czwartek, 27 listopada 2014

Rozdział XII - Największy sekret...



 Przepraszam, że nie dawałam znaku życia, ale mam remont w domu i naprawdę nie mam jak pisać i dodawać. Staram się też czytać na bieżąco wasze blogi, ale czasami szkoła mnie wykańcza. Dlatego przypominajcie mi o sobie i swoich blogach.




Opierała się jeszcze kilka chwil, ale nie sposób było przekonać Malfoy’a, że miała inne, ważniejsze sprawy. Zgodziła się więc trochę z bezsilności, ale także kierując się odrobiną ciekawości, gdzie zabierze ją ten Ślizgon. Szła korytarzami Hogwartu rozmyślając o całej tej chorej sytuacji. Schodzili stopniowo w dół, Hermiona domyślała się, gdzie znajduje się to tajemnicze miejsce.
-Lochy? Myślisz, że jak mnie zaatakujesz i zamkniesz gdzieś w lochach, to nikt się o tym nie dowie?- jej ton nie przypominał nawet odrobinę żartobliwego
-Granger przecież wiesz, że nawet za dożywotni zapas Ognistej bym cię nie dotknął. Siedź cicho, wystarczająco, że zostałem zmuszony do znoszenia twojego towarzystwa. Nie utrudniaj mi tego, okej?- powiedział opanowanym tonem, nie odwracając nawet głowy w jej stronę
-A tak właściwie jak mnie znalazłeś? –przez jej głowę przemknęła nietypowa myśl.
-Już ci mówiłem Granger- zatrzymał się na chwilę i popatrzył jej w oczy- wszystkie dziewczyny są dokładnie tam, gdzie ja chcę żeby były- uśmiechnął się drwiąco i wypowiedział cicho hasło. Nim Gryfonka zdołała się otrząsnąć i wymazać z pamięci ruch jego ust, głos jego słów, widok jego uśmiechu, znajdowała się już po drugiej stronie kamiennej ściany. Dopiero po chwili dotarło do niej, że znowu wkracza do legowiska żmij, przypomniała sobie swoją obietnicę, że nigdy więcej nie pojawi się w Pokoju Wspólnym Slytherinu. Teraz było już za późno. Powoli ruszyła przez środek pomieszczenia coraz napotykając się z czyimś zaciekawionym spojrzeniem. Czuła się jak kawałek jedzenia, otoczony przez stado wygłodniałych zwierząt. Przed oczami zamigała jej blond włosa czupryna, ruszyła szybkim krokiem w jej kierunku, chcąc jak najszybciej pozbyć się tego niekomfortowego uczucia. Malfoy stał przed dużymi dębowymi drzwiami, prowadzącymi do pomieszczenia, w którym już kiedyś była.
-Bliase…- pomyślała i weszła do środka. Wnętrze jednak nie przypominało dawnego dormitorium Ślizgonów. Ogromne łóżka porozstawiane były w kątach pokoju, ich miejsce zajęły dwie zielone kanapy i wysoki drewniany stolik zastawiony w całości jedzeniem, kieliszkami i butelkami ze złocistym płynem. Na jednej z sof siedział rozłożony na całej szerokości Bliase Zabini razem ze swoim nieodłącznym uśmiechem na twarzy.
-Masz szczęście, że wszyscy są w Wielkiej Sali na obiedzie, inaczej nigdy bym tego nie zrobił.- z zamyślenia wyrwał ją stanowczy głos Malfoy’a.
-Oj Draco chyba nie było tak źle? Wiesz, że musiałem się przygotować!- Blaise jeszcze bardziej się uśmiechnął.
-To naprawdę przestaje być śmieszne. –Draco pochylił się nad stołem, odkręcił korek od jednej z butelek i nalał sobie złocistego płynu do dużej szklanki. Do Hermiony dopiero po chwili dotarło, że rozmawiają o niej.
-Może ktoś mi łaskawie powiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi?- krzyknęła oburzona i obdarzała surowym wzrokiem naprzemiennie obu Śizgonów.  Draco przewrócił tylko oczami i usiadł wygodnie na kanapie, całkowicie ignorując jej słowa.
-Usiądź kochanie, usiądź!- Zabini poderwał się z miejsca i podszedł do Gryfonki.
-Nie tym razem! Po co mnie tu zaciągnąłeś? –jej głos nadal był podniesiony, nie zamierzała się uspokajać, ani tym bardziej siadać. Miała już serdecznie dość tego Ślizgona i jego niedojrzałego zachowania. Naprawdę go polubiła podczas wspólnej pracy na eliksirach, ale tym razem przesadził. Hermiona naprawdę nie miała nastroju na żarty.
-Wszystko ci wyjaśnię, ale najpierw musisz coś wiedzieć.
-Słucham?- założyła ręce i nadal patrzyła na niego spode łba.
-Zanim powiesz tak, musisz to wiedzieć. Bo ja… próbuje z tym walczyć, ale  strasznie chrapię w nocy…- chłopak przybrał typową dla siebie maskę udawanego przejęcia i smutku. Usta Hermiony nieznacznie drgnęły, ale nie dała się tak łatwo nabrać. Nie tym razem.
-Blaise co ci przyszło do głowy? Jesteś nienormalny! Wychodzę!- czuła, że piekło dopiero się rozpęta.
-Zaczekaj kochanie! –złapał ją za rękę uniemożliwiając wyjście
-Puszczaj!- krzyknęła i zaczęła się wyrywać. Zabini rzucił się jej do stóp łapiąc za kostki.
-Nie odchodź błagam! Daj mi jeszcze jedną szansę!- Bliase nadal utrzymywał poważny ton, gdyby obserwował ich ktoś, kto go nie zna, na pewno stwierdziłby, że Ślizgon  zaraz się rozpłacze. Hermiona nie dawała za wygraną, choć momentami miała ochotę wybuchnąć szczerym śmiechem, nie zrobiła tego. Znowu otwierała usta, by wykrzyknąć coś co dotrze do tego upartego chłopaka, kiedy usłyszała czyjś śmiech. Oboje odwrócili głowy w kierunku kominka i ujrzeli Dracona Malfoy’a siedzącego z wyraźnie rozbawioną miną na brzegu kanapy.
-Wiesz co Zabini, ktoś cię teraz zobaczył, to byłbyś numerem jeden szkolnych plotek, prze jakieś najbliższe 10 lat. –Draco wypowiedział to, o czym Hermiona pomyślała. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że po raz pierwszy usłyszała jego śmiech. Było w tym coś niesamowitego, ale nie do końca wiedziała, czy pasuje mu to do wizerunku.
