piątek, 26 września 2014

Rozdział V - Nic już nie będzie takie same...

 Rozdział krótki, napisany bardzo na szybko i nie bardzo mi się podoba, co prawda fabuła się zgadza i zawarłam tam wszystko co chciałam, ale niestety nie dałam rady napisać tego inaczej. Szkoła pochłonęła mnie bez reszty, nie mam czasu pisać, nie mam czasu czytać, nie mam nawet czasu spać, ale pamiętam o was i może kiedyś nadejdzie ten czas, gdy będę mogła napisać coś więcej i zacząć czytać nowe blogi, teraz nie jestem w stanie zrobić nic więcej. Ten tydzień będzie troszeczkę lepszy, dlatego może nie będę kazała wam czekać aż tak długo jak teraz, ale kochani dziękuję, że jesteście, naprawdę, to dzięki wam jeszcze się nie poddałam! 
Dedykacja dla kochanej Niku, która dodała mi trochę otuchy i weny i jest wspaniałą kobietą <3
zapraszam na jej bloga!!!


-Ale to nie może być twoja rodzina, przecież jest zupełnie do Ciebie niepodobna! -dyskutował gorliwie Ron, by jak zwykle pokazać swoje racje. Mimo, że nikt, nigdy za bardzo go nie słuchał, a jego zdanie brano raczej pod uwagę jako bezpodstawnie wysnute wnioski, bazujące na niepotwierdzonych plotkach, bądź fantastycznej wręcz wyobraźni, to tym razem wszystko wskazywało na to, że chłopak ma jednak rację. Nic nie mogło potwierdzić teorii Ginny i przypuszczeń innych ciekawskich, że Hermiona to tak naprawdę rodzina Grangar’ów. Sama dziewczyna nie mogła się nad tym ściśle zastanowić, ponieważ tłumy wścibskich uczniów stale nagabywało ją na każdym kroku i w każdym miejscu. Nim minęła kolacja i dłuższa niż zwykle droga do Pokoju Wspólnego, a Harry, Ron, Ginny i Hermiona zdążyli wysłuchać już kilku różnych wersji wydarzeń. Najbardziej śmiałe mówiły o tym, że nowy nauczyciel transmutacji, miał romans, porzucił swoją żonę i dziecko, dla innej kobiety, a Jade jest siostrą przyrodnia Hermiony z jego drugiego małżeństwa. Mniej kontrowersyjne opowiadały o tym, że Grangerowie porzucili Hermionę, gdy ta była jeszcze dzieckiem, a teraz próbują odzyskać ją na nowo. Ktoś inny mówił też, że dawno słyszał o tym nazwisku i doskonale wie kim są 'ci nowi'. Najmniej zainteresowana tą sprawą była sama Hermiona, naprawdę wierzyła, że jest to po prostu przypadkowa zbieżność nazwisk. Ale zachowanie innych zaczynało ją powoli irytować. Nie chciała dłużej dyskutować na ten temat, dlatego zebrała swoje rzeczy i zamierzała odejść zostawiając przyjaciół samych.
-Przecież ona jest piękna, wysoka, szczupła, kobieca, wygląda co najmniej jak willa, nie widzieliście jak ona chodzi, a te włosy... przecież ona nie może być spokrewniona z naszą zwykłą Hermioną, to całkowite przeciwieństwa. -usłyszała na odchodne. Te słowa zabolały i to bardzo, szczególnie dlatego, że pochodziły z ust Rona, jej wieloletniego przyjaciela, a teraz już chłopaka. 'zwykła Hermiona' a jeszcze niedawno 'kochana Hermionka’. Nie była w stanie wierzyć swoim uszom. Znała Rona bardzo dobrze, wiedziała, że czasem nie myśli co robi i co mówi, jest człowiekiem czynu, nie słowa, ale tego by się nie spodziewała  nawet po nim. Odczula to jak siarczysty policzek wymierzony w twarz i to z podwójną siłą. Z całej mocy pragnęła go uderzyć, by poczuł się prawie tak samo jak ona. Jednak rozsądek i bezsilność wzięły górę w sprawą, roztrzęsiona całą sytuacją, postanowiła jak najszybciej udać się w miejsce gdzie w końcu będzie sama. Wzięła resztę rzeczy i ruszyła przed siebie. Nikt nawet nie zdążył jej zatrzymać. Co prawda Harry wstał by pobiec za dziewczyną, jednak szybko uzmysłowił sobie, że to nic nie da, Hermiona musi być teraz sama. Ginny siedziała na fotelu wpatrując się morderczym wzrokiem w swojego brata. Ten jednak zdawał się być najmniej przejęty całym zajściem. Być może nawet nie zdawał sobie sprawy z tego co właściwie się stało,  to było tak bardzo w stylu Rona, wieczny ignorant i egoista.
-Coś ty najlepszego narobił? -Harry próbował krzyknąć możliwie najciszej, aby nie wzbudzać jeszcze większej sensacji. Interesantów i tak im nie brakowało, niemalże z każdy obecny w pokoju wspólnych próbował wytężyć szyję, by dosłyszeć choć jedno słowo padające z ich ust. Nikt jednak nie zamierzał dawać im tej satysfakcji i powodu do plotek.
-Ale co ja takiego niby powiedziałem? -Odpowiedział buntowniczym tonem Ron.
-Jesteś bezczelny- krzyknęła Ginny, nie zwracając uwagi na obecność niepożądanych osób. Wstała i energicznie wymaszerowała w kierunku dormitoriów dla dziewcząt.
-Czasem trzeba pomyśleć nim się coś powie!- wyszeptał mu Harry tak cicho, by tylko on mógł to usłyszeć i również odszedł w przeciwną stronę. Mimo, że Ron został sam, wcale mu to nie przeszkadzało, rozpadł się wygodnie w fotelu, rozmyślając o nowej szkolnej piękności- Jade.
W tym czasie Hermiona pędziła co sił w nogach po kamiennych stopniach. Nie wiedziała dokąd zmierza, ale czuła, że musi iść właśnie tam. Potrzebowała ciszy i spokoju, ale miała dziwne przeczucie, że właśnie teraz potrzebuje czegoś innego, rozmowy. Dala się ponieść własnym nogom i z niewytłumaczalnych powodów znalazła się w pustym korytarzu na siódmym piętrze. Było już późno i nikt o tej porze nie powinien znajdować się w tym miejscu, a jednak co jakiś czas słyszała za sobą ciche szmery. Raz po raz odwracała się, by zobaczyć czy nikt za nią nie idzie, jednak nie ujrzała nic nadzwyczajnego, ale głosy nie ustępowały. Zaniepokojona, w duchu karciła siebie za pomysł samotnego wałęsania się po zamku, o tak późnej porze, stawiała ostrożnie i powoli kroki zmierzając ku schodom. Miała zamiar zaszyć się we własnym dormitorium i unikać kontaktu ze światem. Odetchnęła z ulgą, gdy znalazła się blisko wyjścia, już miała schodzić na dół, gdy za jej plecami rozległ się dźwięk  przypominający tłuczenie szkła, tym razem była pewna, że to nie urojenia. Z lekkim niepokojem odwróciła głowę w tył, by ujrzeć źródło hałasu, jednak nie dostrzegła, ani żadnego szkła czy też innego przedmiotu, ani żadnej osoby, która mogłaby go wywołać. Po krótkiej ocenie sytuacji ostanowiła niezwłocznie znaleźć się gdziekolwiek, byle by w pobliżu jakichś znajomych twarzy. Podobne sytuacje nie były w jej stylu, z reguły była odważna i dzielna, ale nie teraz. Po doświadczeniach jakie zdobyła w trakcie szukania horkruksów, wiedziała, że nie należy pchać się wrogom pod nogi. Innym razem może pokusiłaby się o rozwiązanie zagadki tajemniczych odgłosów, tymczasem dzisiaj nie miała na to siły i energii. Z bijącym sercem biegła przed siebie, nie patrząc pod nogi. Zamierzała uciec tak szybko jak tylko potrafi, w bezpieczne miejsce lub po prostu gdzieś, gdzie nie będzie sama. Pędziła ile sił w nogach, była już praktycznie w połowie schodów, gdy coś stanęło jej na przeszkodzie, a raczej wyrosło pod nogami i przewróciła się razem ‘z tym czymś’ na ziemię. Starała się jak najszybciej wstać, jednak nie było to takie proste, upadek z wysokości zrobił swoje i nie mogła się ruszyć.
