wiedziała też, że przesadziła, bo całą tą scenę obserwowało nie kilka, lecz kilkanaście już osób, ale nie mogła się powstrzymać, on tak na nią działał i jego towarzystwo, szczególnie teraz, gdy próbował tworzyć sobie nową maskę idealnego superbohatera, ona znała jego jedyne, prawdziwe oblicze i w tym momencie,  miała w nosie, że ludzie się patrzą, że zawsze trzymała nerwy na wodzy, że może będzie tego żałować. Nie mogła się powstrzymać, a miała mu do powiedzenia znacznie więcej. Wszystko co uzbierało się przez te sześć lat znajomości. Jeszcze bardziej irytował ją fakt, że po jej słowach drwiący wyraz twarzy nadal nie schodził mu z twarzy, zawahał się lekko gdy wspomniała o rodzicach, ale żadnej większej reakcji, wybuchu czy choćby poczerwienienia ze złości. Chciała żeby wszyscy dowiedzieli się, że to nadal ten sam okropny ślizgon. Ale nic się nie stało. Teraz to ona wyszła na idiotkę.
-Oj Granger, ktoś tu nie panuje nad emocjami, ale obiecuję zajmę się nią, jak tylko dojedziemy  do szkoły będzie pierwszą pacjentka u pani Pomfrey, tak dla bezpieczeństwa nas wszystkich -powiedział to zwracając się do wszystkich obserwatorów tej konfrontacji. Kilka osób, z pewnością nowych fanek Dracona wybuchło nawet cichym śmiechem.
-No tak mogłam się tego spodziewać, musisz dbać o swój nowy wizerunek, nie możesz jak facet stawić czoła wyzwaniu, tylko udajesz kogoś kim nie jesteś, tak aby ludzie przypadkiem nie zobaczyli twojego prawdziwego oblicza, jesteś tchórzem wielkim tchórzem i...
-i nie dokończyła, bo ten złapał ją za ramię i wepchnął do najbliższego przedziału. Nim się obejrzała i zorientowała co się stało, już siedziała na jednym z siedzeń, a wysoki blondyn zabezpieczał niewerbalnymi zaklęciami drzwi.
Chociaż gryfonka miała zaprotestować lub rzucić kąśliwą uwagę, że jak zamknie te drzwi, to nie będzie miał  za chwilę którędy  uciekać, to powstrzymała się, obiecując sobie, że nie będzie rozmawiała z kimś takim jak on, nie po tym przedstawieniu, które przed chwilą odegrał. On odezwał się pierwszy.
-Zadowolona jesteś z siebie? Biorąc pod uwagę fakt, że zrobiłaś z siebie błazna przed połową szkoły, to ja osobiście jestem bardzo zadowolony.- powiedział ze swoją nieodłączną ironią i szyderczym uśmieszkiem na twarzy. Ona jednak uparcie trwała w swoim postanowieniu i nie odzywała się ani słowem. Nie dała się sprowokować, chociaż podejrzewała, że będzie na nią krzyczał, powie jej co o niej myśli, pokaże swoje prawdziwe ja, to nic takiego się nie stało, ale i tak nie zamierzała dyskutować z osobą na tak niskim poziomie. Postanowiła, że będzie jechać  w milczeniu choćby do końca podróży, jeśli on będzie ją zmuszał do siedzenia tam razem z nim. Jednak przypomniała sobie od czego tak właściwie zaczęła się ich kłótnia, małe srebrno-bordowe pudełeczko, którego zawartości nie zdążyła nawet obejrzeć.
-Oddaj mi moją własność!
-Po tym wszystkim? Zapomnij!
-Oddaj mi to, zostaw mnie w spokoju, najlepiej nie pokazuj mi się na oczy i będę wtedy naprawdę szczęśliwa.
-Masz rację, oboje byśmy na tym skorzystali, ale obawiam się, że jeszcze przez rok, będziesz zmuszona do podziwiania mnie na tle naszego wspaniałego zamku Hogwartu, dzielenia wspólnych obowiązków prefektów naczelnych i całkowicie przypadkowych spotkań, które mogą Ci czasami odrobinkę popsuć humor, z kolei mnie dać niewyobrażalnie wielką radość i satysfakcję.
-No tak, nic się nie zmieniłeś tak jak mówiłam, dalej jesteś dwulicową fretką, szkoda tylko, że nie masz tyle odwagi by być sobą przy wszystkich. Boisz się, że za rozpowszechnianie poglądów twoich rodziców możesz trafić do Azkabanu, wtedy to już by była tradycja rodzinna, nie sądzisz? -Dodała spokojnie, również przybierając drwiący uśmieszek na twarzy. Wiedziała, że tego już nie wytrzyma i wkrótce wybuchnie. Na reakcje nie trzeba było długo czekać. Malfoy energicznie wstał z fotela, doskoczył do niej jednym susem i złapał ją za nadgarstki, po czym nachylając się nad nią, zbliżył swoje usta do jej ucha, tak blisko, że czuła jego oddech na karku i wyszeptał:
-Nigdy więcej tak nie mów...
