Dzisiaj kolejny rozdział z serii 'niezbyt długie', ale za to dużo się dzieje. Mam nadzieję, że was usatysfakcjonuje. Dziękuję wszystkim, którzy wrócili tu razem ze mną i tym właśnie osobom dedykuję ten rozdział.
-No cześć mała?- usłyszała dźwięczny głos, którego
nie mogła zidentyfikować. Chciała się ruszyć, zrobić chociaż krok lub cokolwiek
odpowiedzieć, ale nie potrafiła. Tak po prostu zastygła w niewygodnej pozie w
jego ramionach. Jego wzrok spoczywał na jej twarzy, jednak nie patrzył na nią
tak jak zawsze. Gdyby potrafiła w chwili obecnej choć odrobinę trzeźwo myśleć,
stwierdziłaby, że jest to spojrzenie pełne uprzejmości, a nie typowej dla niego
wrogości i wyższości. Do jej nozdrzy dotarł zapach damskich perfum, które
bynajmniej nie należały do niej. To sprowadziło ją na ziemię. Przerwała ciszę,
która zdawała się trwać wieczność.
-Ty nie możesz...- zaczęła zachrypniętym głosem. W
tym momencie objęcie poluzowało się, do tego stopnia, że jednym susem mogła
odskoczyć na odległość co najmniej kilku metrów.
-Skąd wiedziałaś?- Malfoy zapytał z szerokim
uśmiechem na twarzy.
-Blaise?- nie była pewna, czy myśl, która zaświtała
jej w głowie jest prawdziwa, bo niby jak stojący przed nią Malfoy z krwi i
kości, mógł nie być prawdziwym Malfoyem. Ale gdy tylko spostrzegła szeroki
uśmiech na jego twarzy, tak szeroki, że nigdy wcześniej, ani zapewne nigdy
później, nikt nie będzie mógł go oglądać na ponurej twarzy Ślizgona, wiedziała,
że ma rację.
-Nie wiedziałem, że Malfoy aż tak działa na kobiety.
Gdybyś widziała swoją minę. -zarechotał w typowy dla Blaise'a sposób- A Jade to
nawet uciekła, gdy tylko otworzyłem jego piękną buźkę by coś powiedzieć!
-wzmianka o Jade wtrąciła ją z równowagi i zapomniała o co właściwie chciała
zapytać, więc pozwoliła mu mówić dalej- Ohh przepraszam, że cię tak
wystraszyłem. Wybacz, że musiałaś być tak blisko z kimś, kto nie do końca jest
mną. Spokojnie nie klasyfikuję tego w kategorii zdrady. -uśmiech, który
wyglądał niezwykle nienaturalnie nie schodził mu z twarzy. Hermiona również przybrała
coś na kształt niemrawego uśmiechu.
-Ale dlaczego? Po co? Jak? -wykrztusiła z siebie
niepełne pytania. Nie mogła zdobyć się na nic więcej, bo jej umysł nadal trwał
w poważnym szoku.
-Eliksir wielosokowy. A jeśli chodzi o cel to wiesz,
chciałem sprawdzić twoją wierność przed ślubem- ochoczo uniósł brew, nie przestając
się uśmiechać- nie to żebym wątpił, ale matka nalega. Sama rozumiesz, prawda?!
-Blaise czy ty możesz być poważny, chociaż przez
moment?- wcale nie była skora do żartów, dla niej cały ten incydent nie wydawał
się ani trochę zabawny. Cała ta sprawa jawiła się jako bardzo podejrzana.
-Ależ oczywiście najsłodsza- Blaise zaczął całować
ją po rękach, w przepraszającym geście- Chciałbym ci zadać pewne pytanie i nalegałbym,
by twoja odpowiedź była nie tylko szczera, ale także profesjonalna. -Ten
Ślizgon nie znał umiaru. Jego poczucie humoru zdawało się być niewyczerpane.
-Słucham?- odpowiedziała zniecierpliwiona Hermiona,
co jednak ani trochę nie zniechęciło Blaise'a. Jego twarz nadal przedstawiała
udawane skupienie.