-Co ty najlepszego zrobiłaś!- usłyszała ostry głos pod sobą i już wiedziała do kogo on należy… Malfoy sprawnie wstał spychając Hermionę ze swojego torsu.
-Jeśli miałaś zamiar czyścić podłogę to było trzeba powiedzieć, bo w przeciwieństwie do twoich, moje włosy nie pełnią funkcji mopa. –kontynuował Ślizgon udając, że otrzepuje się z kurzu i ignorując wciąż leżącą na ziemi dziewczynę. Ta powoli podniosła się z miejsca, starając się nie ukazywać bólu jaki jej towarzyszył. Stanęła naprzeciw niego dumnie zadzierając nos i zamierzając odpowiedzieć mu równie nieprzyjemną gadką, lecz chłopak był szybszy.
-Znowu wchodzisz mi w drogę Granger, spróbuj to zrobić jeszcze raz, a naprawdę tego  pożałujesz!- szepnął miękkim głosem do jej ucha, zbliżając się na odległość kilku centymetrów. Gryfonka sama nie wiedziała dlaczego, ale po ciele przeszły ją niewyobrażalne dreszcze, a język zastygł w gardle, już nie była taka pewna czy spowodowane było to ogromną irytacją. Wiedziała tylko, że Malfoy ma cholernie dźwięczny głos.
-Ehm! Ehm! Nie chciałbym przeszkadzać, ale zdaje się, że muszę porozmawiać ze swoją najlepszą przyjaciółką!- te słowa wyrwały ich z tej dziwnej sytuacji. Oboje odskoczyli od siebie jednocześnie, odwracając się w kierunku schodów i zobaczyli stojącego nieopodal Harrego. Hermiona uświadomiła sobie w jak głupiej sytuacji ich zastał, to było niedopuszczalne, by ktokolwiek widział ją w towarzystwie wroga. Postanowiła jak najszybciej wyjaśnić tę sytuację, ale najpierw chciała znaleźć się daleko od Malfoy’a.
-Nie przeszkadzasz, właśnie PRZYPADKIEM na siebie wpadliśmy i postanowiliśmy zamienić dwa słówka- zareagował automatycznie Ślizgon, używając swojego sztucznego głosu i uśmiechu. Na kilometr można było poznać, że był to sarkazm, ale Harry zdawał się tego nie zauważyć. Hermiona wymownie wywróciła oczami i podeszła do niego, sygnalizując mu, że chce już iść. -Chętnie zostałbym dłużej, ale obowiązki wzywają!
-My niestety też musimy iść, dobrej nocy! –powiedział Harry i uścisnął  dłoń Dracona na pożegnanie. Ten odwzajemnił uścisk, po czym skierował się do Hermiony i przeszył ją lodowatym spojrzeniem, nie musiał nic mówić, jego twarz wyrażała wszystko co chciał jej przekazać, to było jego ostatnie ostrzeżenie.
Harry prowadził ją za sobą, jednak nie zmierzali w kierunku Pokoju Wspólnego, szli w milczeniu cały czas w głąb i w głąb zamku, aż w końcu zatrzymując się i skręcając do jakiejś opuszczonej sali. Dziewczyna zastanawiała się co takiego chce jej powiedzieć, jaka sprawa wymaga aż takiej tajności, bo przecież o tej porze na korytarzach, nie chadza zbyt wiele osób. Kiedy w końcu usiedli w jednej z ławek, Hermina postanowiła zabrać głos pierwsza, by wyjaśnić całe zajście z Malfoy’em.
-Mam nadzieję, że nie wyobraziłeś sobie niczego abstrakcyjnego, kiedy zastałeś mnie z tym obrzydłym Ślizgonem na schodach, bo my…
-To nieistotne, znam cię Hermio i wiem, że ty nigdy nie zmienisz się pod tym względem, nie zrobiłabyś niczego głupiego, ani nierozsądnego. –powiedział Harry z uśmiechem.
-Zaraz, zaraz… myślałam, że ty i…. ON jesteście teraz w dobrych relacjach?- zapytała marszcząc brwi. Coś tu jej się nie zgadzało, najpierw godzą się i zaprzyjaźniają ze swoimi odwiecznymi wrogami, a teraz nagle to jest ‘głupie i nierozsądne’?
-Tak, jak najbardziej, ale to teraz nieistotne. Przyprowadziłem cię tu, bo chcę cię przeprosić za Rona, wiesz jaki on jest, musisz mu wybaczyć, on teraz bardzo żałuje…
-Tak, to dlaczego on mnie nie przeprasza, tylko ty?
- Bo, on bał się jak zareagujesz, nie wiedział czy będziesz chciała go słuchać- podszedł bliżej i położył jej rękę na ramieniu.
-Miał rację, nie chcę go widzieć ani słyszeć, a z tobą tez nie chcę poruszać tego tematu- wybuchła rozgoryczona, jeszcze raz przypominając sobie słowa Rona.
-Proszę cię tylko o jedno, daj mu szansę! W najbliższy weekend jest wypad do Hogsmeade, chciałby spędzić trochę czasu z tobą, sam na sam, nadrobić stracony czas, uwierz mi, będzie tak jak kiedyś!
-Nic już nie będzie takie jak kiedyś!
-Nie złość się, Hermiona!
-Masz rację, nie mogę gniewać się na ciebie, tyko dlatego, że zdenerwował mnie Ron. –powiedziała to opierając się mu na ramieniu, tak jak to zawsze robili w przeszłości, w ramach okazania wsparcia, pocieszenia, otuchy. Tak dobrze czuli się w swoim towarzystwie, mogliby tak siedzieć godzinami, to było coś pięknego, coś co mało kto mógł zrozumieć i odczuć, bezgraniczne oddanie i poświęcenie- przyjaźń.
-Hermiono, muszę ci coś powiedzieć- Harry przerwał ciszę i popatrzył się jej w oczy –jesteś najcudowniejszą dziewczyną jaką znam i zawsze będę przy tobie, zapomnij o tym co mówił Ron, nie możesz się złościć, ty zasługujesz tylko i wyłącznie na szczęście!- powiedział to chociaż na początku nie dotarł do niej sens jego słów, takie wyznania nie były w jego stylu, a przecież znała go tak dobrze. Jednak nawet się nad tym nie zastanowiła, gdy z zamyślenia wyrwał ją chłodny oddech owiewający jej usta. Nim zrozumiała co właściwie się dzieje, poczuła cierpki smak na swoich ustach. Trwało to zaledwie kilka sekund, już po chwili odszywszy jak oparzona i stała na drugim końcu sali, patrząc z niedowierzaniem w stronę swojego przyjaciela. Oczekiwała na wyjaśnienia, chciała coś powiedzieć, krzyknąć, cokolwiek, ale postanowiła, że nie ułatwi mu tego, nie tym razem.
-Hermiono ja nie wiem…- zaczął niepewnie zbliżając się do niej
-Ja też nie wiem Harry.
-Nie wiem co się stało - kontynuował, chociaż nie bardzo wiedział jak się tłumaczyć. Sam nie wiedział dlaczego teraz, dlaczego w ten sposób, chociaż kusiło go już od dawna, to jeszcze nigdy jej usta nie były takie pełne, włosy takie błyszczące, policzki rumiane, zapach taki pociągający, po prostu nie mógł się oprzeć. Tak bardzo tego chciał, a teraz oddałby wszystko żeby obrócić to jakoś w żart, zacząć się śmiać i zapomnieć o incydencie. Ale ona nie zapomni, nie Hermiona.
-Harry ja mam Rona, a ty Ginny, czy to nic dla ciebie nie znaczy? –zapytała z żalem w oczach, nie mogła znieść tego, że jej przyjaźń, może za chwilę raz na zawsze się skończyć.