-Spokojnie, nasze życie prywatne zostawiamy tylko dla siebie!- Zabini wreszcie podniósł się z podłogi i stanął tuż za dziewczyną pilnując, by nie wyszła za wcześnie.
-Zabini naprawdę mam cię dosyć!- powiedziała odrobinę łagodniej.
-Ale posłuchaj mnie teraz kwiatuszku- mówiąc to pogładził ją po policzku- jesteśmy tutaj, bo musimy świętować! Nie bez powodu urządziłem moje skromne progi tak odświętnie. Proponuję wznieść toast za naszą współpracę za eliksirach, za naszą wygraną i za rodzącą się dzięki temu miłość!
-Blaise!- syknęła
-Oj dobrze, już dobrze! Draco nalej dla wszystkich!- powiedział uśmiechając się zalotnie w kierunku kanapy.
-Mnie w to nie mieszaj! Myślałem, że miałem przyprowadzić ją właśnie po to, by robiła nam drinki!- Draco popatrzył na nią pokpiwająco. Cała aż się zagotowała od środka, jednak nie zdążyła nic mu odpowiedzieć, dzięki szybkiej interwencji Blaise’a, który kontynuował.
-Czas opić te ciężkie tygodnie pracy!
-Ciężkie, szczególnie dla ciebie- wyszeptała Hermiona, nadal naburmuszona- zresztą nie mamy czego świętować. Nie wygraliśmy. Najlepsza była Jade- ostatnie słowo mocno zaakcentowała, wyrażając w ten sposób żal jaki czuła.
-Mylisz się moja droga! Otóż po rozmowie ze Sluthornem doszliśmy do wspólnych wniosków, że nie powinno się wyłaniać jednego zwycięzcy. Co więcej Szanowny Pan Profesor zaproponował, abyśmy również zostali zwolnieni z pisania egzaminów półrocznych, dostajemy też dodatkowe punkty dla naszych domów.- wyrecytował niemalże na jednym tchu. Hermiona w przypływie euforii rzuciła się chłopakowi na szyję, ściskając go z całych sił.
-Ohh Blaise!- zdołała tylko wyszeptać mu do ucha.
-Mogłem tak od razu- odpowiedział jej cichutko.
-Nie mam zamiaru na to dłużej patrzeć.- usłyszała wszy głos Malfoy’a automatycznie odkleiła się od Zabiniego. Poczuła znajomy zapach frezji, drażniący jej nozdrza.
-Oj nie każ nam czekać do ślubu!- krzyknął za nim Bliase i najwidoczniej podziałało, bo wrócił na swoje miejsce i powtórnie zajął się zawartością swojej szklanki. Chwilę później dołączyli do niego Ślizgon z Gryfonką. O dziwo spędzili w swoim towarzystwie trzy długie godziny, nie zabijając, nie zagryzając, ani nie pożerając się nawzajem. Chociaż nie można tu było mówić o przyjacielskim spotkaniu, jednak to i tak był duży sukces. Nigdy wcześniej żadne z nich nie przypuszczało, że wytrzymają ze sobą w jednym pomieszczeniu tak długo. A co dopiero śmiejąc się i żartując od czasu do czasu. Oczywiście niezastąpiony był tam Blaise, dzięki niemu Hermiona nie patrzyła co chwilę na zegarek, a Draco powstrzymywał się od wygłoszenia szczerej opinii na temat Granger. Nie obyło się bez małych zgrzytów, sarkastycznego tonu i nieuprzejmego wzroku. Jednak wraz z upływem czasu i stopniowym znikaniem zawartości butelek, rozmowa toczyła się coraz lepiej.
-Już tak późno? Muszę już iść!- Hermiona dopiero teraz spostrzegła, że zegarek wskazuje już piętnaście po dwudziestej. Przypomniała sobie o szlabanie i od razu ciarki przeszły ją po plecach, nie miała ochoty widzieć profesora Granger’a.
-Zohgstam!- głośny bełkot wydobywał się z ust Bliase’a. To on z całej trójki wypił najwięcej. Hermiona ograniczyła się do dwóch szklaneczek, bała się przesadzić, ponieważ Ognistą Whiskey piła tylko raz w życiu. Malfoy natomiast pił sporo, ale nie było po nim tego widać, najwidoczniej miał najlepszą głowę z nich wszystkich. To Malfoy, on wszystko musi mieć najlepsze.
-Naprawdę muszę już iść, mam szlaban u Granager’a. –odpowiedziała szczerze, podnosząc się ociężale z miejsca.
-Nhie! Drago sie odprowaci- Zabini nadal trajkotał plączącym się językiem- Drago? Opiecaj!
-Bliase, myślę, że lepiej będzie jak zajmie się tobą, a nie mną- popatrzyła na niego serdecznie, mimo wszystkiego co dzisiaj się stało była mu wdzięczna, za wszystko.
-Drago! Opiecaj!- powtórzył jeszcze raz, próbując wstać z miejsca. Wyglądało to naprawdę komicznie, Hermiona walczyła z pokusą parshnięcia śmiechem. Ślizgon próbował wstać, jednak nie mógł złapać równowagi i przewrócił się z powrotem na kanapę, chwilę później słychać było już tylko ciche chrapanie.
-Nie kłamał.- skomentowała to Hermiona z małym uśmiechem na twarzy- Ja już pójdę
-Nie- zaprotestował Malfoy- odprowadzę cię!- Gryfonka nawet nie próbowała protestować, zabrała swoją torbę rzuconą w kąt pokoju i ruszyła w kierunku drzwi. W Pokoju Wspólnym powtórnie napotkała wzrok ciekawskich Ślizgonów. Starała się ich ignorować, przemierzając pomieszczenie z dumnie uniesioną głową. Szła przodem, nie czekając na chłopaka. O  jego obecności świadczył tylko wyraźnie odczuwalny zapach ambry i frezji.
-Tym razem nie ma już obiadu- zagadnęła, gdy byli już na głównym korytarzu.
-Tym razem to niczego nie zmienia- nie bardzo zrozumiała sens tych słów, może to przez alkohol szumiący jej w głowie, a może to dlatego, że to po prostu Malfoy, jego nie da się rozgryźć. Gdy dochodzili już prawie do Wieży Gryffindoru usłyszeli śmiech w jednym z bocznych korytarzy. Oboje doskonale wiedzieli do kogo on należy, automatycznie spojrzeli w tamtą stronę i zobaczyli dwie postacie złączone pocałunkiem. Hermiona nie mogła uwierzyć w to co widzi, potrząsnęła delikatnie głową, po czym popatrzyła jeszcze raz. Niedaleko ich stała niezmiennie Ginny, której płomienistych włosów nie sposób było pomylić z żadnymi innymi, a tuż przed nią, z rękami na jej tali i ustami wtopionymi w jej wargi stał Harry. Para wydawała się nie zauważać otoczenia, trwali w namiętnym pocałunku nieświadomi, że ktokolwiek ich obserwuje. Hermiona uśmiechnęła się na ten widok. Nie było słów, które potrafiłyby opisać jej szczęście.