-Chciałbym wiedzieć po czym mnie rozpoznałaś? Muszę
znać swoje wady i je eliminować.- teraz, gdy rozmowa trwała już jakiś czas
mogła dokładnie przyjrzeć się domniemanemu Malfoy'owi. Chyba każdy kto by go
teraz ujrzał, poznał by że coś jest nie tak, po uśmiechu. Zauważyła też jego
radosne oczy, przygładzone włosy, niezbyt starannie wyczyszczone spodnie,
koszulę zapiętą pod samą szyję, energicznie ruchy i luźną postawę. Speszyła
się, gdy uświadomiła sobie, na jak wiele szczegółów zwróciła uwagę.
-Perfumy- odpowiedziała to co najszybciej przyszło
jej do głowy.
-Perfumy?- zdziwiony Blaise zaczął się obwąchiwać po
całym ciele. Tym razem i ona się zaśmiała z komedii odgrywającej się na jej
oczach.
-Tak Blaise, pachniesz damskimi perfumami- zwróciła
mu słuszną uwagę.
-Ahh to pewnie ta Clara.. a nie to przecież
Jullia... a może Tracy?- powąchał się jeszcze raz- Nie to zdecydowanie jest
Katie... no może z małą domieszką Astorii- uśmiechnął się pod nosem i
natychmiastowo ruszył w kierunku lochów. Hermiona nawet nie zdążyła
zaprotestować, ale to było takie w jego stylu. I tak nie wydusiłaby z niego nic
więcej, bo to przecież Blaise, on nigdy nie będzie poważny. Wracała do swojego
dormitorium uśmiechnięta, rozmyślając o całej tej zabawnej sytuacji. W jej
głowie kołatała się dziwna myśl a co by było, gdyby to naprawdę był Malfoy.
Czas leciał bardzo szybko. Hermiona każdą wolną
chwilę spędzała w książkach, starając się jak najszybciej nadrobić zaległości.
Chodziła spać bardzo późno, wstawała zaś z samego rana. Rzadko kiedy spędzała
czas z kimś innym niż z Ginny. Harrego spotykała sporadycznie, jednak nie mieli
nawet czasu, by wyjść na tak lubiane przez nich spacerki po błoniach i
skorzystać z ostatnich słonecznych dni. Choć pogoda była piękna, jak na
początek listopada, to nieliczni z niej korzystali. Każdy miał ważniejsze
sprawy na głowie. Na językach każdego ucznia był teraz temat balu. Dziewczyny
godzinami rozmawiały na temat sukienek i włosów, a chłopcy spotykali się by
porozmawiać o tym jak przemycić na bal odrobinę Ognistej. I choć zostało
jeszcze ponad dwa miesiące czasu, każdy już wiedział jakiego koloru szatę
założy. Póki co Ginny i Hermiony nikt nie zaprosił. Chociaż oczywiste było, że
Ruda z pewnością pójdzie z Harrym. Mimo sprzeciwu rodziców, żadne groźby i
prośby nie poskromią jej temperamentu. Na samą myśl o tym Hermionie pojawiał
się uśmiech na twarzy. Wyobrażała sobie, co by zrobiła Ginny, gdyby to w jej
obecności profesor Trelawney wypowiedziała słowa przepowiedni. Mimo tego, że
jej temat odrobinę ucichł. Hermiona nie przestała się martwić przyszłością. Od
czasu jej wypadku nie miała okazji porozmawiać na osobowości z Malfoy'em. Nie
wiedziała jak mu idą poszukiwania, jednak upartość nie pozwalała jej go
zapytać. Przepowiednia to nie była jedyna rzecz, która ją interesowała. Gdyby
nie to, że nie miała na to czasu, to ciekawość zżarłaby ją od środka. W jej
głowie wciąż tkwiła myśl, że to Malfoy uratował jej życie. Nie bardzo chciała w
to wierzyć, ale po co pani Pomfrey miałaby kłamać?
Wracała właśnie z biblioteki, gdy ktoś złapał ją za
rękę. Odwróciła się i ujrzała rozpromienioną twarz Danna. W przepływie emocji
rzuciła mu się na szyję.