-Przepraszam…- wydusił wreszcie chłopak ze spuszczoną głową w dół, chyba dopiero teraz zrozumiał co właściwie zrobił. Stali tak jeszcze chwilę w milczeniu, każdy pogrążony w swoich myślach, aż w końcu Hermiona ruszyła się z miejsca, żwawym krokiem podeszła do Harrego i uściskała go z całych sił.
-Dla wszystkich jest to trudny czas, ale musimy sobie radzić z emocjami. –powiedziała po czym rozpłakała się gorzkimi łzami w jego ramionach. Płakała za to co było kiedyś, za to co zdarzyło się przed chwilą i za to co będzie w przyszłości. Postanowiła, że mimo tego co się stało nie zerwie tej przyjaźni, Harry jest dla niej jak brat, a to zbyt cenny skarb. Stali tak kilka dłuższych chwil, wtuleni w siebie nawzajem, ciesząc się tą chwilą. Nic się teraz nie liczyło, ani czas, ani mokra koszula Harr’ego, ani to co zdarzyło się przed momentem. Oboje odczuwali ukojenie i spokój, przytulali się jako przyjaciele i każde z nich właśnie teraz to zrozumiało, że tak już zostanie na zawsze i nic tego nie zmieni…

Było już sporo po północy, gdy Hermina w końcu dotarła do swojego dormitorium. Mimo wielu nieprzyjemnych incydentów minionego dnia, czuła się całkowicie odprężona i szczęśliwa. Powoli rozebrała się z szaty i po cichutku przygotowywała się do spania. Kiedy leżała już wygodnie w łóżku podziwiając piękne, błyszczące gwiazdy na niebie przypomniała sobie o swoim lusterku. Szybko podniosła się z miejsca i otworzyła kufer, aby przeszukać kieszenie, jednak czerwonego pudełeczka nie było w żadnej z nich. Widocznie musiała go gdzieś zgubić, może w tej starej opuszczonej Sali, gdzie była z Harrym, na siódmym piętrze, a może….
-MALFOY!!!


środa, 10 września 2014

Rozdział IV - Niespodzianka...



 Moje kochane Żabki, przepraszam, przepraszam, przepraszam, zawaliłam, weim :(
Rozdział miał być w piątek, ale przeceniłam swoje możliwości i zapomniałam jak dużo pracy, energii i przede wszystkim czasu wymaga szkoła. Naprawdę jest dopiero drugi tydzień, a ja już tonę w nawale prac domowych, kartkówek i sprawdzianów. Oby u was było lepiej!
Dzisiaj postanowiłam olać wszystko i przychodzę do was z nowym rozdziałem, mam nadzieję, że nie zapomnieliście o mnie całkowicie i nie jesteście zbytnio źli. Ale tak na pocieszenie powiem, że tu od spodem duuużo się dzieje, myślę, że się spodoba, przepraszam za błędy i niedopracowanie, ale tu znowu przyczynił się brak czasu. Już niedługo weekend, a więc postaram się nadrobić zaległości co do waszych blogów. 
Następnego rozdziału nie zapowiadam, bo nie chcę znowu zawalić! 
Zapraszam do czytania i dziękuję za wszystkie wyświetlenia i komentarze, jesteście KOCHANE <3



         Reszta podróży minęła jej już bez zbędnych niespodzianek, co prawda musiała wrócić po rzeczy do przedziału, w którym zostawiła swoich przyjaciół, ale ku jej uciesze nie zastała tam Malfoy’a. Siedziała na swoim miejscu przy oknie, skutecznie ignorując głupie uwagi Blaise’a, skierowane pod jej adresem. Nie mogła jednak powstrzymać się od rzucenia kilku kąśliwych słów do Ślizgonów oraz obdarzenia karcącym wzrokiem Rona czy Ginny, kiedy za bardzo się z nimi z pouchwalali. Starała się jednak nie prowokować dyskusji, miała już dość nieprzyjemności jak na jeden dzień. Po niespełna dwóch godzinach, dojechali na miejsce. Hermiona z przyjemnością opuściła pociąg, oznajmiając sobie w duchu, że to była najgorsza podróż do Hogwartu, jaką odbyła w ciągu tych sześciu lat. Niestety Ron, Harry i Ginny, nie podzielali jej zdania, głośno narzekając, że tak miła podróż trwała wyjątkowo krótko.
 Mimo, że wszyscy dawno wysiedli już z pociągu i mozolnie ruszali w kierunku czekających na nich powozów, nigdzie nie było widać chłopaka z platynową czupryną na głowie, zawsze górującego nad niskimi dzieciakami. Hermiona, mimo, że nieświadomie, to przeszukiwała wzrokiem prawie już pusty peron. W jej naturze leżała wszędobylska ciekawość, dlatego tak uporczywie pragnęła dostrzec Malfoy'a. Gdzieś w głębi, głębokiej głębi swojej duszy, odczuwała pewien niepokój. Martwiła się, bo przecież to ona rozmawiała z nim jako ostatnia, to ona zostawiła go samego, w takim stanie. A jak sobie coś zrobił? Albo komuś? Przenajróżniejsze scenariusze przechodziły jej przez głowę. Ale to jest Malfoy, przecież to nie w jego stylu, zbyt dużo dumy, zbyt dużo Malfoy'owskiej krwi. Z tą myślą szła w kierunku powozów, już w trochę lepszym humorze. Cieszyła się, że w końcu jest tylko ze swoimi przyjaciółmi. Gdy już byli na miejscu zapytała dla pewności:
-Jedziemy sami, bez żadnych nieproszonych gości? -zapytała akceptując mocno dwa ostatnie wyrazy.
-Może czas popracować nad swoimi uprzedzeniami? -odpowiedziała jej Ginny z uśmiechem na twarzy.
-Może jestem trochę staroświecka, ale wciąż dzielę ludzi na przyjaciół i wrogów- żachnęła się Hermiona. Chciała powiedzieć jej znacznie więcej, ale tym razem się powstrzymała, widząc jak wielu ludzi im się przysłuchuje.
-Kochanie nie bądź taka, spróbuj chociaż czasem ich posłuchać, to naprawdę świetni ludzie, nie wiem dlaczego wcześniej tego nie odkryliśmy- wtrącił się Ron, jak zwykle nie wnosząc nic mądrego do konwersacji. Jego słowa jeszcze bardziej rozzłościły Gryfonkę. Nie mogła zrozumieć, gdzie podziali się jej starzy, dobrzy przyjaciele.
-Wszystko przyjdzie z czasem, ale teraz czas wsiadać, chyba nie chcecie iść do zamku piechotą? -rzekł Harry, chyba jako jedyny rozumiejąc chociaż po części swoją przyjaciółkę. Posłusznie wsiedli do środka, kończąc przy tym ten drażliwy temat. Kiedy mieli już zamykać drzwi, by w spokoju dojechać do Hogwartu, ktoś energicznie zastukał w szybę i wszedł do środka. Ku uciesze wszystkich, prócz Hermiony, był to Blaise Zabini. Uśmiechnięty chłopak do zajął sobie miejsce między Harrym a Ginny.
-Mogę się dosiąść?- zapytał, nie czekając wcale na odpowiedź -szukałem wszędzie Draco, reszta już pojechała. Możecie czuć się zaszczyceni, bo kilkanaście powozów, wypełnionych po brzegi pięknymi dziewczynami, oferowało mi miejsce, a ja jednak wybrałem wasz. -kontynuował z udawana powagą, co wywołało śmiech u większości z nich.
-I gdzie jest Draco?- zapytała Ginny.
-I myślisz, że mogę udzielać takich informacji każdej jednej fance?
-Ja jestem 'każda jedna'? No wypraszam sobie!- krzyknęła Ruda, próbując zmusić się do srogiej miny.
-No dobra Tobie mogę powiedzieć, ale wy nie słuchajcie!- powiedziawszy to, popatrzył się znacząco na pozostałych- A niech mi tam, wam też powiem! Otóż Draco załatwia teraz bardzo, bardzo ważne sprawy, wagi prywatnej, a mianowicie…. myśli.- mówił Blaise komicznie przy gestykulując.
