sobota, 18 kwietnia 2015

Rozdział XVI - Małe znaki...



 Dzisiaj kolejny rozdział  z serii 'niezbyt długie', ale za to dużo się dzieje. Mam nadzieję, że was usatysfakcjonuje. Dziękuję wszystkim, którzy wrócili tu razem ze mną i tym właśnie osobom dedykuję ten rozdział.



-No cześć mała?- usłyszała dźwięczny głos, którego nie mogła zidentyfikować. Chciała się ruszyć, zrobić chociaż krok lub cokolwiek odpowiedzieć, ale nie potrafiła. Tak po prostu zastygła w niewygodnej pozie w jego ramionach. Jego wzrok spoczywał na jej twarzy, jednak nie patrzył na nią tak jak zawsze. Gdyby potrafiła w chwili obecnej choć odrobinę trzeźwo myśleć, stwierdziłaby, że jest to spojrzenie pełne uprzejmości, a nie typowej dla niego wrogości i wyższości. Do jej nozdrzy dotarł zapach damskich perfum, które bynajmniej nie należały do niej. To sprowadziło ją na ziemię. Przerwała ciszę, która zdawała się trwać wieczność.
-Ty nie możesz...- zaczęła zachrypniętym głosem. W tym momencie objęcie poluzowało się, do tego stopnia, że jednym susem mogła odskoczyć na odległość co najmniej kilku metrów.
-Skąd wiedziałaś?- Malfoy zapytał z szerokim uśmiechem na twarzy.
-Blaise?- nie była pewna, czy myśl, która zaświtała jej w głowie jest prawdziwa, bo niby jak stojący przed nią Malfoy z krwi i kości, mógł nie być prawdziwym Malfoyem. Ale gdy tylko spostrzegła szeroki uśmiech na jego twarzy, tak szeroki, że nigdy wcześniej, ani zapewne nigdy później, nikt nie będzie mógł go oglądać na ponurej twarzy Ślizgona, wiedziała, że ma rację. 
-Nie wiedziałem, że Malfoy aż tak działa na kobiety. Gdybyś widziała swoją minę. -zarechotał w typowy dla Blaise'a sposób- A Jade to nawet uciekła, gdy tylko otworzyłem jego piękną buźkę by coś powiedzieć! -wzmianka o Jade wtrąciła ją z równowagi i zapomniała o co właściwie chciała zapytać, więc pozwoliła mu mówić dalej- Ohh przepraszam, że cię tak wystraszyłem. Wybacz, że musiałaś być tak blisko z kimś, kto nie do końca jest mną. Spokojnie nie klasyfikuję tego w kategorii zdrady. -uśmiech, który wyglądał niezwykle nienaturalnie nie schodził mu z twarzy. Hermiona również przybrała coś na kształt niemrawego uśmiechu.
-Ale dlaczego? Po co? Jak? -wykrztusiła z siebie niepełne pytania. Nie mogła zdobyć się na nic więcej, bo jej umysł nadal trwał w poważnym szoku.
-Eliksir wielosokowy. A jeśli chodzi o cel to wiesz, chciałem sprawdzić twoją wierność przed ślubem- ochoczo uniósł brew, nie przestając się uśmiechać- nie to żebym wątpił, ale matka nalega. Sama rozumiesz, prawda?!
-Blaise czy ty możesz być poważny, chociaż przez moment?- wcale nie była skora do żartów, dla niej cały ten incydent nie wydawał się ani trochę zabawny. Cała ta sprawa jawiła się jako  bardzo podejrzana.
-Ależ oczywiście najsłodsza- Blaise zaczął całować ją po rękach, w przepraszającym geście- Chciałbym ci zadać pewne pytanie i nalegałbym, by twoja odpowiedź była nie tylko szczera, ale także profesjonalna. -Ten Ślizgon nie znał umiaru. Jego poczucie humoru zdawało się być niewyczerpane.
-Słucham?- odpowiedziała zniecierpliwiona Hermiona, co jednak ani trochę nie zniechęciło Blaise'a. Jego twarz nadal przedstawiała udawane skupienie.
-Chciałbym wiedzieć po czym mnie rozpoznałaś? Muszę znać swoje wady i je eliminować.- teraz, gdy rozmowa trwała już jakiś czas mogła dokładnie przyjrzeć się domniemanemu Malfoy'owi. Chyba każdy kto by go teraz ujrzał, poznał by że coś jest nie tak, po uśmiechu. Zauważyła też jego radosne oczy, przygładzone włosy, niezbyt starannie wyczyszczone spodnie, koszulę zapiętą pod samą szyję, energicznie ruchy i luźną postawę. Speszyła się, gdy uświadomiła sobie, na jak wiele szczegółów zwróciła uwagę.
-Perfumy- odpowiedziała to co najszybciej przyszło jej do głowy.
-Perfumy?- zdziwiony Blaise zaczął się obwąchiwać po całym ciele. Tym razem i ona się zaśmiała z komedii odgrywającej się na jej oczach.
-Tak Blaise, pachniesz damskimi perfumami- zwróciła mu słuszną uwagę.
-Ahh to pewnie ta Clara.. a nie to przecież Jullia... a może Tracy?- powąchał się jeszcze raz- Nie to zdecydowanie jest Katie... no może z małą domieszką Astorii- uśmiechnął się pod nosem i natychmiastowo ruszył w kierunku lochów. Hermiona nawet nie zdążyła zaprotestować, ale to było takie w jego stylu. I tak nie wydusiłaby z niego nic więcej, bo to przecież Blaise, on nigdy nie będzie poważny. Wracała do swojego dormitorium uśmiechnięta, rozmyślając o całej tej zabawnej sytuacji. W jej głowie kołatała się dziwna myśl a co by było, gdyby to naprawdę był Malfoy.
Czas leciał bardzo szybko. Hermiona każdą wolną chwilę spędzała w książkach, starając się jak najszybciej nadrobić zaległości. Chodziła spać bardzo późno, wstawała zaś z samego rana. Rzadko kiedy spędzała czas z kimś innym niż z Ginny. Harrego spotykała sporadycznie, jednak nie mieli nawet czasu, by wyjść na tak lubiane przez nich spacerki po błoniach i skorzystać z ostatnich słonecznych dni. Choć pogoda była piękna, jak na początek listopada, to nieliczni z niej korzystali. Każdy miał ważniejsze sprawy na głowie. Na językach każdego ucznia był teraz temat balu. Dziewczyny godzinami rozmawiały na temat sukienek i włosów, a chłopcy spotykali się by porozmawiać o tym jak przemycić na bal odrobinę Ognistej. I choć zostało jeszcze ponad dwa miesiące czasu, każdy już wiedział jakiego koloru szatę założy. Póki co Ginny i Hermiony nikt nie zaprosił. Chociaż oczywiste było, że Ruda z pewnością pójdzie z Harrym. Mimo sprzeciwu rodziców, żadne groźby i prośby nie poskromią jej temperamentu. Na samą myśl o tym Hermionie pojawiał się uśmiech na twarzy. Wyobrażała sobie, co by zrobiła Ginny, gdyby to w jej obecności profesor Trelawney wypowiedziała słowa przepowiedni. Mimo tego, że jej temat odrobinę ucichł. Hermiona nie przestała się martwić przyszłością. Od czasu jej wypadku nie miała okazji porozmawiać na osobowości z Malfoy'em. Nie wiedziała jak mu idą poszukiwania, jednak upartość nie pozwalała jej go zapytać. Przepowiednia to nie była jedyna rzecz, która ją interesowała. Gdyby nie to, że nie miała na to czasu, to ciekawość zżarłaby ją od środka. W jej głowie wciąż tkwiła myśl, że to Malfoy uratował jej życie. Nie bardzo chciała w to wierzyć, ale po co pani Pomfrey miałaby kłamać?