-A więc to ten tajemniczy chłopak z imprezy i powód radości Rudej- pomyślała i odwróciła się, by ponaglić Malfoy’a, nie chciała przeszkadzać zakochanej parze. Na twarzy Dracona malowała się ogromna wściekłość. Rozszerzone źrenice, wstrzymany oddech i zaciśnięte pięści świadczyły o ogromnej złości, jaką czuł. Hermiona odwróciła się jeszcze raz w kierunku korytarza, by upewnić się, czy na pewno temu samemu przygląda się Ślizgon. Nic innego, oprócz pary kochanków, nie znajdowało się w zasięgu jej wzroku. Przyglądała się mu badawczo. Chwilę później odwrócił się energicznie i poszedł w kierunku schodów z szybkością błyskawicy.
-Malfoy!- krzyknęła za nim bezwiednie. Jednak widziała już tylko jego plecy i zaciśnięte do granic możliwości pięści. Nic nie rozumiała z jego zachowania. To wyglądało tak, jakby był on zazdrosny o Ginny? Sama zaśmiała się w duchu ze swoich myśli. Jeszcze raz zwróciła się w kierunku dwójki przyjaciół. Stali oni oddaleni od siebie na kilka kroków. Wyglądali tak jakby zostali złapani na gorącym uczynku.
-To nie tak! Hermiona!- krzyknęła Ginny, jednak Hermiona uśmiechnęła się tylko do niej szczerze i pobiegła pod obraz Grubej Damy, zostawiając ich samych. W jej głowie krążyło tysiące myśli, skupiających się na Malofy’u, Ginny, Harrym i nawet na Bliasie. Cieszyła się obrotem sytuacji, miłością przyjaciół. Nie mogła doczekać się dawnej Ginny, tej roześmianej, energicznej i wesołej dziewczyny, ale to Ślizgon i jego dziwne zachowanie miała cały czas przed oczami. Zdążyła się tylko rozpakować, gdy do jej dormitorium wpadła Weasley’ówna.
-Musimy porozmawiać!  Ja ci wszystko wyjaśnię!- krzyczała rozemocjonowana nie mogąc ustać w miejscu.
-Ginny ja już widziałam, ja wiem, cieszę się razem z wami. Ale teraz muszę już iść, mam szlaban z Granger’em. –mówiąc ostatnie zdanie uśmiech spełzł jej z ust.
-Jak to wiesz? Hermiona!- Ruda nadal nie potrafiła się uspokoić
-Porozmawiamy jak wrócę.- Hermiona podeszła do przyjaciółki, przytuliła ją i posłała serdeczny uśmiech.
Gabinet dyrektora znajdował się za salą do transmutacji. Dawniej, kiedy tego przedmiotu nauczała profesor McGonagall było to jej ulubione miejsce w Hogwarcie. Jednak nie dzisiaj. Teraz kojarzyło jej się tylko z cwanym uśmieszkiem profesora Granger’a, jego zabójczo przystojną twarzą i nieuprzejmymi komentarzami. O tak, zdecydowanie znienawidziła tę klasę, ten przedmiot i tego profesora. Niestety nie miała wyjścia, ominąwszy szerokie drzwi sali, stanęła przed odrobinę mniejszymi, wykonanymi z dobrego drewna i wyrytym napisem prof. Robert Pancrem Granger. Wzięła głęboki oddech i zapukała w drzwi trzy razy. Nie musiała długo czekać, już po chwili pojawił się w nich wysoki blondyn w średnim wieku. Z jego twarzy nie dało się odczytać zupełnie żadnych emocji.
-Zupełnie jak Malfoy- przeszło jej przez myśl. Weszła do środka urządzonego w gustownym i eleganckim stylu. Jednak pomieszczenie nie przypominało typowego gabinetu, był to raczej ogromny salon, pokój dzienny lub po prostu sypialnia. Na ścianach dominował kolor burgundowego fioletu. Gdzieniegdzie pojawiały się akcenty brązu, meble poustawiane w jednym rządku wykonane były najprawdopodobniej z hebanu. Stylowe sofy otaczały kominek z buchającymi płomieniami, przy oknie stało małe biurko, pełniące raczej rolę barku lub stolika niż skrytki na cenne papiery. Wszystko wyglądało nie tylko estetycznie, ale i bardzo drogo. W pierwszej chwili Hermiona zaczęła się w ogóle zastanawiać, czy aby weszła do właściwych drzwi. Większość gabinetów nauczycieli Hogwartu urządzona była skromnie. Oprócz najpotrzebniejszych mebli nie znajdowało się tam zupełnie nic.
-Kazałbym ci się rozgościć, ale nie tym razem. Wybacz.- Granger dał znać o swojej obecności. Tym razem na jego twarzy ukazywał się nikły cień uśmiechu. Gryfonka nie zareagowała na jego słowa. Nadal stała jak skamieniała, czekając na dalsze instrukcje.  Chciała wykonać jak najszybciej robotę i jak najszybciej znaleźć się w swoim dormitorium. W jej głowie wciąż siedziały żywe obrazy zajścia na schodach. Bała się co takiego planuje z nią zrobić. Profesor powolnym krokiem podszedł do biurka, ukazując swoją idealną sylwetkę. Większość dziewczyn rzuciłoby się w tym momencie na niego i dziękowało za możliwość szlabanu w jego osobistym gabinecie. Ale nie ona. Wyjął butelkę Ognistej i jedną szklankę. Na ten widok Hermionie przypomniał się dzisiejszy wieczór spędzony ze Ślizgonami. Uśmiechnęła się na myśl o Blaisie, który najprawdopodobniej chrapie głośno w sowim łóżku i przypomniała sobie o Malfoy’u, o jego dziwnej reakcji i…
-Może napijesz się ze mną?- zapytał ją głosem, który wydał się nawet odrobinę uwodzicielski. Gdyby nie to, że był to nauczyciel, gdyby nie to, że go nienawidziła mogłaby się na to nabrać. Pomyślała sobie o tych wszystkich kobietach, które mógł uwieźć jednym zdaniem i znowu jej myśli skierowały się na Malfoy’a.