-Nie wiedziałam, że on potrafi myśleć! -odpowiedziała mu w momencie zirytowana Hermiona, na co Ron przewrócił tylko oczami, Ginny głęboko westchnęła, a Harry udawał, że nie słyszał tego co przed chwilą powiedziała. Blaise'a natomiast rozbawiły te słowa. Jak zawsze pełny życia i humoru chłopak miał już przygotowaną odpowiedź:
-W sumie masz rację, też nie jestem tego pewny, ale on tak dobrze potrafi kłamać, że nawet JA uwierzyłem w tę bajeczkę o 'potrzebie czasu, aby wszystko sobie przemyśleć'. Niby o czym ma myśleć, co prawda, jest kilka ładnych sztuk, które wyrobiły się przez wakacje nie do poznania, ale tu się nie ma nad czym zastanawiać.- trajkotał jak nakręcony Zabini, podobnie jak miała w zwyczaju Ruda. Oboje potrafili świetnie opowiadać i odgrywać scenki, każdy z nich z pewnością byłby genialnym aktorem. Jednak w tym momencie kasztanowo włosa Gryfonka, nie miała czasu by się nad tym zastanowić. Obecnie myślała tylko o tym, gdzie i co robi teraz Malfoy. Czyżby nie tylko ona przechodziłam ciężko ten okres zmian, jakie ostatnio nastąpił, czy on tez pragnie przemyśleć sobie dzisiejsze zajście w najdrobniejszych szczegółach, ale czy to by nie oznaczało, że on ma uczucia? Co on właściwie teraz robi, to wszystko jest tak bardzo nie w jego stylu. Może on naprawdę się zmienił, a ona mu to, wszystko tak bardzo utrudnia. Nie mogła znieść tego, że po raz kolejny już dzisiaj, nie znała ani jednej  odpowiedzi na nurtujące ją pytania. Zastanawiała się gorączkowo co takiego kryje znowu Draco Malfoy. Ta myśl, nie dawała jej spokoju.
 -Oczywiście, że najładniejsze sztuki są w tym przedziale!- powiedział Blaise z szerokim uśmiechem na twarzy.
-Wiedziałam, że tak o nas myślisz, prawda Hermiono?- zapytała rozradowana Ginny, którą wyraźnie ucieszyły słowa Ślizgona.
-Nie chciałbym was urazić, ale tak się składa, że miałem na myśli Harrego i Rona, no przykro mi, nie tym razem. -Powiedział jak zwykle wesoły Blaise. Po tych słowach Harry i Ron się rechotali tak głośno, że nie słychać było nawet prychnięć i wzdechnięć Hermiony. Ginny udawała oburzoną, ale ledwo powstrzymywała  śmiech. A Blaise dumny jak paw siedział ,wykrzywiając usta w tryumfalnym uśmiechu. Mimo, że powóz jechał tylko kilkanaście minut, Hermionie, wydawało się, że podróż jeszcze nigdy nie trwała tak długo. W końcu jednak dojechali na miejsce. Wysiedli i zamierzali do wrót zamku. Gryfonki i jeden Ślizgon  wlekli się prawie na samym końcu tłumu. Nikomu nie spieszyło się do szkoły, każdy chciał do ostatniej chwili wykorzystać błogą wolność. Jedną z nielicznych osób, która wolała być już w zamku i to nie z powodu burczenia w brzuchu, była Hermiona. Szła czym prędzej przed siebie, chcąc znaleźć się już w murach ukochanego Hogwartu  i poczuć klimat jaki daje ta czarodziejska szkoła. Z tyłu za nią szli Harry, Ron, Ginny i Blaise, głośno żartując. Gdzieś na samym przedzie widać było górujące nad innymi głowy Parkinson i Goyle'a, ale brakowało wśród nich, zawsze nieodłącznego- ślizgonskiego księcia Malfoy'a. Mimo iż Gryfonka nie chciała go widzieć, niepokój wciąż gościł w jej sercu. Żałowała tego co dzisiaj się wydarzyło, miała ogromne pretensje do siebie, nie potrzebnie wchodziła mu w drogę. Maszerowała teraz szybko, żeby być z dala od swoich przyjaciół.  Po drodze spotkała siostry Patil i Cho Chang, sprytnie odwracając wzrok, by uniknąć ich towarzystwa. Drogę zagrodził jej jednak ktoś zupełnie inny. Podniosła głowę wysoko, by zobaczyć, kto śmie jej przeszkadzać i ujrzała przepiękne oblicze Dann'ego Scotta, Krukona w jej wieku. Trochę wyprowadzona z równowagi tym widokiem, zrezygnowała z zamiaru nakrzyczenia na niego i po krótkiej chwili zdołała wydusić tylko krótkie:
-Hej!
-Cześć Hermiona, czemu idziesz sama? -zapytał Dann, jak gdyby nigdy nic. Hermionę zaskoczył fakt, że chłopak zna w ogóle jej imię, przez 6 lat nauki w jednej klasie, nie zamienił z nią nawet dwóch słów i to nie dlatego, że jej nie lubił czy coś w tym rodzaju, po prostu nigdy nie było okazji, zawsze jakoś chodzili różnymi drogami. A może Dann był zbyt rozchwytywany, żeby mieć możliwość zwrócenia na nią uwagi? Był to bowiem jeden z najprzystojniejszych chłopaków w szkole. Duma Ravenclow’u i idol wielu pustych nastolatek. Jednak w przeciwieństwie do Malfoy’a, Blaise’a , McLaggena czy nawet Harrego, naprawdę zasłużył na ten tytuł. Był przystojny, w przeciwieństwie do Malfoy’a, inteligentny nie tak jak Blaise, skromny i naturalny, a nie próżny niczym McLaggen i był uwielbiany, ponieważ był sobą, w przeciwieństwie do Harrego, który gdyby nie swoja sława, byłby całkowicie zwyczajnym chłopakiem. Dann Scott miał 'to coś'. Chociaż usilnie twierdził, że jest przeciętny, tłumy zakochanych w nim dziewczyn, zaprzeczało jego teorii. Opinia, jaką cieszył się w szkole mówiła ze byłby idealnym kandydatem na chłopaka dla każdej dziewczyny. Wysoki, przystojny, utalentowany i  czarujący czarodziej półkrwi, a przy tym  pewny siebie człowiek. To naprawdę rzadkość, może właśnie tym zaskarbił sobie uznanie tylu ludzi. Hermiona słyszała o nim jeszcze, że podobno lubi go nawet niezłomna profesor McGonagall. Osobiście wierzyła w tę teorie, bo niejednokrotnie była świadkiem mniej rygorystycznego traktowania lubianych przez nią uczniów. Cieszył się on u niej podobnymi przywilejami co najwybitniejsi Gryfoni, a to był już zaszczyt. Z otępienia wyrwało ją mocne szturchnięcie w ramię. Natychmiast odwróciła się, by zobaczyć, co właściwie się stało. Ale ujrzała tylko plecy jakiegoś piątoklasisty i ciche słowa wyszeptane pod nosem:
-Tak, stańcie sobie na środku i rozmawiajcie! Zakochani…- dopiero teraz uświadomiła sobie, że od kilku dobrych chwil musi stać bez ruchu, pogrążona we własnych myślach. Zupełnie już zapomniała, o co zapytał ją Dann.
-Przepraszam, ale możesz powtórzyć co mówiłeś? -powiedziała nieśmiało i ruszyła za tłumem. Krukon uśmiechnął się do niej lekko, nie tak sztucznie jak to ma w zwyczaju robić Blaise, ale naturalnie i czarująco, po czym powtórzył pytanie. Skrępowana swoim zachowaniem Gryfonka, starała się teraz jak najlepiej odpowiedzieć.
-W zasadzie to chciałam możliwie najszybciej dotrzeć do zamku, a z Ronem i Harrym to zdecydowanie nie byłoby możliwe. A ty? -odpowiedziała nieznacznie naginając prawdę.
-Chciałem być sam, to jednak nasz ostatni rok w Hogwarcie, mamy o czym myśleć. Ale jeśli chcesz być pierwsza w Hogwarcie to chodź tędy- powiedział pokazując dłonią w kierunku wąskiej dróżki.