Wracała właśnie z biblioteki, gdy ktoś złapał ją za rękę. Odwróciła się i ujrzała rozpromienioną twarz Danna. W przepływie emocji rzuciła mu się na szyję.
-Dann- Wykrzyknęła jego imię. A gdy po chwili dotarła do niej gwałtowność  jej zachowania, automatycznie rozluźniła uścisk.
-Jeśli tak mnie witasz, po tak długiej nieobecności, to z przykrością muszę stwierdzić, że powinniśmy się widywać jak najrzadziej- to była prawda. Nie widzieli się zbyt często. W sumie to zaganiana Hermiona od czasu pobytu w szpitalu tylko raz z nim rozmawiała, chwilkę przed lekcją historii magii. Nigdy dotąd nawet go nie przytuliła, ale w teraz pojawił się dokładnie w tym momencie, w którym go potrzebowała. Oderwał ją od myśli skierowanych na temat książek i pozwolił na pojawienie się uśmiechu na jej twarzy.
-Przepraszam cię. Ja sama nie wiem…- nieudolnie próbowała się tłumaczyć
-Czy taka piękna panna się może zawstydziła?- zapytał, po czym ruszyli w stronę schodów. Rozmawiali krótko, nadrabiając stracone godziny. Dann był świetnym kompanem do rozmowy. Inteligentny, kulturalny, błyskotliwy zawsze potrafił ją czymś zaskoczyć. Co prawda nie były to żarty na poziomie Blaise'a, ale jemu nikt nie dorówna.
Przeszli cały korytarz poruszając tematy szkoły i nauki, zatrzymali się przy jednym z parapetów. Hermiona zwinne wdrapała się na niego i usiadła, dając odpocząć, zmęczonemu po dźwiganiu ciężkiej torby, kręgosłupowi. Uśmiechnęła się na myśl o tym jak bardzo irytujące jest to jak w podobny sposób siedzą tu szkolne pary, demonstrując swoją ogromną miłość wszystkim na około. Teraz na korytarzu nie było nikogo i mogłoby być całkiem romantycznie gdyby nie to, że przed nią stał Dann. Był wspaniały, ale to przecież Dann. Złapał ją za ręce w nietypowy sposób. Hermiona pomyślała, że i jemu udzielił się romantyczny nastrój. Popatrzył jej się prosto w oczy, a grymas zamieszania nawiedził jej twarz. Miała złe przeczucia, a dziwne uczucie w podbrzuszu nasiliło się. Modliła się w duchu, by to był jakiś żart, choćby najgorszy.
-Hermiono ja...- zaczął mówić głosem innym niż zwykle. Teraz w tym momencie wydawał się jej taki słodki. Jego ciemne oczy błyszczały w panującym półmroku. A jego kształtne usta prosiły się o...
Głodny huk przerwał jej myślenie. Obróciła się szukając źródła hałasu. Na końcu korytarza dostrzegła Jade podnoszącą gruba księgę. Wyglądała zupełnie jak typowa Hermiona. W rękach miała co najmniej trzy inne tomy, a torba na ramieniu wyglądała na obładowaną do końca. Jade wpakowała podniesioną książkę na wierzch po czym rozejrzała się dokoła. Najwidoczniej nie zauważyła ich, bo jednym susem skoczyła w górę schodów prowadzących na siódme piętro. Jej ruchy nie były już takie zgrabne jak dotychczas. Znikła gdzieś jej cała gracja, która tak pociągała chłopaków.
Hermiona korzystając z okazji wyrwała się z uścisku Danna. Ostrożnie wstała z parapetu zakładając na ramię torbę.
-Ohh Dann nie wiedziałam, że jest już tak późno. Muszę iść, bo nie wyrobię się z nauką do rana.
-Pozwolisz, że cię odprowadzę?- zapytał w jeden z tych sposobów, dzięki którym nie dało mu się oprzeć.
-Ależ oczywiście Dann.
Całą drogę spędzili rozmawiając o świętach. I chociaż Hermionę bardzo pochłonął ten temat, gdyż Boże Narodzenie to jej ulubiony czas w roku, nie mogła się oprzeć, by kilka razy ukradkiem nie zerknąć na Danna. Jaki on był przystojny. Naprawdę mało kto mógł się z nim równać. Jego sylwetka przypominała ciało modela. Jego uśmiech, szczególnie ten który odsłaniał szereg białych zębów był taki ciepły. A jego oczy wyrażały niekończąca się uprzejmość. Pożegnali się przy wejściu do Pokoju Wspólnego Gryffindoru. Hermiona musiała obiecać, że znajdzie dla niego czas w najbliższy weekend i pozwoli mu przygotować dla niej niespodziankę.
-Hermiono!- usłyszała za plecami, gdy już miała wchodzić do środka.
-Tak?
-Bardzo mi się podobało, nasze dzisiejsze powitanie.
To była chwila. Nie zdawała sobie sprawy, jak to się stało, ale nie mogła już dłużej bezczynnie patrzeć się na jego kształtne usta. Zrobiła krok dzielący ich oboje i zatopiła się w delikatnych ustach Danna . Krukon błyskawicznie odwzajemnił pocałunek. I choć chwilę później chciała się cofnąć, on nie pozwolił jej na to. Tę krótką chwilę przyjemności przerwało mocne szarpniecie. Coś albo ktoś odepchnął ją na bok, przez co boleśnie uderzyła się w głowę o kamienny filar. Odwróciła się wywołując ogromny ból w potylicy. Ujrzała purpurową ze złości twarz Rona, krzyczącego coś do zdezorientowanego Danna, jednak sens jego słów do niej nie docierał.. Nim zdążyła zareagować padł pierwszy cios. Dann odleciał na drugi koniec schodów.
-Ron! Proszę! -wykrzyknęła wywołując kolejne spazmy bólu. Nie mogła uwierzyć w to co widzi. Dopiero teraz skojarzyła fakty, że drzwi do Pokoju Wspólnego zostawiła otwarte, gdy tak czule żegnała się z Dannem. Ron najwidoczniej wszystko widział, a jego porywaczy charakter nie pozwolił mu zwyczajnie odejść.
Próbowała wstać, ale najmniejszy ruch sprawiał jej ból. Czuła, że osuwa się na ziemię. Mogła tylko obserwować rozgrywające się wydarzenia. Ron zszedł kilka kroków niżej i przymierzał się do kolejnego ciosu, gdy coś odrzuciło go do tyłu. Przechyliła głowę w prawą stronę, by upewnić się, czy to nie było po prostu przywidzenie i wtedy ujrzała idącego szybkim krokiem Malfoy'a z podniesioną różdżka w dłoni. To był ostatni widok, który ujrzała przed utratą przytomności. 