-Dann- Wykrzyknęła jego imię. A gdy po chwili
dotarła do niej gwałtowność jej
zachowania, automatycznie rozluźniła uścisk.
-Jeśli tak mnie witasz, po tak długiej nieobecności,
to z przykrością muszę stwierdzić, że powinniśmy się widywać jak najrzadziej-
to była prawda. Nie widzieli się zbyt często. W sumie to zaganiana Hermiona od
czasu pobytu w szpitalu tylko raz z nim rozmawiała, chwilkę przed lekcją
historii magii. Nigdy dotąd nawet go nie przytuliła, ale w teraz pojawił się
dokładnie w tym momencie, w którym go potrzebowała. Oderwał ją od myśli
skierowanych na temat książek i pozwolił na pojawienie się uśmiechu na jej
twarzy.
-Przepraszam cię. Ja sama nie wiem…- nieudolnie
próbowała się tłumaczyć
-Czy taka piękna panna się może zawstydziła?-
zapytał, po czym ruszyli w stronę schodów. Rozmawiali krótko, nadrabiając
stracone godziny. Dann był świetnym kompanem do rozmowy. Inteligentny,
kulturalny, błyskotliwy zawsze potrafił ją czymś zaskoczyć. Co prawda nie były
to żarty na poziomie Blaise'a, ale jemu nikt nie dorówna.
Przeszli cały korytarz poruszając tematy szkoły i
nauki, zatrzymali się przy jednym z parapetów. Hermiona zwinne wdrapała się na
niego i usiadła, dając odpocząć, zmęczonemu po dźwiganiu ciężkiej torby,
kręgosłupowi. Uśmiechnęła się na myśl o tym jak bardzo irytujące jest to jak w
podobny sposób siedzą tu szkolne pary, demonstrując swoją ogromną miłość
wszystkim na około. Teraz na korytarzu nie było nikogo i mogłoby być całkiem
romantycznie gdyby nie to, że przed nią stał Dann. Był wspaniały, ale to
przecież Dann. Złapał ją za ręce w nietypowy sposób. Hermiona pomyślała, że i
jemu udzielił się romantyczny nastrój. Popatrzył jej się prosto w oczy, a
grymas zamieszania nawiedził jej twarz. Miała złe przeczucia, a dziwne uczucie
w podbrzuszu nasiliło się. Modliła się w duchu, by to był jakiś żart, choćby
najgorszy.
-Hermiono ja...- zaczął mówić głosem innym niż
zwykle. Teraz w tym momencie wydawał się jej taki słodki. Jego ciemne oczy błyszczały
w panującym półmroku. A jego kształtne usta prosiły się o...
Głodny huk przerwał jej myślenie. Obróciła się
szukając źródła hałasu. Na końcu korytarza dostrzegła Jade podnoszącą gruba
księgę. Wyglądała zupełnie jak typowa Hermiona. W rękach miała co najmniej trzy
inne tomy, a torba na ramieniu wyglądała na obładowaną do końca. Jade wpakowała
podniesioną książkę na wierzch po czym rozejrzała się dokoła. Najwidoczniej nie
zauważyła ich, bo jednym susem skoczyła w górę schodów prowadzących na siódme
piętro. Jej ruchy nie były już takie zgrabne jak dotychczas. Znikła gdzieś jej
cała gracja, która tak pociągała chłopaków.
Hermiona korzystając z okazji wyrwała się z uścisku
Danna. Ostrożnie wstała z parapetu zakładając na ramię torbę.
-Ohh Dann nie wiedziałam, że jest już tak późno.
Muszę iść, bo nie wyrobię się z nauką do rana.
-Pozwolisz, że cię odprowadzę?- zapytał w jeden z
tych sposobów, dzięki którym nie dało mu się oprzeć.
-Ależ oczywiście Dann.