-Czy ja wiem, wolę raczej klasyczne rozwiązania...
-Nie zawsze to co nieznane jest gorsze. -wyszeptał patrząc na nią z oczekiwaniem.
Nie była takim typem, jak połowa dziewczyn w szkole, które na samą myśl o spędzeniu chociażby najkrótszej chwili z jakimś przystojniakiem, dostają napadu euforii, jednak tymi słowami ją przekonał. Po przeżyciach dzisiejszego dnia, nic nie było w stanie jej już zaskoczyć. Chodź takie decyzje nie były w jej stylu, chciała z nim pójść, może przez to, że jego wizerunek nie pozwalałby zrobić jej krzywdy, a może po to, żeby wzbudzić zazdrość Rona i zainteresowanie pozostałych przyjaciół. Rozejrzała się dookoła chcąc zobaczyć gdzie oni są. Ujrzała ich na końcu całej  gromady. Stali i rozmawiali w najlepsze z pozostałymi Ślizgonami, pewnie nawet nie zauważając, że odeszła. Zdecydowana odwróciła się do Danna i poszła we wskazane przez niego miejsce. Na oczątku wydawało jej się, że nie otrzebuje towarzystwa, ze woli być sama, ale teraz, gdy nie może liczyć na swoich przyjaciół, a tak bardzo ich potrzebuje, rozmowa z kimkolwiek byłaby zbawieniem. Bała się tylko, że Krukon okaże się zbyt natarczywy, złapie ją za rękę lub będzie chciał coś więcej. Nic takiego się nie stało. Scott okazał się świetnie wychowanym, inteligentnym czarodziejem. Nie dość, że nie próbował być sztucznie miły czy wścibski, to przez większość drogi nie odezwał się ani słowem, jakby czując, że tego właśnie potrzebuje dziewczyna. Błogą ciszę przerwała jednak Hermiona:
-Przepraszam- powiedziała cichutko, zatrzymując się na chwilę tak, by patrzeć mu prosto w oczy.
-Naprawdę widzę, że chcesz być sama, z dala od jakichkolwiek pytań i osób...
-Inteligentny-pomyślała Gryfonka
-Dlatego Cię tutaj zabrałem, nic od Ciebie nie wymagam, nie masz mi za co dziękować, a tym bardziej przepraszać. Też chciałem być po prostu sam. -powiedział jej to w całkowicie naturalny sposób, lekko się przy tym uśmiechając. Hermionę zaskoczyły te słowa, skrytykowała się w myślach za to, że jeszcze przed chwilą bała się o to co może się stać, a może opinia prawdziwego przystojniaka tak na nią podziałała, że podświadomie chciała żeby się coś stało? Tak żeby zdenerwować Rona i resztę? Teraz nie wiedziała co mu odpowiedzieć, język utkwił jej w gardle od pierwszego spotkania z nim dzisiaj, mało kto tak na nią działał. Onieśmielenie wszechwiedzącej panny Granger to prawdziwy wyczyn.
-To znaczy, że jednak mam za co Ci dziękować, wyświadczyłeś mi ogromną przysługę.
-Zmieniłaś się Hermiono, nie taką Cię pamiętam.
-A ja nie przypominam sobie żebyś kiedykolwiek mógł mnie bliżej poznać.
-Masz rację, gdzie moje maniery, Dann Michael Scott, a pani?- powiedział to wyciągając w jej kierunku dłoń.
-Hermiona Jean Granger- odpowiedziała lekko rozbawiona podając mu dłoń. Ten ujął ją i pocałował w wierzch. Gryfonka rozbawiona całą sytuacją głośno się roześmiała, a już za chwilę oboje maszerowali wąską drążka śmiejąc się przy tym wniebogłosy. Całe zajście bardzo rozluźniło atmosferę, Hermiona bez przeszkód rozmawiała z Dann’em na wszystkie możliwe tematy. Naprawdę zdumiała się, jak wiele ich łączy. Krukon był dokładnie taki, jak o nim mówiono, miły, sympatyczny, inteligentny, zabawny, obyty i nieziemsko przystojny. Resztę drogi spędzili śmiejąc się i wymieniając swoje poglądy. Podróż trwała jednak stanowczo zbyt krótko, by mogli w pełni nacieszyć się swoim towarzystwem. W mgnieniu oka dotarli do małych drewnianych drzwi, znajdujących się zapewne w północnym skrzydle zamku. Hermiona znała tą drogę, było to jedno z tajnych wyjść z zamku, z których korzystali tak często razem z Harrym. Weszli do środka nie, zastanawiając się ani przez chwilę. Kontynuowali swoją rozmowę aż do momentu, w którym znaleźli się przed drzwiami Wielkiej Sali. Tak jak zapewniał Scott, byli tam pierwsi  przed wszystkimi. Weszli do pustej sali, w zasadzie prawie pustej, ponieważ przy stole należącym do Ślizgonów  siedział pewien blondwłosy chłopak. W pierwszej chwili zajęta rozmową Hermiona nawet go nie zauważyła, kiedy jednak rozejrzała się nieznacznie po sali, zamarła w bezruchu. Nie spodziewała się go zobaczyć akurat teraz. Dzięki rozmowie ze Scott’em prawie całkowicie zapomniała o wydarzeniach dzisiejszego dnia, wyluzowała się do tego stopnia, że nie pamiętała nawet o kłótni z Malfoy’em. Po szybkiej burzy mózgu doszła do wniosku, że powinna go zignorować i jak gdyby nigdy nic usiąść do swojego stołu. Ślizgon podniósł tylko głowę, obdarzył ich obojętnym spojrzeniem i wrócił do dawnej pozycji. Dann jak zwykle doskonale wyczuł sytuację i nie pozwolił jej dłużej stać jak posąg w jednym miejscu. Doprowadził ją do stołu Gryfonów, a już za chwilę pojawiły się pierwsze grupy uczniów, zapewniając całą salę. Krukon rzucił jej kilka słów na pożegnanie, wspominając coś o ‘zobaczeniu się później i dokończeniu rozmowy’ oraz o ‘ujmującym usposobieniu’, ale tego już nie usłyszała, rozkojarzona odpowiedziała mu tylko skinieniem głowy i uśmiechem. Pragnęła jeszcze raz ujrzeć blond włosy oblicze TAMTEGO Ślizgona, sama nie wiedziała dlaczego, ale po prostu musiała go to zrobić. Wkrótce jendak obok niej zajęli miejsca Harry, Ginny i Ron,  który wpierw musiał wyrazić swoje zdenerwowanie, spowodowane nagłym zniknięciem Hermiony. Ta nie zdążyła nawet wyjaśnić co właściwie się stało, bo profesor McGonagall właśnie wstała by przemówić. Po raz pierwszy od sześciu lat, to McGonagall,  nie Dumbledor, rozpoczynała przemową rok szkolny, to już nie było to samo co kiedyś, ale nikt oprócz Hermiony, nie zdawał się tego zauważać. Każdy z utęsknieniem spoglądał w kierunku pustego stołu, oczekując kiedy nadejdzie wreszcie czas upragnionej kolacji. Wcześniej jednak, nadszedł czas na przydzielanie pierwszoriczniaków. Przez środek wielkiej sali niespiesznie przeszli nowi uczniowie. Każdy z nich ostrożnie stawiał kroki, a w ich oczach można było odczytać naprzemiennie strach i ekscytację. Wszycy z obecnych na sali doskonale znali te uczucie, to niezaprzeczalnie jeden z najważniejszych dni w życiu czarodzieja. W tym roku pierszoroczniaków było zdecydowanie więcej, niż w latach ubiegłych, dlatego przydzielanie trwało i trwało. Kiedy jednak Barbara White trafiła do Ravenclowu, Drew Woork do Hufflepuffu i Martin Zeidth do Gryffindoru, uroczystość była już skończona, a przynajmniej każdy tak myślał. Uczniowie pełni emocji oczekiwali pojawienia się świeżych potraw, jednak nowa dyrektor szkoły zajęła powtórnie głos.