Obudziła się, nie pamiętając kiedy właściwie się położyła. Okropny ból głowy towarzyszył jej od momentu otworzenia oczu. Próbowała podnieść głowę, ale nie czuła się na siłach. Przez moment wydawało jej się, że kolor ścian jest zielony. Zamknęła oczy, by oddalić od siebie niezdrowe halucynacje. Jednak obce zabarwienie ścian nie zniknęło, mało tego zaczęła dostrzegać także inne dziwne przedmioty. Ciemne, hebanowe meble, srebrno-zieloną pościel i godło Slytherinu?
-Coś ci się nie podoba?- drwiący głos przywrócił ją na ziemię. Ostrożnie podniosła głowę i zobaczyła Malfoy'a siedzącego na ogromnym fotelu. Trzymał w ręku szklankę z bursztynowym płynem raz po raz zaglądając do jej dna.
-Co ja tu robię? - zapytała, choć bała się odpowiedzi. Usłyszała tylko drwiący śmiech, stukot odstawianej szklanki i kilka kroków w jej stronę. Malfoy stanął tuż nad nią z założonymi rękami i oparł się o jeden z filarów łóżka. Hermiona odruchowo podciągnęła kołdrę pod nos, co wywołało tylko szyderczy śmiech.
-Naprawdę myślisz, że nie widziałem. Śpisz tu od kilku godzin w samej bieliźnie.
Dopiero teraz uświadomiła sobie, że oprócz bielizny nic innego nie ma na sobie. Poczuła złość i ogromny ból głowy. Powoli zaczęły nawiedzać ją obrazy wczorajszego wieczoru. Przypomniała sobie spacer z Dannem i długie rozmowy. Potem pożegnanie i... pocałunek. Nie była pewna czy to nie aby podświadomość płata jej figle, ale obraz przed jej oczami był tak wyraźny, że musiał być prawdziwy. Zobaczyła zdenerwowaną twarz Rona i Danna leżącego kilka schodów niżej. Przypomniała też sobie Malfoy'a, który szedł w ich stronę.
-Jak się tu znalazłam?- zapytała ostro żądając odpowiedzi
-Hoho pamięć największej kujonicy zawodzi? Czyżby to oznaczało koniec kariery?- jego usta wygięły się w szyderczym uśmiechu, a z oczu poleciały iskry rozbawienia.
-Gdzie jest Dann?- postanowiła nie reagować na jego zaczepki. Chciała dowiedzieć się wszystkiego i jak najszybciej znaleźć się w swoim dormitorium.
-A jednak coś pamiętasz- krzywy uśmiech nadal nie znikał z jego twarzy- Interesujące, że pierwszą osobą o którą zapytałaś jest ten delikatny i słodki Scott. Żyje i ma się dobrze, niestety. Chociaż należało mu się dostać dla samej nauczki, że nie warto być tchórzem.
-A co z Ronem? -jeszcze jedno pytanie wyrwało jej się bez zastanowienia.
-Weasley to prawdziwy dzikus. Chętnie popatrzyłbym jak nieudolnie rozprawia się z tym podrzutkiem Scottem, ale bałem się, że jego czerwona twarz wkrótce wybuchnie. -Zaśmiał się nienaturalnie- Choć tak z perspektywy czasu sądzę, że to byłoby niezłe widowisko.
Hermiona dopiero teraz uświadomiła sobie, że te wszystkie rzeczy, które dopiero przeleciały jej przed oczami, zdarzyły się naprawdę. Ale skoro to prawda, to znaczy, że Malfoy uratował życie Dannowi i najprawdopodobniej też jej.
-Dziękuję Malfoy- ton jej głosu nie był ostry, starała się wypowiedzieć te słowa możliwie najuprzejmiej. Ślizgon spojrzał jej prosto w oczy, jakby chciał zbadać, czy to nie żart. Odwrócił się szybko tyłem do jej łóżka i zacząć nalewać sobie Ognistej do szklanki. Hermiona miała dziwne wrażenie, że Malfoy chce ukryć emocje. Po chwili odwrócił się, a jego twarz była nieprzenikniona jak zawsze.
-Czy naprawdę myślisz, że z własnej woli cię uratowałem i pozwalam ci wygodnie spać sobie w moim łóżku. -znowu przywołał swój szyderczy śmiech- Gdyby nie Ginny z pewnością ryczałabyś teraz po kątach i obwiniała się za to, że przez ciebie z Hogwartu wyrzucili kochanego Scotta i cudownego Weasley'a.
-To Ginny mnie tutaj przyprowadziła?- zapytała z ulgą. Wreszcie pozbyła się natrętnej pytania, która prześladowała ją od momentu obudzenia. Nie mogła zanieść myśli, że Malfoy widział ją w samej bieliźnie.
-Jak naiwna musisz być, żeby myśleć, że kiedykolwiek chciałbym cię dotknąć. -jego mina świadczyły o pogardliwych myślach świdrujących jego głowę, ale jego stalowe oczy pozostały nieprzeniknione.- Tak to Ginny przyprowadziła cię tutaj. To ona wybłagała mnie, bym pozwolił ci się tutaj zdrzemnąć. To dzięki niej nic nie powiedziałem McGonagall. Ron i Scott nadal są w szkole, bo ona mnie o to poprosiła. –mówił szybko i gwałtownie. Gryfonka miała dziwne wrażenie jakby recytował jakiś wyuczony wiersz.  –Posłuchaj mnie teraz uważnie Granger. Z własnej woli nie kiwnąłbym nawet palcem. - Mocno zaakcentował ostatnie zdanie, chociaż nie wyszło mu to zbyt naturalnie.
-Tak jak ostatnim razem, gdy uratowałeś mnie przed Grangerem?- tylko w ten sposób mogła mu się odgryźć. Wypowiedziała na głos pierwszą myśl, która przyszła jej do głowy. Nie mogła jakoś uwierzyć, by to Ginny była jej cudowną wybawicielką. Coś jej się nie zgadzało w tej historii. Przecież Ginny tam nawet nie było. I dlaczego miałaby przyprowadzić ją akurat do dormitorium Ślizgonów? A jeśli nawet to prawda, to gdzie jest teraz Ruda? I dlaczego zamiast niej, to Malfoy siedział przy jej łóżku.
Zbliżył się do niej na niewielką odległość. Cała zadrżała, gdy pochylił się nad jej bezwładnym ciałem Nie mogła nawet odwrócić się w bok, gdyż każdy, nawet najmniejszy ruch sprawiał jej ból. Zastygła wiec z oczami utkwionymi na jego twarzy, czekając na to co ma się wydarzyć. Malfoy zawisł nad nią z jedną ręką opartą tuż koło jej głowy. Poczuła znajomy zapach frezji i przypomniała sobie Bliasie’a za niego przebranego i jego damskie perfumy. Gdyby nie chora sytuacja, w której się znajdowała najprawdopodobniej szczerze by się uśmiechnęła na wspomnienie tamtego wieczoru. Teraz jednak czekała w napięciu wstrzymując oddech. Jego druga dłoń powędrowała do jej włosów i odgarnęła za ucho niektóre z niesfornych kosmyków. Zadrżała, gdy chłodne palce dotknęły jej ciała. Malfoy przybliżył swoje usta do jej ucha i szepnął:
-Ktoś ci naopowiadał bzdur, kotku. –W tym momencie mahoniowe drzwi otworzyły się z hukiem.