-Dziękuję- starała się brzmieć grzecznie, nie zamierzała narażać się na podwójny szlaban.
-Dobrze, a więc zaczynaj- jego uśmiech nie był już uroczy, wyglądał raczej jakby się dobrze przy tym bawił, jego chytry wzrok przebiegał wzdłuż jej figury, przyprawiając ją o dreszcze. –będziesz miała za zadanie uporządkować wszystkie moje szaty. Posegregować i poukładać, oczywiście bez użycia magii- wyciągnął rękę po różdżkę i już po chwili włożył ją do swojej kieszeni. Hermiona była o krok od wybuchu. Zastanawiała się w co pogrywał ten nauczyciel. Jeszcze nikt tak jej nie upokorzył. Podeszła do szafy, którą jej wskazał i zaczęła wyjmować po kolei wszystkie ubrania. Tymczasem Granger usiadł wygodnie na jednej z kanap, popijał Ognistą i przyglądał się pracy jej zwinnych rączek. Czuła się okropnie. Wiedziała, że zakpił sobie z niej. Przez cały czas czuła na plecach jego świdrujący wzrok, a kiedy odwracała się, by zapytać co zrobić z rzeczami, które nie były szatami, a przez przypadek znalazły się na jednej z półek, widziała jego cwany uśmiech. Ubrania profesora Granger’a wykonane były z najlepszych materiałów i posiadały najróżniejsze kolory. Od klasycznej czerni to jaskrawej czerwieni. Z pewnością szafy większości kobiet, nie są zapełnione chociaż połową tej ilości. Mimo, iż nie miał żony, sam potrafił o siebie zadbać, miał klasę.
Porządkowanie jego ubrań zajęło jej już ponad godzinę. Była naprawdę wyczerpana, a ręce bolały ją od ciągłego trzymania w górze. Mimo upływu czasu Granger niezmiennie siedział na kanapie, wciąż pochłaniając kolejne szklanki whiskey. Gdy podnosiła stertę koszul z jednej z najwyższych półek na głowę spadła jej biała koperta. Schyliła się by zobaczyć co to takiego. Zdążyła zauważyć tylko napis do Roberta Pancrema Grnger’a. i jakiś tajemniczy znak naszkicowany czarnym tuszem. Nie było nadawcy. List nie był rozpieczętowany, a pieczęć na wosku świadczyła o tym, że ten kto napisał ten list ma inicjały H.V. Chciała podnieść kremową kopertę, ale w tym samym momencie została szarpnięta do tyłu i czyjeś męskie ręce porwały list.
-Idź już!- usłyszała stanowczy głos nauczyciela. Odważyła się spojrzeć na jego twarz, na której teraz malowała się złość. Starał się ukrywać emocje, ale najwidoczniej nie przychodziło mu to łatwo.
-Ale nie dokończyłam jeszcze- powiedziała spokojnie, zastanawiając się co właściwie się stało. Nie była głupia, wiedziała, że to było coś ważnego, ale nic jej nie mówił ten tajemniczy znak, a tym bardziej inicjały H.V. Chciała jeszcze raz przyjrzeć się kopercie, ale nie widziała już ani skrawka.
-Wyjdź stąd! Już!- nie musiał dwa razy powtarzać. Wzięła tylko swoją różdżkę i szybkim krokiem wyszła z pomieszczenia, zostawiając tam rozzłoszczonego profesora. Całą drogę do dormitorium rozmyślała o tym co się stało. Próbowała przypomnieć sobie treści najróżniejszych książek, ale nigdy wcześniej nie spotkała się z podobnym symbolem, a mimo wszystko czuła, że nie jest jej on do końca obcy. W Pokoju Wspólnym było już tylko kilka osób, a ze względu na to, że oprócz Parvati nie było tam nikogo znajomego, od razu ruszyła do swojego dormitorium. Już w progu usłyszała czyjeś szlochanie. Rozejrzała się po pomieszczeniu i zobaczyła Ginny skuloną na swoim łóżku. Tą samą Ginny, która jeszcze niedawno śmiała się i całowała z Harrym. Podeszła do niej bez wahania i przytuliła.
-Znowu Harry?- zapytała cicho. Jednak nie usłyszała odpowiedzi.- Ginny co się stało? Coś nie tak?
-Wszytsko!- Ruda krzyknęła przez łzy i popatrzyła przyjaciółce w oczy- Ohh Hermiono!- znowu wybuchła płaczem, rzucając się w ramiona Hermiony. Ta jednak nie chciała dać za wygraną. Nie tym razem. Teraz dowie się co oznaczają te wszystkie tajemnicze słowa, te smutne dni, dziwne sytuacje i nieme łzy.
-Powiedz mi co on ci znowu zrobił?- zapytała wprost
-Gdybyś wiedziała…- wykrzyczała zalewając się kolejnymi spazmami szlochu.
-Ginny dość milczenia. Nie widzisz, że już dłużej sobie z tym sama nie poradzisz. Powiedz mi co się dzieje, powiedz mi co się stało, od początku.- Weasley’ówna odgarnęła włosy z twarzy, otarła łzy i usiadła opierając się o poduszki. Zajęło jej chwilę nim zdążyła się w zupełności uspokoić. Hermiona jednak cierpliwie czekała.
-Bo wszystko…- głos Rudej przepełniony był bólem- zaczęło się od przepowiedni…

wtorek, 18 listopada 2014

Rozdział XI - Nieobliczalni wrogowie...

 Nowy rozdział dopiero dziś. Wybaczcie, ale mam takie straszne urwanie głowy. Pisałam to dzisiaj do trzeciej w nocy, by go dla was wstawić, ale nie dałam już rady sprawdzić, a więc z lekkim opóźnieniem, ale jest:

Dla wszystkich, których męczą mugolscy nauczyciele :*



Resztę weekendu spędziła w swoim dormitorium, wychodząc tylko i wyłącznie na krótką chwilę po to, by coś zjeść lub skorzystać z toalety. Opuściła sobie nawet wizytę w bibliotece, co zdarzało się naprawdę rzadko. Unikała kontaktu z kimkolwiek, kto nie byłby Ginny. Znowu powróciły dni smutku i żalu. A wszystko to spowodowane było przez Danna. Już na drugi dzień dowiedziała się od przyjaciółki, że w tym czasie, gdy ona marzła na błoniach, siedziała w zimnie na wieży i rozpłakała się przy Malfoy'u, czekając na niego, on bawił się w najlepsze na imprezie u Ślizgnów. Było jej najzwyczajniej w świecie przykro. Nie spodziewała się tego, nie po nim. Ginny też bawiła się wyśmienicie, a przynajmniej na to wyglądało. Od piątkowego wieczoru uśmiech nie schodził jej z twarzy. Nie mówiła nic, a Hermiona o nic nie pytała, nie chcąc naciskać. Jednak przeczuwała, że chodzi o jakiegoś chłopaka. Cieszyła się, że chociaż jedna z nich będzie szczęśliwa.