-Cisza! Dziękuję wszystkim za uwagę, serdecznie witam nowych uczniów i chciałabym od razu uczulić całą resztę, by być otwartym na pomoc. Nie zapominajcie jak wyglądały wasze pierwsze dni w szkole. Ostrzegam, że wszystkie przejawy wrogości pod tym względem, będą surowo karane. Prefektami pozostają niezmiennie osoby wybrane przez profesora Dumbledora. Rolę prefektów naczelnych będzie pełnić tak jak uprzednio panna Hermiona Granger i pan Dracon Malfoy- fala oklasków zalała na chwilę całą salę, szczególnie stół Slytherinu starał się narobić jak najwięcej hałasu, by podkreślić swoją aprobatę, co do podjętej decyzji- Nauczycielem obrony przez czarną magią zostaje pan Georgy Blaid, przywitajcie go serdecznie- gdy wspomniany wcześniej profesor Blaid wstał by się ukłonić, znów rozbrzmiały oklaski, jednak tym razem mniej entuzjastyczne i cichsze. W tym momencie Hermiona po raz pierwszy dzisiaj przyjrzała się nauczycielom. Nowy mistrz obrony przez czarna magią okazał się być niskim, grubszym brunetem podeszłym wieku. Wydawał się być surowy i wymagający. W oczach większości uczniów od razu wzbudził szacunek i dystans, ale również rozczarowanie u żeńskiej części szkoły, która liczyła, że będzie co najmniej tak przystojny jak Lockhart.  
- Moi drodzy państwo, mam jeszcze jedną bardzo ważną wiadomość. Otóż w tym roku, z racji zmiany dyrektora szkoły, zostaliśmy zmuszeni do przyjęcia nowego nauczyciela transmutacji- po tych słowach w sali, zaczęły pojawiać się ciche szepty. Nikt nigdy nie przypuszczał, że Mcgonagall może zrezygnować, spodziewano się, że będzie nauczać chyba aż do końca życia. Każdy spekulował kto taki ją zastąpi, czy będzie to kolejna kobieta, czy może jakiś mężczyzna. Nie musieli trwać długo w niewiedzy, ponieważ dyrektorka szkoły kontynuowała:
-Nowym nauczycielem transmutacji będzie pan Robert Granger. –po tych słowach cała sala na moment zamilkła. Uczniowie zastanawiali się, czy aby na pewno dobrze usłyszeli nazwisko profesora. Każdy znał najwybitniejszą uczennicę w szkole- Herminę Granger, każdy wiedział również, że jest ona mugolaczką, a nazwisko Granger nie jest związane z żadną czarodziejską rodziną. Teraz wszyscy zwrócili się w kierunku Gryfonki z pytającym wzrokiem, jakby oczekując od niej jakichś wyjaśnień. Hermiona jednak była niemniej zaskoczona całą sytuacją co reszta. Jej zakłopotanie trwało dłuższą chwilę, ponieważ nowy nauczyciel, domniemany pan Granger nie pojawiał się. Czas dłużył się nieubłaganie, na sali nie panowała już cisza, ale głośny harmider, spowodowany przez dyskutujących . Spora część uczniów zadawała teraz otwarcie pytania skierowane do Hermiony, ta jednak popatrzyła się pytająco na profesor McGonagall i ignorowała wścibskich kolegów. Zauważyła tylko, że nawet sam Malfoy patrzył się na nią z zainteresowaniem. Sama nie wiedziała dlaczego, ale była ciekawa jego reakcji na to wszystko. Po chwili w drzwiach pojawił wysoki, przystojny blondyn, prawdopodobnie w średnim wieku o ostrych rysach twarzy i błyszczących ciemnych oczach. Gdyby nie to, że został już wcześniej zapowiedziany, wszyscy na pewno pomyśleliby, że to jedna z tzw. ‘gwiazdeczek ministerstwa’ które po prostu są i pozują do zdjęć. Robert Granger zdecydowanie bardziej niż Lockhart pasował na okładki magazynów dla pań, był niezaprzeczalnie urokliwym mężczyzną. Kroczył przez środek Wielkiej Sali z wrodzoną gracją i majestatem, a tłumy młodych czarownic wodziły za nim maślanymi oczami. Niemalże było widać, że musi pochodzić z czystokrwistej rodziny. Kiedy wreszcie dotarł do stołu dla nauczycieli, McGonagall dokończyła
-A więc profesor Granger jest wybitnym czarodziejem w wielu dziedzinach –mówiła jakby troszeczkę onieśmielona lub wyprowadzona z równowagi, co było do niej zupełnie niepodobnme. Zresztą nie tylko na nią podziałał urok osobisty mężczyzny, również pani Pomfrey i  pani Hooch starały się delikatnie poprawić swoje fryzury- Przyjechał do nas z  Holandii, wraz z córką, która będzie z wami uczęszczała do siódmej klasy. Przedstawiam wam Jade Florence Granger!- w tym momencie niewiadomo skąd pojawiła się piękna  blondwłosa dziewczyna o wygładzie modelki, ta sama, którą Hermiona spotkała w pociągu. Znowu wezbrały podekscytowane głosy, ale teraz w większości pochodzące od męskiej części uczniów. Każdy chciał wyrazić swój zachwyt nad urodą nowej uczennicy i pochwalić się tym z innymi. I tym razem Hermiona nie mogła powstrzymać się przez popatrzeniem na stół Ślizgonów. Nie robiła tego świadomie, sama nie wiedziała dlaczego. Jednak Malfoy wydawał się być niezainteresowany  całą sytuacją, co Hermiona z niewiadomych powodów przyjęła z ulgą.
-Dzisiaj, po raz pierwszy w historii naszej szkoły, tiara przydzieli czarownicę, która nie jest pierwszoroczna. Zaprasza cię tutaj- powiedziała Minewra i wskazała dłonią na stojące przed nią krzeszło. Dziewczyna posłusznie podeszła do stołka. Również w jej ruchach można było zobaczyć ten niebywały wdzięk i grację, co u jej ojca. Jade była naprawdę piękna, piękniejsza od wszystkich dziewczyn w szkole, piękniejsza od wszystkich znanych im dziewczyn, naprawdę żadna nie mogła się z nią równać.
Kiedy usiadła i nałożyła tiarę na głowę, każdy zaczął zastanawiać się do jakiego domu zostanie przydzielona. Część stawiałaby na Hufflepuff, ponieważ z reguły to tam jest najwięcej ładnych dziewczyn, jednak Krukoni uparcie twierdzili, że taka osoba, jak ona nadaje się tylko i wyłącznie do Ravenlowu, większość jednak podświadomie stawiałaby na Gryffindor, nie byłoby to nic nadzwyczajnego, w końcu już jedna Granger tam jest. Po długiej chwili napięcia tiara wykrzyknęła głośno:
-SLYTHERIN!

poniedziałek, 1 września 2014

Rozdział III - Potrzeba serca...



 Kochani mam do was dwie ważne sprawy, a może nawet więcej!!!
Po pierwsze, chciałam wam serdecznie podziękować za 1000 wyświetleń, które daliście mi w tydzień, po prostu spełnienie moich marzeń, miałam dodać rozdział z tej okazji, w nagrodę dla was, ale plany troszeczkę się zmieniły i dodaję dopiero dziś. Przepraszam!
Po drugie, dzisiaj oficjalnie zaczął się rok szkolny, z tego powodu muszę was uprzedzić, że notki będą pojawiać się odrobinę rzadziej, w miarę możliwości, będę dodawała raz, może dwa w tygodniu, ale wszystko może się jeszcze zmienić. Jest jeszcze ważniejsza sprawa, brak czasu będzie ograniczał także moje możliwości co do odwiedzania waszych blogów, za co również muszę was przeprosić. Jednak zapowiadam i obiecuję, że na bieżąco będę śledziła i komentowała tylko te blogi, które komentują moje opowiadanie. Niestety nie mam innego wyboru, a chciałabym w ten sposób wyróżnić i podziękować wszystkim, którzy aktywnie czytają mojego bloga. Dziękuję wam za to serdecznie i życzę wszystkim siły, wytrwałości i czasu w nowym roku szkolnym. 
Dzisiejszy rozdział jest dość krótki i zwyczajny, ale zwracajcie uwagę na szczegóły, bo to ważne!