 

Bardzo proszę o komentarze, nawet krótkie i anonimowe. Powoli nadrabiam zaległości na waszych blogach, a jeśli jeszcze do was nie dotarłam to zostawcie swój link na dole.

piątek, 10 kwietnia 2015

Rozdział XV - Wielki powrót...



 Żadne słowa nie opiszą tego co chciałabym powiedzieć. Gdybym miała zacząć was przepraszać, zapewne zajęłoby mi to więcej niż poniższy, krótki rozdział. Nie mam czego tłumaczyć, nie ma czego ukrywać zawiodłam. Wiem, że większość z moich dawnych czytelników już nigdy nie wróci, ale są tacy, dla których muszę skończyć to opowiadanie. Gdyby jeszcze kiedyś mnie zabrakło, pamiętajcie, że nigdy nie usunę bloga, nie skasuje ani jednego rozdziału i choćby to miało trwać wieki, dokończę moje opowiadanie.


Ocknęła się nie wiedząc gdzie jest i co takiego się stało. Oczy nie chciały z nią współpracować i mimo ogromnego wysiłku nie potrafiła dostrzec nic oprócz niewyraźnego zarysu białych ścian.
-Ooo kochanieńka, długo na ciebie czekaliśmy. Postaraj się nie ruszać. Wszystko niebawem wróci do normy. -przyjemny, kobiecy głos rozległ się nad jej głową. Miała dziwne wrażenie, że należy on do pani Pomfrey. Jednak nim zdążyła się nad tym zastanowić, z powrotem opadła na łóżko i straciła przytomność.

-Hermiono, Hermiono! -obudziło ją głośne wołanie. Otworzyła oczy i pierwszym co ujrzała była twarz Harrego, już nie tak niewyraźna, ale nadal daleka od rzeczywistości. Harry którego widziała miał lekko zapadnięte policzki, smutne oczy i bladą twarz, bez żadnego rumieńca. Jedynie jego usta kontrastowały z wymizerniałą buzią, były lekko rozchylone i tworzyły zarys uśmiechu. Za jego plecami dostrzegła Ginny. Ona także bardziej przypominała cień, niż promienna nastolatkę, jaką zawsze była.
-Ohh nie dali się stąd wypędzić. Siedzieli tu na zmianę. Śpiąc na łóżku obok. -do jej uszu dobiegł ten sam delikatny głos. Uniosła oczy i zobaczyła czule przyglądającą się jej panią Pomfrey.
-Co się.. - nie dokończyła, bo Ginny rzuciła się na jej łóżko, przytulając i gorączkowo całując przyjaciółkę. Hermiona próbowała się ruszyć. Odwzajemnić uiścić, jednak nawet najmniejszy ruch sprawiał jej ból.
-Myśleliśmy, że nigdy się nie obudzisz- twarz Harrego nieco się rozjaśniła
-Ale co właściwie się stało?
-Nic nie pamiętasz?- pani Pomfrey omiotła ją badawczym spojrzeniem. Hermiona rzeczywiście nie pamiętała nic oprócz tego, że wczorajszego wieczoru spotkała się z Malfoy'em, po czym poszła do McGonagall, by poprosić o zgodę na wydanie im książki z działu ksiąg zakazanych, pamiętała też bordowa książkę bez tytułu i znak, tak ten znak.
-Nie, nic nie pamiętam- natychmiastowo oderwała się od swoich myśli i postanowiła lekko nagiąć prawdę.
-Spałaś tu przez cały tydzień- Ginny usiłowała mówić spokojnie
-Ile? -Wykrzyknęła zaskoczona Gryfonka. Przecież jeszcze wczoraj...
-Siedem długich dni- wyjaśnił jej Harry.
-Ile będę mieć zaległości. Mam nadzieję, że robiliście notatki. A historia magii. O nie!  Dann na pewno sporo notował- trajkotała pod nosem-  Jak ja to nadrobię. Będę musiała pisać eseje przez cały weekend.
-Hermiono- zaśmiał się jej przyjaciel, a zawtórowała mu Ruda -nie martwi cię dlaczego tu jesteś, dlaczego nie możesz się ruszyć i dlaczego tak bardzo wszystko cię boli, a martwisz się o to, jak nadrobisz zaległości z historii magii?
-A więc dlaczego tu jestem? -Hermiona lekko się zawstydziła.
-Miałaś wypadek na schodach prowadzących do gabinetu McGonagall. Spadłaś z dużej wysoki.
-Ale ja…- chciała zaprotestować
-To normalne kochanie, że nic nie pamiętasz. Nie musisz się tym przejmować.- przerwała jej pielęgniarka, posyłając uśmiechy pełne współczucia.
-Na szczęście wszystko dobrze się skończyło -Ginny zakończyła wyjaśnienia
-Gdyby nie profesor Granger, który akurat wtedy zjawił się w tym miejscu, nie byłoby tak przyjemnie- dodała pani Pomfrey, rumieniąc się na wzmiankę o tak rycerskim uczynku dzielnego Roberta.
'Tak. Wspaniały profesor Granger' pomyślała Hermiona i zatopiła się w swoich myślach.