Kiedy nadszedł poniedziałek nie mogła już dłużej się ukrywać, chcąc nie chcąc miała dzisiaj transmutację razem z Dannem i prawie wszystkie lekcje z Harrym. Na niego również była lekko zła. Pierwszy raz od kilku lat zapomniał o jej urodzinach. Nie chodziło jej o prezenty czy nawet życzenia, ale zawsze od czasu pierwszej klasy spędzali ten dzień wspólnie. W tym roku zupełnie zapomniał o tradycji, nie próbował nawet przeprosić lub jakoś to zrekompensować. On także chodził z głową w chmurach i uśmiechem przyklejonym na twarzy, Hermiona była pewna, że świetnie bawił się u Ślizgnów razem z Jade. Coraz mniej lubiła tę dziewczynę. Mimo, że nigdy nie oceniała nikogo przez  nieswoje doświadczenia, tym razem chyba zrobi wyjątek. Chociaż nie potrafiła jej tak do końca skreślić. Nawet fakt, że połowa uczniów narzekała na nią, jej zachowanie i charakter, a druga połowa uparcie stawiała ją za wzór ideału, czynił ją co najmniej wartą bliższego poznania. W historii Hogwartu chyba żadna osoba dotychczas nie była tematem aż tylu sprzecznych plotek. Ona jednak nie zdawała się tym przejmować, zazwyczaj trzymała się na uboczu, nie zabiegając o sławę. Podsycając tym samym zainteresowanie swoją osobą.
Hermiona i Ginny siedziały w prawie pustej Wielkiej Sali. Był to ich nowy rytuał. Wstawały tak rano, by nie trafić w drzwiach na niewłaściwe osoby. Ginny nie bardzo podobał się ten pomysł, gdyż był on jednoznaczny z wczesnym wstawaniem i szybką toaletą, ale znała doskonale charakter przyjaciółki i wiedziała, że sprzeczki z nią są całkowicie bezcelowe. Jadły więc jajecznice, nieprzytomnie lustrując wnętrze Wielkiej Sali.
-A ten co tu robi? -Ruda poderwała się z siedzenia, przerywając błogą ciszę. Hermiona spojrzała w kierunku drzwi i zobaczyła stojącego nieopodal Malfoy'a. Rzucił w ich kierunku przelotne spojrzenie, z którego dało się wyczytać, że on również nie spodziewał się ich tutaj zastać, po czym ruszył w stronę swojego stołu. Jego szata falowała między ławkami odsłaniając czarne jak noc spodnie i białą koszulę z niedopiętym guzikiem. Włosy miał ułożone w nieładzie, co dodawała mu tylko uroku. Śledziły go oczy większości zgromadzonych już dziewczyn. Nawet Hermiona przyłapała się na ukradkowych spojrzeniach w tamtym kierunku. Chociaż nigdy nie przyznałaby, że wygląda przynajmniej 'ładnie', nie mogła odmówić mu wrodzonego wdzięku. Potrzasnęła głową chcąc odgonić te paradoksalne myśli i wróciła do zajmowania się zawartością talerza.
-Jeszcze tylko dzisiaj, tylko raz, tylko dwie godziny! -Ginny powtarzała w kółko bardziej do siebie niż do niej.
-Ale co? Co dzisiaj? Dzisiaj dopiero poniedziałek! Tydzień się jeszcze nie kończy! To dopiero początek. - Hermiona nie bardzo wiedziała o co chodzi przyjaciółce, ale nie wyglądała zbyt dobrze. Gdyby ktoś ją teraz zobaczył po raz pierwszy, bez zastanowienia wysłałby ją do Św. Munga. Po dawnym uśmiechu i dobrym humorze nie było już śladu, jego miejsce zajął grymas cierpienia i bólu. Wyglądała dokładnie tak jakby się miała zaraz rozpłakać.
-Ginny co ci jest? To nie jest śmieszne! -Hermiona zaczęła histerycznie szarpać Rudą za ramię szaty. Coraz mniej jej się to wszystko podobało.
-Masz rację Hermiono, to dopiero początek. Nic się nie kończy. Przed przeznaczeniem nie ucieknę! -wyrzuciła jej prosto w twarz, wstała i uciekła biegiem przez ogromne drzwi Wielkiej Sali. Minęła chwila nim Gryfonka zorientowała się co właściwie się stało, zdezorientowana również rzuciła się biegiem za przyjaciółką. Dogoniła ją dopiero na schodach prowadzących na drugie piętro. Była cała roztrzęsiona, łzy lały jej się strumieniami, a ręce miała sine od zaciskania piąstek. Hermiona powoli zbliżyła się do niej i ostrożnie objęła ramieniem. Znowu nie wiedziała co takiego się dzieje, nie rozumiała nic z tej całej sytuacji, ale czuła, że teraz nie może zrobić nic więcej, poza czułym wsparciem. Była zła na siebie, że tak mało rozmawia z Ginny, nie jest wtajemniczona w to co się dzieje, cały czas unikała kłopotliwych tematów, by nie zdrapywać jeszcze świeżych ran. Nie zdawała pytań, nie szukała odpowiedzi, a powinna. Ruda ewidentnie z czymś sobie nie radzi. Ma tajemnice. Harry też je ma i ta cała Jade, i w dodatku jeszcze McGonagall. Wertowała wszystko co zdarzyło się od początku roku i miała przeczucie, że dzieje się coś naprawdę niedobrego. Obiecała sobie, że tym razem koniec z milczeniem.
-Niech się tylko uspokoi, wtedy dopiero się zacznie- pomyślała uśmiechając się do siebie pod nosem.
Kiedy szły na pierwszą lekcję nie było  już widać śladu łez. To właśnie było najlepsze w Ginny, była silna i zdeterminowana, rzadko kiedy poddawała się bez walki, nie lubiła pokazywać słabości i łez. W przeciwieństwie do niej Hermiona była osobą nadzwyczaj wrażliwą, starała się zachowywać kamienną twarz, ale niejednokrotnie ponosiły ją emocje. Zazdrościła Rudej tej wewnętrznej siły i samozaparcia, szczególnie wtedy gdy szły na lekcje transmutacji razem z Krukonami. Wiedziała, że nie zdoła już dłużej unikać Danna, nie miała też ochoty na wysłuchiwanie uszczypliwych uwag od profesora Grangera. Zajęły jedną z pierwszych ławek i zaczęły wykładać potrzebne książki.