Kolejny rozdział przyniesie już więcej akcji i niespodzianek, zapraszam na niego zapewne w okolicach piątku :)
Trochę się rozpisałam, ale musiałam ogarnąć trochę organizacyjnych spraw!
No to czytajcie i trzymajcie się ciepło moje misiaczki :*



 Starała się zachować pozorny spokój i przybrać obojętny wyraz twarzy, jednak zdradziła ją łza, jedna głupia, mała łza, spływająca po jej policzku. Oznaka jej małej, głupiej słabości. Tak...  wrażliwość, nie potrafiła się, tak po prostu nie przejmować, starała się być silna, ale tego było już za wiele. Miała dość tego dnia i tego ślizgona, żeby pochopnie nie nazwać go ‘człowiekiem’. Nigdy nie sądziła, że to powie, ale w tym momencie nie chciała wracać do Hogwartu, do siódmej klasy, która miała być taka inna, lepsza. Wszystkie obawy z dzisiejszego ranka wróciły, znów bała się jutra, chciałaby teraz leżeć sobie wygodnie w łóżku i czytać ulubioną książkę. Jak on mógł do tego doprowadzić, zniszczył jej nie tylko dzień czy humor, w tym momencie odebrał jej apetyt na życie. Jak ona mogła dać się tak łatwo sprowokować, nie panowała nad sobą, wyprowadził ją z równowagi. Była zła, wściekła, musiała się przyznać przed sobą, że niemal sama się już nie poznaje, co się stało z dawną, spokojną Hermioną? Co ten świat z nią zrobił? Wojna nie tylko zbiera owocne żniwa w postaci poległych, ona zabiera dusze i ciała, nawet tym najsilniejszym, nawet tym, którzy walczą do końca, przed nią nie ma ratunku, podobnie jak przed miłością i przeznaczeniem?

Tymczasem On siedział tam jeszcze kilka chwil nim zrozumiał co się stało, ta ‘idiotka’ odważyła się go uderzyć w policzek, pożałuje tego, tak bardzo tego pożałuje. Wstał energicznie chcąc ją dogonić, ale nigdzie już jej nie było. Wrócił z powrotem do przedziału i usiadł skonsternowany na jednym z foteli. Korzystając z okazji, że jest sam, zapalił papierosa, by choć trochę opanować wzburzone emocje. Miał jej dosyć, dosyć, tego zadartego nosa, dosyć tego dnia, dosyć wszystkiego. Przez jedną, małą głupią, gryfonkę, dziś straciłby to na co pracował od miesięcy -swój nowy, wyidealizowany wizerunek, bez skazy. O mały włos, by się nie powstrzymał i wybuchnąłby nieopanowaną złością przy tłumie ludzi. Powinien dziękować sobie w duchu, że w efekcie jednak nie dał się sprowokować, ale jedyne co teraz czuł to wściekłość i gorycz porażki. Takie uczucia nie były w jego stylu. Malfoy’owie nie wiedzą co to przegrana. A jednak dzisiaj przegrał, nie tyle co z nią, ale sam ze sobą. Wystawiła go na ciężką próbę charakteru, której nie przeszedł, zawalił juz na samym początku. Może gdyby to był ktoś inny, ktokolwiek, wszystko byłoby inaczej. Przecież nikt nie jest tak denerwujący i pyskaty jak Granger. Sam nie wiedział co w niej takiego było, że nie potrafił traktować jej jak normalnej dziewczyny, być czarujący, intrygujący, zawsze trzymać emocje na wodzy, dlaczego na nią nie działał jego urok, czy ona musiała go tak drażnić?
…bo ona była inna, była inteligentna, nie dawała się nabrać na jego gierki, przejrzała go na samym początku, była dla niego wyzwaniem, w pewnym sensie kimś równym jemu. To go wkurzało, że była w czymś podobna do niego, inteligencja, spryt, nieustępliwość, odwaga, to co cenił w sobie najbardziej…

Hermiona szybkim krokiem przemierzała korytarze Ekspresu Hogwart, chciała znaleźć się teraz w ustronnym miejscu, bez ludzi, bez ich natarczywych pytań i bez zbędnych odpowiedzi. Wiedziała, że znalezienie wolnego przedziału w trakcie podróży graniczy z cudem, ale nie miała innego wyjścia. Potrzebowała teraz spokoju i czasu, żeby wszystko sobie przeanalizować i poukładać w głowie, tak jak miała to w zwyczaju. Na szczęście nie spotkała po drodze żywej duszy, także bez przeszkód szła w kierunku lokomotywy. Wiedziała, że jak są jeszcze jakieś puste albo pół-puste miejsca, to tylko tam. Minęło kilka chwil zanim dotarła do pierwszego wagonu, nie znajdując przy tym żadnego wolnego miejsca. Już miała odwracać się i ruszać w drugą stronę, gdy kątem oka zauważyła jeden mały przedział, przeznaczony dla maksymalnie czterech osób. Podeszła do okienka i zajrzała do środka, by upewnić się czy aby na pewno jej oczy nie mylą. Ale przedział okazał się być pusty, nie zwlekając dłużej, weszła do pomieszczenia, energicznie zamykając za sobą drzwi. Wcale nie przeszkadzało jej to, że jest sama, tego potrzebowała. Kiedyś wolałaby spędzać czas w wesołym towarzystwie dwójki najlepszych przyjaciół- Rona i Harrego. Ale wiele się zmieniło od tego czasu. Teraz pragnęła samotności, nie szukała tak bardzo ich towarzystwa,  nie rozmawiali już tak wiele jak kiedyś, nie dzielili się już każdą nowiną czy plotką, nie mieli wspólnych tajemnic, nie rozwiązywali już razem wszystkich problemów i zagadek. Nie była pewna, kto z nich się zmienił, ona czy chłopaki. Nie wiedziała też, czy w ogóle się zmienili, może po prostu dorośli, każdy dojrzewa, tak już po prostu jest. Nie, nie każdy, Malfoy nigdy się nie zmieni, on zawsze będzie taki sam, nigdy nie wydorośleje, zawsze będzie takim bezwartościowym typem, który żyje w fałszu. Na myśl o nim, poczerwieniała ze złości. Wspomnienia z rozmowy z nim, wciąż były żywe. Była zdenerwowana na niego, ale przede wszytki, miała wielki żal do siebie. Mogła się tego po nim spodziewać, przecież on zawsze był taki arogancki i zbyt pewny siebie, siedem lat obcowania z tym przebrzydłym ślizgonem nic jej nie nauczyło. Oh… jaka była głupia, dając się ponieść tej dyskusji. Chcąc choć trochę rozładować frustrację postanowiła jeszcze raz przyjrzeć się pięknemu lusterku.
Wyjęła z kieszeni czerwone pudełeczko, od którego wszystko się dzisiaj zaczęło. Przypomniała sobie słowa matki 'To żebyś nie zapomniała, jaka jesteś piękna.'