Zły stan zdrowia nie pozwolił jej opuścić skrzydła szpitalnego przez cały następny tydzień. Ku jej rozpaczy, nie była w stanie napisać ani jednego wypracowania, gdyż uniemożliwiały to nieustanne wizyty gości. Harry i Ginny pojawiali się w każdej wolnej chwili, do znudzenia opowiadając co nowego wydarzyło się w szkole. Międzyczasie odwiedzał ją Dann, który zawsze powtarzał , że do twarzy jej z piżamą. Kilkukrotnie przyszedł Blaise, przynosząc ze sobą stertę chusteczek, siadał na krawędzi łóżka i trzymając jej dłoń wygłaszał cały poemat o jego  nieszczęśliwym sercu, które z każdym dniem jej niemocy biło coraz wolnej. Kiedy kończył tą błazenadę, pozwalał jej zapomnieć o tym, że tkwi unieruchomiona w łóżku i mogła nawet poczuć się jakby wciąż była na jednej z lekcji eliksirów, na której wspólnie przyrządzali tajemniczy wywar. Resztę jej wolnego czasu zapełniała jej nieustannie paplająca Parvati lub jak zawsze opanowana i spokojna Luna. Był też Nevil, kilka osób z Gryffindoru, a raz wydawało jej się, że zobaczyła nawet rudą czuprynę Rona. Nikt jednak nie potrafił potwierdzić jej tej informacji.
Dwa tygodnie spędzone w skrzydle szpitalnym skutecznie uniemożliwiły jej pojawienie się na dorocznej kolacji w Święto Duchów, ale nawet do tak cichej części zamku doszły plotki o zajściu w Wielkiej Sali. Jako pierwsza poinformowała ją o tym rozemocjonowana Ginny, drugi był Blaise, który zaprezentował nawet krótką scenkę. Otóż podobno McGonagall ogłosiła bal w pierwszą sobotę po feriach zimowych. Cała sala wiwatowała na tę wiadomość. Dyrektorka ucieszyła ich głośnym okrzykiem, tak niepodobnym i budzącym grozę, że niewyobrażalne było by tak wątła osoba, mogła wydobyć z siebie tak przerażający dźwięk. Momentalnie wszyscy ucichli. Każda para oczu skierowana była w stronę katedry. McGonagall wyciągnęła przed siebie kartkę i zaczęła czytać coś o niebezpiecznych czasach. Nie dokończyła nawet pierwszego zdania, gdy jej twarz przybrała odcień papieru. Odwróciła się w kierunku stołu, przy którym spoczywała kadra nauczycielska. Oni także obserwowali całą tę sytuację z niepokojem. Głęboką ciszę przerwały tylko dwa błagalne słowa padające z ust dyrektorki: ,,Robercie! Proszę!”
Wedle zeznań świadków chwilę później wiele rzeczy wydarzyło się w tym samym momencie. McGonagall zemdlała, a kartka w jej dłoni zapłonęła, wokół rozległy się przerażone ,,ochy” i ,,achy” uczniów, a profesor Granger rzucił się jej na ratunek jako pierwszy.
Cała ta historia wstrząsnęła szkoła, gdyż rzadko kiedy zdarzały się sytuacje niemieszczące się w codzienny schemat życia. Również Hermiona nie pozostała na to obojętna. Wracając wreszcie do własnego dormitorium, jej myśli pochłonięte były tym tematem. Słuchając nieustannej paplaniny Ginny, nie mogła doszukać się rozwiązania nurtującej jej od dawna zagadki. Gorączkowo próbowała znaleźć jakiekolwiek powiązania między McGonagall a Grangerem. Chociaż powstrzymywała się od wydawania opinii, była pewna, że dziwne zachowanie dyrektorki nieprzypadkowo zaczęło się ujawniać w momencie przybycia nowego nauczyciela do Hogwartu. Jego dziwne wyczucie czasu i fakt, że zjawiał się zawsze w nieodpowiednim momencie łączyły się z tą brudną sprawą. Najbardziej ciekawiło ją jednak to, o czym znowu próbowała powiedzieć im dyrektora. Nie mogła pozbyć się myśli, że kluczem do rozwiązania tej sprawy jest ,,wspaniały” profesor Granger. Nikt jednak nie podzielał jej poglądów, dlatego wszelkie swoje podejrzenia zostawiała dla siebie, czekają aż wszystko się wyjaśni i będzie mogła tryumfalnie wykrzyknąć 'A nie mówiłam?!'
-Czy ty mnie w ogóle słuchasz?- z zamyślenia wyrwał ją podniesiony głos Ginny
-Przepraszam, ja..- Hermiona próbowała się wytłumaczyć
-Wiem, że dla ciebie nawet dwa tygodnie wolnego to zbyt mało czasu na przemyślenia, ale obawiam się, że nie pozwolę ci na zbyt wiele wolnego-pociągnęła ją za rękę i dodała -oni chyba też nie- wskazała na grupkę Gryfonów stojących przy portrecie Grubej Damy. Gdy tylko dostrzegli zbliżające się przyjaciółki, otoczyły ich szczelnie kółkiem i zaczęły wypytywać o wszystko Hermionę, przekrzykując się nawzajem.
Trwało to dłuższą chwilę, nim grzecznie odpowiedziała na wszelkie pytania i mogła w końcu wejść do Pokoju Wspólnego. Było jej niezmiernie ciepło na sercu, że otacza ją tyle przyjaciół. Niezwykle wyruszyła się na wzmiankę o tym, że Hogwart bez niej, to już nie ten sam Hogwart. Poczuła się jak wtedy w drugiej klasie, gdy wróciła do nich po długim okresie petryfikacji. Weszła przez duży portret do środka i zalała ją kolejna fala serdecznych uścisków, troskliwych pytań i szczerych uśmiechów. Przywitawszy się ze wszystkimi przeleciała wzrokiem wnętrze. Nigdzie nie zauważyła Rona. Ukłucie żalu uświadomiło jej, że to jego uśmiech pragnęłaby zobaczyć najbardziej. Wiele przemyślała sobie na ten temat. Nie pragnęła już z nim wojny, mimo wszystko wolałaby go mieć przy sobie, jak zawsze w trudnych chwilach. Ginny była niezastąpiona, Harrego kochała jak brata, Dann był cudowny, Nevil bardzo miły, Blaise'a ' naprawdę polubiła, ale wciąż brakowało jej Rona.
Została szarpnięta przez zniecierpliwiona Rudą w kierunku schodów, prowadzących do ich dormitorium.
-Nareszcie- wysapała z ulgą Ginny -już myślałam, że nigdy nie dadzą nam spokoju
-Już wiem jak czuje się Malfoy- wyrwało jej się w odpowiedzi, zanim zastanowiła się nad tymi słowami. Ruda zmarszczyła brwi z wyraźną pogardą.
-Malfoy chyba ostatnio stroni od towarzystwa. -Ginny kontynuowała drażliwy temat. Hermione ucieszył taki obrót spraw. Przez te dwa tygodnie niejednokrotnie zastanawiała się co o jej chorobie myśli Draco. Oczywiste było, że się z niej śmieje i na pewno jest wściekły, że nie może za niego odwalać brudnej roboty, wertując stare księgi z wróżbami. Chciała też dowiedzieć się czegoś odnośnie Harrego i Ginny. Skutecznie unikali jakiejkolwiek wzmianki na ich temat i zbywali ją krótkimi wymówkami. Jednak teraz nie da tak łatwo za wygraną, kiedy w pełni odzyskała siłę i energię.
-A to czemu?- zapytała podkreślając wyraźne zainteresowanie.