-Wolne? -Usłyszały znajomy głos za swoimi plecami.
-Tak- Ginny odpowiedziała sucho nie spoglądając nawet w jego stronę. Udawała, że szuka czegoś w torbie.
-Księżniczki dzisiaj nie w humorze?- zapytał wesoło siadając na ich ławkę.
-Daruj sobie- Ginny znowu odpowiedziała mu pogardliwym tonem
-Ej, ej, ej! Co się stało?
-Masz jeszcze czelność pytać? -odezwała wzrok od książek i obdarzyła go karcącym spojrzeniem.
-Ginny! -Hermiona w końcu zabrała głos- Przepraszam za nią- uśmiechnęła się przepraszająco i odwróciła w kierunku przyjaciółki. Ginny popatrzyła na nią w ten sposób jakby chciała powiedzieć! 'No co?' i wróciła do zajmowania się swoją torbą. Dann ewidentnie się zmieszał, chyba nie bardzo wiedział co powiedzieć, a kiedy Hermiona otworzyła usta do klasy wszedł jak zwykle dystyngowanym krokiem profesor Granger. Kilkanaście par oczu automatycznie powędrowało do jego męskiej sylwetki i śledziło każdy jego ruch. Miał na sobie granatowa szatę podkreślającą błękit jego oczu, a na nogach czarne jak smoła buty. Dann automatycznie zaskoczył ze stolika i zajął miejsce tuż przed nimi. Profesor jednym ruchem różdżki rozesłał ich wypracowania. I już chwilę potem słychać było tylko głośna wymianę zdań dotyczącą stopni. Hermiona natychmiast przekartkowała wszystkie strony, by zobaczyć upragnione słowo ‘Wybitny’. Jednak zamiast wielkiej litery ‘W’ zobaczyła tylko ‘N’ oznaczające ‘Nędzny’. Jej źrenice rozszerzyły się do maksymalnego poziomu, serce zaczęło bić szybciej, a skóra na twarzy przybrała różowawy odcień. Jeszcze nigdy w swoim życiu nie dostało niczego poniżej Zadawalającego. Spojrzała na kartkę należąca do Ginny, na końcu jej wypracowania stało duże ‘P’. Była pewna, że nie jest to przypadek.
-Profesorze! -Krzyknęła wyrywając rękę do góry.
-Ten temat nie podlega dyskusji. -Odpowiedział jej krótko patrząc się prosto w jej czekoladowe oczy.
-Ale...- Gryfonka nie dawała za wygraną.
-Nie panno Granger. Czego nie zrozumiałaś? Tego, że na moich lekcjach nie ma dyskusji, tego, że ‘N’ oznacza ‘Nędzny’, czy może tego, że ja tu jestem nauczycielem? I jeszcze jedno. Prace proszę pisać na temat. Bajki to możecie sobie pisać na wróżbiarstwie, ale nie na transmutacji. Jakieś pytania? -Mówił tak głośno by usłyszała go cała klasa i chociaż ostatnie zdania odnosiły się do całej klasy, jego kąśliwy język nie był już obcy Hermionie. Ona widziała w nim drugiego Snape'a tylko, że z małym wyjątkiem. Snape był tak samo nieprzyjemny dla wszystkich, a Granger ewidentnie obrał sobie na cel tylko i wyłącznie ją. Snape'a nienawidzili wszyscy oprócz kilku orłów ze Slytherinu, zaś Granger’a kochał każdy/
-Ale panie profesorze!- jej ton również nie przypominał spokoju czy opanowania, ledwo mogła powstrzymać się od wybuchu prawdziwej złości. Ostatkami sił postanowiła walczyć o swoje.
-Gryffindor traci dziesięć punktów. -Rozległ się stanowczy głos zza katedry. Tego było już za wiele. Hermiona smakowała swoje książki i wybiegła z klasy. Ginny nawet nie zdążyła jej powstrzymać. Jednak kiedy tylko dobiegła do schodów. Otulało ją silne ramię, nie przyjaciółki, ale przyjaciela. W tym momencie zapomniała o złości na niego, po prostu wtuliła się w męskie barki Danna i rozpłakała się jak dziecko.
Hermiona pojawiła się dopiero na eliksirach. Cały ten czas spędziła razem z Krukonem na rozmowie. Przeprosił ją za piątek, tłumacząc się tym, że po prostu zapomniał. Hermionie nie wydawało się to szczególnie prawdopodobne, ale przecież ‘każdemu się zdarza’. Dann skutecznie poprawił jej humor do tego stopnia, że w drodze do lochów towarzyszył jej nawet mały uśmiech. Zajęła swoją ławkę, po raz ostatni już dzieląc ją z Zabinim. To właśnie dzisiaj przypadał termin, w którym mieli oddać sporządzane przez trzy tygodnie eliksiry. Długo czekała na ten moment. Razem ze stresem przyszedł też pewien rodzaj smutku. Nie chciała się do tego przyznać, ale ta męcząca współpraca ze Ślizgonem miała też swoje dobre strony. Nie mogła narzekać na nudę, czasami nawet zdarzyło mu się w czymś pomóc, a co więcej za każdym razem po dwóch godzinach eliksirów wychodziła z klasy z pełnym uśmiechem na twarzy. Cieszyła się jednak, że w końcu skończy się okres ciężki dla Ginny. Gołym okiem widać było, że jej współpraca z Malfoy'em opierała się tylko na tym, by się nawzajem nie zabić. Nie było już śladu po przyjaźni zawartej na początku roku, a mimo wszystko i tak uparcie twierdzili, że się 'lubią'. Ich wyrazy twarzy i zachowanie mówiły jednak co innego, ale pod tym względem, nie dało się im niczego udowodnić.
-Wiesz co, przypominasz mi moją przyszłą żonę- usłyszała dźwięczny głos Blaise'a tuż przy swoim uchu. Mimowolnie uśmiechnęła się na te słowa. O tak!  Będzie jej tego brakowało…
-Blaise- powiedziała mu tylko. Ślizgon nie patrząc na nic wziął ją na ręce i zaczął kręcić dokoła. Hermiona zdążyła zauważyć tylko zdziwiony wzrok większości uczniów, uśmiechy na ich twarzach i kątem oka uchwyciła jedno jedyne spojrzenie dezaprobaty należące do Malfoy'a. Blaise nie przestawał jej obracać mimo krzyków i pisków. Kiedy w końcu postawił ją na ziemię, nie mogła ustać na własnych nogach.