-Tak bardzo się mylisz…- pomyślała i otworzyła wieczko. Po raz kolejny oczarował ją blask rubinów, to zdecydowanie był najlepszy prezent w życiu. Martwiła się jednak skąd pochodzi. Niby jest w jej rodzinie od pokoleń, ale jak coś magicznego mogło znaleźć się w ich posiadaniu, przecież ministerstwo dba, by żadna tego typu rzecz nie trafiła w ręce mugoli. A może to wcale nie jest magiczny przedmiot, może tylko na taki ma wyglądać?  Sama nie wiedziała co o tym wszystkim myśleć, stanowczo oddalała od siebie myśl, że ktoś z jej rodziny mógł to ukraść czy znaleźć, ale jak inaczej to wytłumaczyć? Znowu nie miała odpowiedzi na pytanie, nie miała nawet żadnego realnego przypuszczenia, kiedyś tak nie było, kiedyś znała się na wszystkim i wiedziała o wszystkim, teraz jednak tak nie jest. Nie ma już perfekcyjnej pani Granger. W tym momencie znowu zatęskniła za przeszłością, wróciły wspomnienia ubiegłych lat w Hogwarcie, był to najlepszy czas w jej życiu, kochała swoją szkołę i przyjaciół, lekcje, jak i przerwy, pokój wspólny, Wielką Salę, lubiła wycieczki do Hogsmeade i podróż Ekspressem Hogwart. Jednak w tym roku wszystko poszło źle, przez Malfoya! Ostatnia podróż do zamku, okazała się tą najgorszą. Jej przyjaciele też ją zawiedli, woleli towarzystwo ślizgonów niż swojej przyjaciółki, a to bolało. Harry i Ginny, którym zawsze mogła powiedzieć wszystko, tyle razem przeżyli, tak długo się wspierali, tyle problemów rozwiązali razem… i Ron, który miał być drugą połówka, siłą, sercem, duszą i oparciem, wszyscy ją zawiedli. W tej chwili ich nie potrzebowała, chciała teraz kogoś kto ją zrozumie, wysłucha,  pomoże, czy to tak wiele? Jednak to prawda, że wspólny wróg jedna przyjaciół, tak było i z nimi. Voldemort, Snape i Malfoy. Dopóki Voldemort żył, Snape ich uczył, a Malfoy był wrogiem, było idealnie,  byli wzorem przyjaźni i miłości. Ale te czasy bezpowrotnie minęły. Owszem dalej będą się przyjaźnić, bo ona nie pozwoli, aby to był koniec, będzie o to walczyć, ale na pewno to nie będzie już to samo, co kiedyś- przyjaźń i miłość na śmierć i życie.
Drugi raz popatrzyła na piękne rubiny, błyszczące na wierzchu lusterka. Nie mogła się nacieszyć urokiem tego przedmiotu, teraz była pewna, że coś tak pięknego nie może wyjść spod ręki żadnego człowieka. W tym była magia. Dało się to wyczuć. To piękne uczucie, kiedy wspólnie z Malfoyem otworzyli lusterko. I te napisy...A właśnie, jeśli to były runy... To będzie dostateczny dowód na to,  że lustro jest przedmiotem pochodzącym ze świata czarodziejów. Musiała tylko upewnić się, czy to na pewno są runy. Z tą myślą zabrała się za otworzenie lusterka. Z trudem odezwała wzrok od iskrzących się rubinów i próbowała otworzyć klamerkę. Jednak ta, za nic na świecie nie chciała puścić.
-Co jest?! -pomyślała -przecież ostatnim razem poszło jak z płatka. Pomęczyła się jeszcze chwileczkę bez efektu i zrezygnowana sięgnęła po różdżkę. Jednak ani Alohomora ani Reducto nie zadziałało. Wiedziała że jeśli tego nie otworzy, nie odczyta runów, to nie dowie się jaką tajemnicę kryje ten przedmiot. Ale.... skoro...Tak! To jest magia! Wiedziała! Przecież na lusterko nie działały żadne zaklęcia, to znaczy, że jakiś czarodziej musiał użyć bardzo silnych czarów chroniących. Była wniebowzięta, może ten rok w Hogwarcie, nie będzie jednak taki zły? Obiecywała sama sobie, że doprowadzi do końca tą sprawę z tajemniczym lustrem, gdy ktoś szarpnął za drzwi. Hermiona szybko poprawiła się na fotelu i czekała aż ten ktoś raczy wejść do jej przedziału. Błagała tylko w myślach, żeby to nie był Malfoy. Od niego, to się teraz będzie trzymać z daleka. Dostał to na co zasłużył. Zdążył ją już wyprowadzić z równowagi i popsuć pierwszy dzień w szkole, ale nie miała zamiaru dopuścić powtórzenia takiej sytuacji, a tym bardziej nie pozwoli mu popsuć jej całej ostatniej klasy.
Do pomieszczenia, nie wszedł jednak Malfoy, co oznacza, że błagania zostały w końcu wysłuchane, osobą, która stała za drzwiami był Ron. Po kilku chwilach, zdecydował się, na wejście i wolnym krokiem wszedł do przedziału, zamykając za sobą drzwi. Popatrzył się na nią krytycznym wzrokiem, tak podobnym do tego, którym ona często obdarzała jego i Harrego, przez te siedem lat ich znajomości. Po chwili jednak zaczął się rozluźnić i zdecydował się w końcu przemówić.
-Wszędzie Cię szukaliśmy, gdzie Ty byłaś? Wiesz, jak się martwiliśmy!
-Widocznie nie bardzo, skoro znajdujecie mnie dopiero teraz. -po tych słowach znowu nabrał typowego dla siebie wyrazu  z przyczepionym do twarzy głupiutkim uśmiechem. Zawsze tak było jak się kłócili, on próbował być twardy i stanowczy, ale nie potrafił nawet postawić na swoim, kiedy ona miała inne zdanie. Wystarczy też, że się uśmiechnęła, czy nawet skinęła palcem, on się rozpływał. Tak bardzo ją kochał, że nie potrafił się złościć, a nawet krzyknąć w jej obecności, tak było i tym razem.
-Wiesz nie chciałaś żebym z Tobą wyszedł, ani ja, ani Harry, a tak fajnie nam się rozmawiało z Blaisem i Pansy. Dawno się tak nie uśmiałem. Żałuj, że wyszłaś tak wcześnie. Nawet nie przypuszczałem, że okażą się takimi wspaniałymi kolegami. Zaprosili nas juz na imprezę do ślizgonów.
-Naprawdę super, masz rację bardzo żałuję i cieszę się, że macie takich wspaniałych, nowych przyjaciół.- powiedziała ironicznie Hermiona, wymownie przewracając oczami.
-Jak ich bliżej poznasz, to na pewno Ci się spodobają!
-Nie wątpię! -prychnęła z pogardą
-A co to takiego? -Zapytał Ron, chcąc chodź trochę załagodzić sytuację.
-To prezent od rodziców,.
-Mogę zobaczyć?- zapytał i nie czekając na odpowiedz, szarpnął lusterkiem, tak, że znów się otworzyło
-Jak ty to zrobiłeś? -zapytała podekscytowana dziewczyna, zapinając o złości na chłopaka.
-Normalnie- odpowiedział Ron, usilnie udając skromność.
Hermiona szybko nachyliła się nad swoją częścią lustra by zobaczyć tajemnicze napisy. Jednak ani na jej, ani na kawałku Rona, nie było widać niczego podobnego.
-Dziwne…- wyszeptała.
-To jest dopiero dziwne, nie widzę swojego odbicia!
-To niemożliwe ja widzę swoje, widziałam też...a zresztą nieważne. Spójrz może w drugie.
-Nadal nic, tak jakbym był przezroczysty, czadowo! –krzyknął rozentuzjazmowany. Jednak Hermiona go nie słuchała, przypomniała sobie to, jak pierwszy raz otworzyła lusterko. Zobaczyła wtedy siebie i niestety… Malfoy’a oraz dziwne napisy na obu stronach. I to uczucie, szczęścia, euforii, uczucie przepływającej magii. To było niesamowite. Teraz nic takiego się nie stało. Jednak nie było jej dane dłużej się nad tym zastanawiać, bo Ron przybliżał się do niej coraz bardziej, szepcząc coś do jej ucha.
-To naprawdę piękny prezent. Jednak w gruncie rzeczy bezużyteczny. Obiecuję ci, że ode mnie dostaniesz coś jeszcze piękniejszego i oczywiście praktycznego.- powiedział cicho Ron,  po czym pochylił się nad nią jeszcze bardziej i zaczął ją nieudolnie całować. Jego dłoń powędrowała do szyi, drugą obejmował jej talię. Chcąc pogłębić pocałunek, wdusił ją w siedzenie fotela. Usta chłopaka łapczywie pożerały bezbronne malinowe wargi Hermiony. Ron ze wszystkich sił próbował robić to romantycznie i namiętnie, jednak nie mając zbyt dużego doświadczenia w tej dziedzinie, zapominał o delikatności. Właśnie wtedy kiedy pocałunek trwał, kiedy on zachłannie kosztował jej subtelnych ust, usilnie próbując, by wszystko było czułe i piękne, ona nie wiadomo dlaczego, przypomniała sobie słowa matki, wyszeptane tuż przed odjazdem 'Jak kochać to tylko z miłości'