-Sama nie wiem. Nie rozmawiałam z nim od dawna. -Ginny popatrzyła jej prosto w oczy, jakby chciała się upewnić, czy przyjaciółka jej słucha- Ale kiedy ostatnio rozmawialiśmy zachowywał się bardzo dziwnie. To było niedługo po Twoim wypadku. On bardzo nalegał by się ze mną spotkać. Bardzo się bałam- zawahała się po czym mówiła dalej- bałam się, że znów zacznie nalegać bym zostawiła Harrego. Kiedyś już mi to powiedział. Twierdził, że zachowuje się jak egoistka i tak nas spotka to co nieuniknione. -Hermiona na moment zastanowiła się czy aby na pewno rozmowa toczy się o Malfoy'u, tym samym Malfoy'u. Pierwszy raz słyszała podobne rzeczy i gdyby nie to, że to Ginny jest adresatką tych słów, nigdy by w nie uwierzyła.
-Wiem, że to wydaje się dziwne, ale tak było przez dłuższy czas. Przepraszam, że wcześniej ci tego nie mówiłam, ale nie mogłam.
-Dlaczego teraz możesz?
-Po prostu mam pewność, jak to wszystko wygląda- odpowiedziała jej Ruda starannie dobierając słowa. Hermiona od razu wyczuła, że coś jest nie tak. Miała już serdecznie dość sekretów, więc bez namysłu zaczęła dążyć temat.
-Ginny proszę nie próbuj przede mną niczego ukrywać.
-Hermiono ja niczego nie ukrywam. Naprawdę.- chociaż Hermiona doskonale wiedziała, że to co mówi Ruda nie jest prawdą, to właśnie w tym momencie przed jej oczami przeleciał obraz pamiętnego wieczoru, w którym Harry ją pocałował. Nie można wymagać szczerości jeśli samemu nie jest się szczerym. W tym momencie, jak w każdym innym, gdy sobie o tym przypomniała, chciała jak najszybciej to wyjaśnić. Powiedzieć Ginny co się stało, krok po kroku. Przeprosić, zapewnić, że to nic nie znaczy. Ale powtórnie naszła ją wątpliwość, czy Ginny w ogóle będzie chciała słuchaj jej wyjaśnień. Tak bardzo żałowała tego co się stało.
-Może chcesz posłuchać co takiego ważnego chciał przekazać mi Malfoy?- Weasley'ówna przerwała jej przemyślenia
-Umieram z ciekawości- Zaśmiała się cierpko
-Otóż przyszedł mnie ostrzec- Ginny zarechotała jak z najlepszego żartu. Hermiona stwierdziła, że to chyba musi być żart, bo za żadne skarby nie mogła wyobrazić sobie Malfoy'a, który z własnej woli przyszedł kogoś ostrzec. Malfoy'a, który jest największym egoistą jakiego znała, zimny, wyrachowany i bez serca.
-Może ostrzeżenie to nie było. A raczej nakaz. Kazał siedzieć cicho, nikomu nie wspominając o przepowiedni. Nie afiszować się za bardzo z miłością. Nie dawać po sobie poznać, by łączyło nas cokolwiek innego niż powojenne zawieszenie broni. -zrobiła znaczącą pauzę, dając sygnał, że zaraz przejdzie do najważniejszego - I co najlepsze kazał mi uważać na Grangera. Rozumiesz to? Teraz wydaje mi się po prostu śmieszne. Żałuję, że wtedy nie roześmiałam mu się w twarz. -Hermiona bynajmniej nie podzielała jej opinii, w całym zdarzeniu nie dostrzegła niczego zabawnego. W jej umyśle zaświtała jedna myśl, że może Malfoy wie coś o profesorze. Może i on dostrzegł coś łączącego Grangera z dziwnymi wydarzeniami ostatnich tygodni. Może ktoś w końcu przyzna rację jej podejrzeniom.
-mówił coś jeszcze?- zapytała gorączkowo
-Nie, nie powiedział nic. Odwrócił się tyłem i odszedł tym swoim majestatycznym krokiem, z dumnie podniesioną głową. -Hermiona uśmiechnęła się, przypominając sobie sposób jakim poruszał się Malfoy. Był taki nonszalancki, jakby cały świat miał u swoich stóp.
-I co z tym zrobiłaś?
-No jasne, że nic- prychnęła pogardliwie Ruda i uśmiechnęła się szelmowsko- uważaj, bo uwierzę w jego słowa.
-Sądzę, że nie powinnaś ich lekceważyć- odpowiedział jej śmiertelnie poważny głos Hermiony
-Oj przestań. Znowu zaczynasz z tym Grangerem. Gdyby nie on pewnie nadal leżałabyś w skrzydle szpitalnym.
'Gdyby nie on, pewnie nigdy bym się tam nie znalazła' pomyślała i posłała przyjaciółce zdawkowany uśmiech.
-Chyba jednak będę musiała spędzić tam jeszcze chwilę, bo zdaje się, że zostawiłam dwie książki.
-Iść z tobą?- zapytała raczej z grzeczności niż z dobrych chęci, bo wyraz jej twarzy świadczył, że nie ma zamiaru ruszać się z miejsca.
-Nie, dziękuję- Zaśmiała się tym razem szczerze- obawiam się, że nie wytrzymałabyś przypływu kolejnej fali moich fanów.
Droga do skrzydła szpitalnego zajęła jej mniej czasu niż przypuszczała. Nie natrafiła na żadną grupkę znajomych, którzy chcieliby wypytać o stan zdrowia. Hermiona niechętnie udała się do łóżka, w którym musiała spędzić całe dwa tygodnie. Wyjęła zza szafki zaginione książki i ruszyła w kierunku gabinetu pani Pomfrey. Przez te zamieszanie nie zdążyła jej nawet podziękować za opiekę i pomoc w szybkim powrocie do zdrowia. Pani Pomfrey skromnie przyjęła podziękowania. Zawsze uważała, że to po prostu należy do jej obowiązków, ale szczerze mówiąc, gdyby nie ona, jej obszerna wiedza i anielska cierpliwość w Hogwarcie zapewne nie byłoby teraz kilkoro uczniów.
-Panno Granger!- usłyszała czyjeś wołanie, gdy była już na schodach. Odwróciła się odruchowo.
-Tak?
-Myślę, że nie mnie powinnaś dziękować- pani Pomfrey wydawała się niepewna swoich słów. Zachowywała się tak, jakby właśnie miała zdradzić wielką tajemnicę
-Tak, oczywiście podziękuję profesorowi przy najbliższej okazji- westchnęła przywołując na twarz sztuczny uśmiech
-Mówię raczej o panu Malfoy'u. -wyszeptała figlarnie się przy tym uśmiechając i już za chwilę słychać było tylko trzask zamykanych drzwi. Zdezorientowana Gryfonka nie zdążyła nawet zapytać co on może mieć z tym wspólnego. On! Draco Malfoy. Nie... To wydaje się absurdalne! Minęła chyba wieczność nim ruszyła się z miejsca. Szła powoli przez długie i puste korytarze zamku. Pogrążona w dziwnych myślach, nie zwracała uwagi na otoczenie. Nie zauważyła nawet, że jest obserwowana, a pewne stalowe oczy śledzą każdy jej ruch.
-Powinnaś być bardziej ostrożna- chłodny głos sprowadził ją na ziemię.
-A co boisz się o mnie?- odwróciła się w kierunku usłyszanego głosu. Ale nie dostrzegła nikogo. Jej oczy bacznie prześledziły każdy zakamarek w zasięgu jej wzroku. Nie było tam jednak żywej duszy.
-Nie obrażaj mnie- podskoczyła na dźwięk tych słów. Poczuła zimny oddech na karku. A znajomy zapach frezji pieścił jej nozdrza. Natychmiastowo się odwróciła. Stała twarzą w twarz z Draconem Malfoy'em. Jej noga automatycznie powędrowała w tył, by jak najszybciej się od niego odsunąć, ale jego ręka uniemożliwiły jakikolwiek ruch. Złapał ją za talię i mocno przyciągnął do siebie. 