-Co ty do cholery wyprawiasz? -krzyknęła odrobinę za głośno.
-Próbuję ci zakręcić w głowie. Wiesz to ostatnia szansa. Spróbuj mnie zrozumieć- Blaise jak zwykle udawał ogromnie poważnego. Naprawdę nie umiała się nie śmiać patrząc na jego błagalną minę. Tym razem też wybuchła śmiechem razem z połową klasy. Nawet przybycie profesora nie zdołało ich uspokoić.
-Czy ja nie mówiłem wam, że jeszcze nie należy próbować sporządzonych eliksirów? -Zapytał żartobliwie, opierając się o drewnianą katedrę -No dobrze,  już dobrze! No pokażcie mi co takiego dla mnie przygotowaliście.
Każda para podchodziła do Sluthorna i prezentowała mu swój wywar. Po powąchaniu, przelaniu do innego naczynia, zapisaniu składników i nazwisk uczniów, następował czas na kolejnych. Wśród sporządzonych specyfików zdecydowanie dominowała Amortencja, nie każdy jednak potrafił ją dobrze uwarzyć. Po powąchaniu eliksiru Parvati i Burbona, który również miał być eliksirem miłości. Profesor na moment spurpurowiał na twarzy, wydmuchał nos i odesłał ich do ławki nie pytając o nic więcej.  Na widok wywaru Ginny i Draco nawet lekko się uśmiechnął, ale i tym razem nie powiedział oceny. Eliksir Rona i Pansy miał kolor błota, a zapachem przypominał zgniłą pieczeń, dlatego po otworzeniu ich probówki, musiał oczyścić powietrze zaklęciem. W końcu nadeszła kolej na Hermionę i Blaise'a. Gryfonka cała telepała się z nerwów, za to Zabini jak zwykle miał na twarzy ogromny uśmiech.
-Jeśli zaraz zginiemy, to wiedz, że cie kochałem- szepnął jej do ucha, gdy szli w kierunku Sluthorna. Właśnie tego jej było trzeba. Od razu powróciła pewność siebie. Nauczyciel starannie przyjrzał się zawartości probówki, energicznie zapisywał coś na pergaminie i szepnął pod nosem coś w stylu
-Niewiarygodne...
Następny w kolejce był Harry i Jade. I chociaż Hermiona życzyła przyjacielowi jak najlepiej, chciała by ‘Nowa Granger’ była chociaż raz w czymś trochę mniej perfekcyjna. Od czasu pojawienia się jej w Hogwarcie, stale konkurowała z nią o miano 'tej najmądrzejszej'. To było naprawdę irytujące.
Harry i Jade również przygotowali Ambrozję, chociaż Hermiona przeczuwała, że nie będzie jedyną, która wpadnie na ten pomysł, poczuła nutkę żalu, kiedy ujrzała uśmiech na twarzy Sluthorna. Po sprawdzeniu wszystkich eliksirów nadszedł czas na oceny. Każdy siedział jak na szpilkach oczekując na werdykt.
-Zadanie było trudne i nie twierdzę, że nie, ale śmiem twierdzić, że poradziliście sobie naprawdę wyśmienicie. Przynajmniej większość...- mówiąc to popatrzył znacząco w kierunku stolika Rona i Parvati. -Jednak może zaczniemy od początku, od tego, co właściwie powinno znaleźć się w waszych kościołach. Niektóre pomysły bardzo mnie zaskoczyły. Wśród sporządzonych przez was specyfików znalazły się te, które stanowią nie lada wyzwanie dla doświadczonych czarodziejów, ale wy daliście radę. Eliksirem, który powinniście sporządzić w ciągu tych trzech tygodni była Ambrozja.- na te słowa Hermiona aż podskoczyła ze szczęścia. Ich praca nie poszła na marne. Była naprawdę szczęśliwa.
-Ambrozję sporządziły dwie pary. -Kontynuował -A więc gratulacje należą się pannie Jade i panu Potterowi oraz oczywiście pannie Hermionie i panu Zabiniemu. Proszę o brawa. -Po klasie rozległ się głośny dźwięk oklasków. Blaise odwrócił się do nich przodem i znikając się nisko, powtarzał 'Nie trzeba! Nie trzeba!' skromnie udając wzruszenie.
-Obie pary otrzymują ocenę wybitną oraz zarabiają po 30 punktów dla swojego domu, każdy. W nagrodę mogą również zabrać ze sobą porcję sporządzonej przez siebie Ambrozji. Ale uwaga! -podniósł głos by przerwać wszechobecny gwar- Jak wiadomo zwycięzca może być tylko jeden i po uzgodnieniu z dyrektor McGonagall zdecydowałem, że najlepsi z najlpeszych będą zwolnieni z egzaminów półrocznych. Stawka była zatem nader wysoka i poziom również, ale tę jakże osobliwą nagrodę specjalną zdobywa panna Granger i pan Potter.-  ukłucie żalu przebiło serce Hermiony. I tym razem Jade była lepsza. Nie zależało jej na laurach, czy nagrodach, wystarczyłby sam fakt, że spisała się na medal, ale znowu okazała się tą gorszą. 'Nowa' serdecznie podziękowała za ten zaszczyt bycia najlepszą i przyjęła gratulacje profesora, chwilę potem zaczął on odczytywać oceny pozostałych uczniów, ale tego Hermiona już nie słyszała. Wyłączyła się i całkowicie pogrążyła w swoich myślach. Ocknęła się, gdy Sluthorn wypowiadał słowa 'Świetnie panie Malfoy, powyżej oczekiwań!' Na chwilę oderwała wzrok od pustej ściany i popatrzyła w tamtą stronę. Ich spojrzenia powtórnie się skrzyżowały na jeden ułamek sekundy. Draco uśmiechnął się pod nosem zajmując swoje miejsce obok Ginny.