Po tych słowach szybko oddalił się i wyjął różdżkę, zaczynając zdejmować zaklęcia. W tym momencie coś jednak tknęło gryfonkę, poczuła się trochę zdezorientowana, miała nadzieję, że to nie wyrzuty sumienia czy współczucie. Bo te słowa, może i zabolały, aczkolwiek były przynajmniej szczere, a nie tak fałszywe jak jego każdy pojedynczy wyraz. Czuła jednak, że musi to zrobić, nie przemyślała tych słów, a przytoczone przykładu  rodziców nie było najlepszym pomysłem, ale wszystko stało się tak szybko, dlatego musiała to zrobić
-Przepraszam, naprawdę przepraszam.- wyszeptała cichutko.
-No Granger nie wiedziałem, że jesteś aż tak wrażliwa, że będziesz mieć wyrzuty sumienia z mojego powodu.
-Nie wyrzuty sumienia skłoniły mnie do tych słów, a dobre wychowanie -powiedziała najłagodniej jak tylko potrafiła, powstrzymując się, żeby znów nie wybuchnąć. Sama nie wiedziała dlaczego on tak na nią działa. Może dlatego, że pierwszy raz od zawsze naprawdę ma okazję powiedzieć mu co o nim myśli. A nazbierało się przez te wszystkie lata. A może dlatego, że tak dobrze potrafił udawać, bo na pewno się nie zmienił, on był inny, gdy był sam. Denerwował ją też ten nieschodzący z twarzy uśmiech, który pokazywał jak bardzo jest opanowany, że nic w zasadzie go nie rusza, to naprawdę irytujące. Bo wszystkie słowa wypowiedziane pod jego adresem, odbiły się od tego głupiego uśmieszku i trafiały z powrotem  do niej, ale ze zdwojoną siłą.
-Mogłem się domyślić, że to wyszło z głowy, a nie z serca. W sumie gdybyś tak szaleńczo nie kochała Weasley'a mógłbym pomyśleć, że nie masz serca, zawsze przecież kierujesz się rozumem. -Powiedział to spokojnie,  świdrując przy tym wzrokiem jej twarz. Jakby chciał zobaczyć jej reakcję. Hermiona poczuła lekkie ukłucie w żołądku na słowa 'kochala Weasley'a', ale nie dała tego po sobie poznać, nie chciała dawać mu satysfakcji. W zasadzie z Ronem byli razem, to chyba oczywiste, że go kochała, tylko jakoś nigdy o tym nie rozmawiali, nigdy mu tego nie powiedziała, nawet nigdy się nad tym szczerze nie zastanawiała, tak po prostu miało być, wszyscy wiedzieli, że powinni być razem, oni znali się od dawna, byli przyjaciółmi, potem tak wyszło, że zostali parą, to widocznie musiała być ta cała miłość. Zaskoczyło ją te słowa, pierwszy raz ktoś postawił ją przed  faktem, że kogoś kocha. Nie miała jednak czasu dłużej się nad tym zastanawiać, bo zdaje się, że Malfoy coś do niej mówił, a ona kompletnie go nie słuchała. Ignorując jego wywody, zapytała po raz kolejny, tym razem grzecznie:
-Oddasz mi moją własność i skończymy te gierki?
-Najpierw muszę to otworzyć, by sprawdzić czy aby na pewno należy do ciebie.
-Nie sądzisz, że ten przywilej należy się mnie?
-W takim razie otworzymy go razem. -Powiedział, po czym szybko wyjął z kieszeni spodni srebrne pudełeczko i pociągnął za wstążeczkę. Hermiona, która nie zamierzała się tylko przyglądać, odchrzaknela znacząco, by dać do zrozumienia co o nim myśli, po czym zabrała się do odpakowywania. Złapała za drugą wstążeczkę i podniosła wieczko pudełka. W środku zobaczyła coś tak pięknego, że zaparło jej dech w piersiach. Na spodzie pudełeczka leżało coś w kształcie koła. Było w kolorze srebrnym, a na wierzchu polyskiwaly rubiny, idealnie komponujac się z całością. Na pierwszy rzut oka, Hermiona nie wiedziała co to jest, ale wiedziała, że to coś pięknego. Draco z kolei od razu pomyślał, że to na pewno coś cennego i aż dziwne ze należy do niej. W jednym momencie sięgnęli po wspaniały przedmiot, a on się otworzył. Im oczom ukazało się lusterko. Z jednej i z drugiej strony umieszczone było niewielkie lustereczko w srebrnej oprawie i małymi rubinami wokoło.