Wróciłam z nowym zapałem i nowymi pomysłami. Niczego nie obiecuję, bo nie chcę was zawieść drugi raz. Przepraszam, za tak długą nieobecność. Przepraszam, że nie odpisuje na maile i komentarze, ale do tej pory boję się wejść i je przeczytać. Ale jeśli ktokolwiek jeszcze to czyta, niech wie, że w końcu wróciłam i wszystko szybko nadrobię!

Vanillia

środa, 31 grudnia 2014

Książę na białym koniu...


 Historia, która może zdarzyć się naprawdę....


Praktycznie wszystkie małe dziewczynki marzą o wielkiej miłości. Gdy powoli wyrastają z lalek, pragnął poznać księcia z bajki, który poprosi je o rękę i zawiezie do pięknego pałacu na białym koniu.
Kiedy młoda Hermiona Granger przesiadywała na parapecie swojego domu, w oczekiwaniu na spełnienie jej bajki, los zaskoczył ją zupełnie czym innym. Dostała list z Hogwartu, zaproszenie do zupełnie nieznanego jej świata. Marzenia o księciu zeszły na plan dalszy, na pierwszym miejscu stała się nauka, którą przyswajała z niezwykłą fascynacją. Jedynie w domu, na wakacjach, czy w przerwie świątecznej mogła być naprawdę sobą. Jej zamiłowanie do nauki nie spotkało się z aprobatą większości rówieśników. Nie miała zbyt wielu koleżanek, w szkole trzymała się z Harrym Potterem i Ronem Weasley'em, jednak prawdziwego przyjaciela poznała dopiero w szóstej klasie. Początkowo jej największy wróg- Draco Malfoy, a teraz osoba, której mogła powiedzieć wszystko. Trudno było opisać od czego tak naprawdę się zaczęło. Może od wspólnej nauki do Zawodów Magomagicznych, może od spotkania na Wieży Astronomicznej, a może od wspólnego szlabanu u McGonagall. Faktem było, że od tamtego roku byli nierozłączni. Sukcesywnie nadrabiali stracony czas, przesiadując w bibliotece, chodząc wspólnie do Hogsmeade, czy nawet ucząc się w dormitorium Slytherinu. Przyjaźnili się na przekór wszystkim, nie zwracali uwagi na niemiłe docinki zazdrosnych dziewczyn, niezadowolonych Gryfonów i chamskich Ślizgonów, przezwyciężyli nawet niechęć swoich rodziców. Hermiona zawsze znajdowała czas by wysłuchać Dracona, a tylko on potrafił oderwać ją od książek. Dogadywali się jak brat i siostra, zawsze razem, zawsze wszystko wspólnie. Potrafili przesiadywać godzinami na błoniach, śmiać się z Filcha, czasami nawet namówił ją na zrobienie psikusa Irytkowi. Niewiarygodne było jak ogromny wpływ mieli na siebie. Hermiona nie przejmowała się już tak bardzo egzaminami, Draco powoli zapominał o wpajanej przez rodziców hierarchii czarodziejów na podstawie ich krwi. Często żartował, że jak tylko skończy 17 lat, wyjadą na koniec świata, wezmą ślub i będą żyć długo i szczęśliwie, nie wychodząc z sypialni. Oczywiście były też i chwile smutku, kiedy nie mogła wytrzymać już dłużej komentarzy Ronalda zawsze wypłakiwała się na jego ramieniu. On zaś zwierzał jej się ze swoich relacji z Pansy. Nie była zazdrosna, bo przecież od zawsze to była tylko przyjaźń. Chociaż niejednokrotnie powtarzał jej, jak bardzo mu się podoba, jak bardzo go kręci, to były to tylko żarty, bo to był tylko Malfoy. W ostatniej klasie zaczął chodzić z Parkinson, nawet wtedy jej to nie przeszkadzało. Chciała dla niego jak najlepiej, cieszyła się jego szczęściem. Spotykali się nieustannie, choć Pansy była zazdrosna. Obie dziewczyny nie przepadały za sobą, Hermionie coraz trudniej było słuchać o ich miłości, drażniło ją to, że Parkinson nie docenia tak wspaniałego chłopaka. Draco cały czas przez nią cierpiał. Siedzieli kiedyś w Pokoju Życzeń, on leżał z głową na jej kolanach i opowiadał o sytuacji, w której Parkinson po raz kolejny potraktowała go jak śmiecia. Chore sceny zazdrości, traktowanie Dracona jak własność, czy niedocenianie jego starań, to wszystko było w jej stylu. Hermiona gładziła jego włosy dłonią, słuchając w skupieniu jego historii, usilnie starała się nie przewrócić oczami. Przez jej głowę przetaczała się jedna myśl ‘Jak można nie kochać takiego chłopaka’. Popatrzyła na jego piękną twarz spoczywającą na jej kolanach, a jej wzrok zatrzymał się na jego ustach. Poczuła przyspieszoną pracę serca i zwolniony oddech. Tak bardzo chciała choć na jeden moment go pocałować. Jej głowa nieznacznie pochyliła się w jego stronę. Była już tak blisko. Wtem on zawrócił wzrok w jej kierunku, zadając jakieś pytanie, którego nie słyszała. Natychmiast oddaliła się od niego, jej dłoń przestała spoczywać na jego włosach, zapragnęła jak najszybciej odejść. Nie bardzo wiedział o co chodzi. Wstał zdezorientowany, a ona uciekła. Próbował ją dogonić, ale mu uciekła. To było ich ostatnie spotkanie w luźnej sytuacji. Nie mogąc pozwolić, by ten płomień nadal tkwił w jej sercu, postanowiła się od niego odizolować. Zajęła się nauką, zaczęła spędzać czas w Wieży Gryffindoru, spóźniała się nawet na posiłki, byle jak najrzadziej go widzieć. Lecz nawet to nie pomagało. Czuła tylko większy ból. Pragnęła dawnych spotkań, bliskości, wymiany zdań.  