Zaraz po dzwonku wyszła z sali nie czekając ani na Blaise'a, ani na Rudą. Nie miała ochoty na obiad, nie chciała też niczyjego towarzystwa. Chciała ochłonąć i przemyśleć sobie wszystko co wydarzyło się dzisiejszego dnia. Bez zastanowienia ruszyła szybkim tempem po schodach na siódme piętro. Pokój Życzeń był pierwszym miejscem, które przyszło jej na myśl. Pokonywała strome schody wchodząc coraz wyżej, mijała po drodze gromady uczniów śpieszących do Wielkiej Sali. Korytarz na siódmym piętrze był pusty, tak jak zazwyczaj. Hermiona nieświadomie uśmiechnęła się pod nosem przypominając sobie spotkania Gwardii Dumbledor'a. Ruszyła przed siebie w tak dobrze znane jej miejsce i zaczęła przechodzić wzdłuż ściany. Wyobrażała sobie mały pokoik z kominkiem, fotelem z wieloma poduszkami, mięciutkim dywanem i rozbudowaną biblioteczką. Po trzech razach zatrzymała się oczekując na pojawienie się drzwi. Jednak nic takiego się nie stało. Powtórzyła czynność jeszcze raz, ale i tym razem ściana była pusta.
-Dziwne...- pomyślała i spróbowała wszystkiego ostatni raz. Znowu nic. Lekko zdenerwowana faktem, że nawet Pokój Życzeń jest dzisiaj przeciwko niej, skierowała się w stronę schodów. Kiedy była już w połowie usłyszała głośny trzask i czyjeś kroki. Odwróciła się by zobaczyć co jest źródłem tych dźwięków i zobaczyła wysoką sylwetkę profesora Grangera. Był chyba ostatnią osobą, którą chciała teraz widzieć. Spojrzała na niego wyrywająco i powiedziała krótkie 'Dzień dobry!' Granger dopiero teraz zauważył wątłą Gryfonkę. Był wyraźnie wściekły, po czarującym uśmiechu nie było śladu, nawet jego chód, zawsze perfekcyjny, teraz wydawał się całkiem zwyczajny. Hermiona zastanawiała się co robił w tym miejscu, czyżby to on szukał czegoś w Pokoju Życzeń.
-Zdaje się, że zadałem zbyt mało pracy domowej. Skoro znajdujesz czas na bezcelowe przechadzki po zamku, znajdziesz również czas na odrobienie szlabanu. –rzucił niby od niechcenia, mijając się z nią na schodach. Hermiona toczyła wewnętrzną walkę. Miała ochotę odpowiedzieć mu coś obraźliwego, wykrzyczeć mu prosto w twarz jak bardzo go nienawidzi. Z drugiej jednak strony nie mogła już ryzykować dodatkowej kary. Szlaban i cała sytuacja na lekcji transmutacji i tak była już dla niej wielkim upokorzeniem, nie zniosła by niczego więcej. Popatrzyła na niego wściekłym wzrokiem i wzięła głęboki wdech, gdy przechodził obok niej. Po chwili widziała już tylko jego plecy oddalające się w wolnym tempie, kiedy nagle zatrzymał się jakby coś analizując. Odwrócił się i zaczął iść w jej stronę. Na twarzy miał widoczny sardoniczny uśmiech, co nie bardzo spodobało się Gryfonce. Z każdym krokiem był coraz bliżej, a ona nie miała gdzie uciec.
-Dzisiaj punktualnie o dziewiątej. U mnie.- powiedział półgłosem zbliżając się do niej na odległość kilku centymetrów. Hermiona zamarła w bezruchu. Bała się go. Tak jak kiedyś Snape’a, tak teraz jego. Złapał ją za pukiel włosów i zaczął obkręcać je wokoło palca.
-Taka piękna, a taka niemądra. –wyszeptał. Gryfonka chciała się mu wyrwać, uciec, krzyczeć, ale nie mogła. Jej ciało odmawiało jej posłuszeństwa. Bała się wykonać jakikolwiek ruch. –Przez chodzenie nie tymi drogami co trzeba, można czasem źle skończyć. Naprawdę szkoda…- westchnął- że się tak marnujesz. Byłby z ciebie jeszcze pożytek. Ale…- odgłosy kroków zaczęły dobiegać z niedaleka. Serce Hermiony zaczęło bić szybciej. Czekała aż ktoś przerwie tę chorą sytuację. Była w stanie rzucić się do stóp swojemu wybawcy. Profesor Granger puścił jej kosmyk i odszedł jak gdyby nigdy nic. Gryfonka jeszcze chwilę stała w miejscu, próbując ochłonąć. Skierowała swój wzrok w kierunku dolnego korytarza i zobaczyła blondczuprynę Dracona Malfoya.
-Czemu akurat on? Czemu to nie mógłby być jakiś książę na białym koniu?- pomyślała i w końcu ruszyła się z miejsca, udając, że bardzo się spieszy.
-Naprawdę wierzysz w takie rzeczy? –usłyszała głos z dołu, zmusiła się do spojrzenia w jego stronę.
-O co ci znowu chodzi? –założyła ręce i powoli schodziła ze schodów.
-O księcia na białym koniu. Jesteś naprawdę dziecinna.- zaśmiał się pod nosem nadal patrząc się wyzywająco w jej stronę. Lubił ją prowokować, lubił, gdy się tak złościła.
-Malfoy! Jak śmiesz grzebać w moich myślach?- była oburzona. Nie od dziś było wiadomo, że Malfoy do perfekcji opanował sztukę legilimencji. Nie życzyła sobie, by ktokolwiek czytał jej w myślach, a w szczególności on. Jednak najbardziej przerażał ją fakt, że mógł wiedzieć o dziwnej sytuacji, która zdarzyła się przed kilkoma minutami na schodach razem z profesorem od transmutacji.
-Co z tobą jest nie tak?- zapytał wybałamuszając oczy. –Gadasz do siebie, potem mówisz, że czytam w twoich myślach. Granger w końcu mam dowód na to, że do normalnych nie należysz.
-W takim razie masz jakąś dziwną definicję słowa ‘normalny. Zejdź mi z drogi, spieszę się. –chciała jak najszybciej stamtąd odejść. I tak już wyszła na idiotkę. Jak mogła pomyśleć, że czytał jej w myślach? Udając zdeterminowanie próbowała go ominąć.
-Nigdzie się nie spieszysz- powiedział obojętnym tonem, jednocześnie zagradzając jej drogę.
-Czego ty chcesz ode mnie? –zapytała poirytowana
-Idziesz ze mną!- tym razem jego ton głosu wydał się bardziej stanowczy.
-Nigdzie nie idę, chyba zwariowałeś!- ona również podniosła swój głos i zadarła głowę tak wysoko, by móc spojrzeć mu prosto w te jego zimne oczy.
-Posłuchaj.- odpowiedział prawie szeptem- To nie jest prośba. Malfoy’owie nigdy o nic nie proszą!- mówił coraz szybciej i coraz głośniej- To jest rozkaz. A więc idziesz ze mną!