-Tam jest coś wygrawerowane- zauważył Malfoy. I rzeczywiście miał rację, na obu częściach widniała jakaś grawerka. Oboje Nachylili się aby odczytać znaki, Malfoy trzymając jedną część lustra, Hermiona uparcie drugą. 
-To chyba runy- zauważyła słusznie gryfonka, lecz nic im to nie dało, bo starożytne runy, trzeba tłumaczyć ściśle z podręcznikiem. Nie mogąc nic więcej zrobić, przejrzeli się tylko, każdy w swojej części lustra. Wtedy stało się coś niezwykłego. Światło na chwile zgasło, po czym znów się zaświecilo, a oni poczuli uderzające bijące ciepło od lusterka, które rozchodzilo się po całym ciele dając uczucie przyjemnej blogosci. Oboje dobrze znali to uczucie, każde z nich poczuło je pierwszy raz jakieś 7 lat temu, gdy kupowali różczki do szkoły, to była magia, ta w najczystszej postaci. Po kilku chwilach blogosci, odzyskali w pełni świadomość i jednocześnie puścili trzymany przedmiot, który z brzdekiem uderzył o podłogę, zamykając się z powrotem. Gryfonka instynktownie schylila się, by zobaczyć czy nic się nie stało. Gdy upewnila się, że wszystko jest w porządku, schowała go z powrotem do pudełka i zgrabnie związała wstążką, po czym ukryła w jak najgłębszej kieszeni żakietu. Draco w tym czasie stał w milczeniu jakby się nad czymś wnikliwie zastanawial.
-Co to było? -Wykrzyknął przerywając ciszę. Lecz Hermiona, nie odpowiedziała, bo sama chciałaby znać odpowiedz na to pytanie.
-Skąd to masz? -Kontynuował Draco
-Dostałam od moich rodziców na urodziny.- powiedziała w końcu skonsternowana.
-Ale przecież twoi rodzice są mugolami, a to jest, to była magia.
-Myślisz, że tego nie wiem, to była moja pierwsza myśl po tym co się stało. Ale nie umiem tego wyjaśnić, po prostu nie wiem.
-No nie wierzę, pierwszy raz kujonica Granger czegoś nie wie, chyba rozpowiem to po szkole, ale będzie sensacja. -skomentował ślizgon, przybierając typowy dla niego wyraz twarzy. 
-Wypuść mnie i daj mi spokój.- poprosiła go z nadzieją, że w końcu zostanie sama i będzie mogła sobie wszystko przemyśleć. Bo tak wiele się dzisiaj działo.
-Myślisz, że mam zamiar przebywać dłużej w twoim towarzystwie. -Po tych słowach wstał i zwrócił się do wyjścia, trzymając jednak rękę na  klamce, odwrócił się i rzucił na pożegnanie:
-Powiedz swoim rodzicom-złodziejom, że nie ładnie bawić się cudzymi rzeczami.
-Po usłyszeniu tych słów, Hermiona wpadła w szał, nie wiedziała tylko, czy chce go udusić własnymi rękami czy może patrzeć jak ktoś to robi. Rzuciła się na niego z łapami, ten jednak zatrzymał ją sprawnym ruchem ręki, pociągnął do tylu i już siedziała na fotelu, a Draco trzymał ją za ręce. Była wściekła,  nikt nie może bezpodstawnie i bezkarnie obrażać jej kochanych rodziców. Po chwili jednak się opanowała, wiedząc, że w jego ramionach nic nie zdziała, postanowiła zmienić taktykę. Wiele ją kosztowało uspokojenie się, ale wiedziała, że i ona zrobiła to samo, dwukrotnie weszła na temat jego rodziny, teraz czuła na własnej skórze, jak to boli. Ale ona go przeprosiła. Na chwilę rozluźnił uściski, co natychmiastowo wykorzystała. Już wiedziała co chce zrobić, wstała i uśmiechnęła się intrygująco, co wymagało teraz od niej dużego poświęcenia, zmusiła się do tego, ale wiedziała, że musi, musi mu pokazać co czuje i co o nim myśli. Pochyliła się nad nim, pogłębiając uśmiech, dotknęła palcem jego torsu i zaczęła powoli zjeżdżać w dół. On siedział nieruchomo, jednak nie odepchnął jej jakby to zrobił kiedyś, tłumacząc się, że 'brzydzi go dotyk szlamy'. Teraz nie zrobił nic i nie powiedział nic, siedział jak zahipnotyzowany, może mu się nawet to podobało. Na tym efekcie jak najbardziej jej zależało. Nachyliła się powoli nad nim, dalej wodząc palcem po jego lekko rozpiętej koszuli, zbliżyła do niego swoje usta i wyszeptała
-Nigdy więcej tak nie mów... -Po czym wymierzyła mu siarczysty policzek i jak gdyby nigdy nic wyszła z pomieszczenia.