Draco nie był głupi, nie dawał jej spokoju, nie zadowalał się głupimi wymówkami. Widywali się sporadycznie, często, gdy nie zdążyła uciec mu po lekcjach, czasami, gdy zbyt długo się pakowała, a kilka razy nawet czekał pod Pokojem Wspólnym Gryffindoru. Ich spotkania były krótkie, towarzyszyła im krótka rozmowa i wymuszony śmiech. Chociaż w głębi duszy coś kusiło ją, aby rzucić się na niego tak jak dawniej, zacząć bitwę na poduszki albo rzucić go śniegiem, jej rozsądek zakazywał jej takich zachowań. Nie mogła mu zniszczyć związku. Tylko to się liczyło.
Długo trwało nim zupełnie się od niej odczepił. Po zakończeniu szkoły widywali się tylko i wyłącznie przypadkiem. Każde wybrało inną ścieżkę kariery. On zaczął pracę w Ministerstwie, Ona otworzyła swój gabinet Magomedyczny. Od innych słyszała tylko, że nadal jest z Pansy, a jego przyjaciółką stała się Astoria.
Zbliżał się Sylwester. Hermiona planowała spędzić go w gronie najbliższych znajomych. On razem z Pansy zaprosili do siebie Astorię i kilku innych przyjaciół. Ona bawiła się słabo. Nie potrafiła naprawdę się wyluzować, myślała o pracy, myślała o nim. Impreza u Malfoya  rozkręciła się na dobre, sam Draco po raz pierwszy od jakiegoś czasu zapomniał o wszystkim i o wszystkich, aż do czasu. Do czasu kiedy wyszedł na taras się przewietrzyć, padające płatki śniegu przypomniały mu czasy Hogwartu, chwile spędzone wspólnie z Hermioną. W drzwiach pojawiła się Astoria, wyczuwając, że coś jest nie tak, zawsze gotowa dać mu radę i wysłuchać jego problemu. Podeszła do niego i położyła głowę na ramieniu. Często to robiła, tak jak kiedyś Hermiona. Astoria niepoodziewanie oderwała głowę i popatrzyła się mu prosto w oczy, spojrzeniem innym niż zwykle. Jej głową zaczęła przybliżać się do jego głowy, a wtedy uciekła. Już drugi raz zdarzyła mu się taka sytuacja. Co to wszystko ma znaczyć. Kiedyś Hermiona, dziś…. Hermiona, Hermiona! Wybiegł z domu omijając zbliżającą się Pansy, z typową dla niej wściekłą miną, pewnie znowu coś jej się nie podobało i chciała oznajmić mu, że jest wszystkiemu winny.
Hermiona przechadzała się magiczną częścią Londynu, obserwując pokryte śniegiem dachy i latarnie. Z przeciwnej strony ulicy usłyszała jakieś krzyki, przerywające niezmąconą ciszę. Zatrzymała się, spoglądając w tamtą stronę. Ujrzała kogoś biegnącego w jej stronę, na pierwszy rzut oka był to Draco. Musiała spojrzeć dwa razy, by uwierzyć własnym oczom. Tak to był on. Nic się nie zmienił. Przystojny jak zawsze, szalony jak zawsze. Kiedy dobiegł do ulicy zatrzymał się pozostawiając odległość drogi między nimi. Usłyszała jego głos, który śnił jej się po nocach, usłyszała jego słowa ‘Hermiona, ja wiem co się wtedy stało. Ja wiem dlaczego się ode mnie odsunęłaś. Jak mogłem nie powiedzieć ci tego wcześniej, że ja też…’ Zielone światło śmiertelnego zaklęcia rozbłysło się na całej ulicy. A potem słychać było już tylko histeryczny śmiech…
W tej historii nie było mowy o księciu na białym koniu, powiecie też, że nie było księżniczki. Ta bajka nie skończyła się dobrze, nikt nie żył długo i szczęśliwie. A może to wcale nie bajka, a może to prawdziwa historia, która się wydarzyła albo dopiero ma się wydarzyć. Może wcale nie musi się tak skończyć, może to tylko zła wyobraźnia autorki podsunęła jej taki pomysł. Ale każdy jest autorem własnej historii, każdy piszę swoje zakończenie. Jutro Nowy Rok, może warto w końcu stać się panem własnego losu.
W dzisiejszym świecie bajki się zdarzają. Księżniczki istnieją naprawdę, bo co to za bajka, bez księżniczek. Książęta chodzą po ulicach przebrani za zwykłych ludzi, wystarczy tylko ich odnaleźć i umieć to wykorzystać. Pamiętajcie, że trzeba tylko dobrze się ułożyć, by przyśniła nam się nam bajka.


Kochani życzę wam wystrzałowej imprezy na Sylwestra,
Szczęśliwego i Nowego roku!



Dzisiaj znowu miniaturka, nie wiem czy rozdział w ogóle się pojawi,
zastanawiam się nad zawieszeniem/ zakończeniem bloga.
To na razie nic pewnego!
Dziękuje wszystkim, którzy są dla mnie kimś więcej niż tylko czytelniczkami:
Lora, Mary Alice, Roszpunka, Niku <3