Całą drogę spędzili rozmawiając o świętach. I
chociaż Hermionę bardzo pochłonął ten temat, gdyż Boże Narodzenie to jej
ulubiony czas w roku, nie mogła się oprzeć, by kilka razy ukradkiem nie zerknąć
na Danna. Jaki on był przystojny. Naprawdę mało kto mógł się z nim równać. Jego
sylwetka przypominała ciało modela. Jego uśmiech, szczególnie ten który
odsłaniał szereg białych zębów był taki ciepły. A jego oczy wyrażały
niekończąca się uprzejmość. Pożegnali się przy wejściu do Pokoju Wspólnego
Gryffindoru. Hermiona musiała obiecać, że znajdzie dla niego czas w najbliższy
weekend i pozwoli mu przygotować dla niej niespodziankę.
-Hermiono!- usłyszała za plecami, gdy już miała
wchodzić do środka.
-Tak?
-Bardzo mi się podobało, nasze dzisiejsze powitanie.
To była chwila. Nie zdawała sobie sprawy, jak to się
stało, ale nie mogła już dłużej bezczynnie patrzeć się na jego kształtne usta.
Zrobiła krok dzielący ich oboje i zatopiła się w delikatnych ustach Danna .
Krukon błyskawicznie odwzajemnił pocałunek. I choć chwilę później chciała się
cofnąć, on nie pozwolił jej na to. Tę krótką chwilę przyjemności przerwało
mocne szarpniecie. Coś albo ktoś odepchnął ją na bok, przez co boleśnie
uderzyła się w głowę o kamienny filar. Odwróciła się wywołując ogromny ból w potylicy.
Ujrzała purpurową ze złości twarz Rona, krzyczącego coś do zdezorientowanego
Danna, jednak sens jego słów do niej nie docierał.. Nim zdążyła zareagować padł
pierwszy cios. Dann odleciał na drugi koniec schodów.
-Ron! Proszę! -wykrzyknęła wywołując kolejne spazmy
bólu. Nie mogła uwierzyć w to co widzi. Dopiero teraz skojarzyła fakty, że
drzwi do Pokoju Wspólnego zostawiła otwarte, gdy tak czule żegnała się z
Dannem. Ron najwidoczniej wszystko widział, a jego porywaczy charakter nie
pozwolił mu zwyczajnie odejść.
Próbowała wstać, ale najmniejszy ruch sprawiał jej ból.
Czuła, że osuwa się na ziemię. Mogła tylko obserwować rozgrywające się
wydarzenia. Ron zszedł kilka kroków niżej i przymierzał się do kolejnego ciosu,
gdy coś odrzuciło go do tyłu. Przechyliła głowę w prawą stronę, by upewnić się,
czy to nie było po prostu przywidzenie i wtedy ujrzała idącego szybkim krokiem
Malfoy'a z podniesioną różdżka w dłoni. To był ostatni widok, który ujrzała
przed utratą przytomności.
Obudziła się, nie pamiętając kiedy właściwie się
położyła. Okropny ból głowy towarzyszył jej od momentu otworzenia oczu.
Próbowała podnieść głowę, ale nie czuła się na siłach. Przez moment wydawało
jej się, że kolor ścian jest zielony. Zamknęła oczy, by oddalić od siebie
niezdrowe halucynacje. Jednak obce zabarwienie ścian nie zniknęło, mało tego
zaczęła dostrzegać także inne dziwne przedmioty. Ciemne, hebanowe meble, srebrno-zieloną
pościel i godło Slytherinu?
-Coś ci się nie podoba?- drwiący głos przywrócił ją
na ziemię. Ostrożnie podniosła głowę i zobaczyła Malfoy'a siedzącego na
ogromnym fotelu. Trzymał w ręku szklankę z bursztynowym płynem raz po raz
zaglądając do jej dna.
-Co ja tu robię? - zapytała, choć bała się
odpowiedzi. Usłyszała tylko drwiący śmiech, stukot odstawianej szklanki i kilka
kroków w jej stronę. Malfoy stanął tuż nad nią z założonymi rękami i oparł się
o jeden z filarów łóżka. Hermiona odruchowo podciągnęła kołdrę pod nos, co
wywołało tylko szyderczy śmiech.
-Naprawdę myślisz, że nie widziałem. Śpisz tu od
kilku godzin w samej bieliźnie.
Dopiero teraz uświadomiła sobie, że oprócz bielizny
nic innego nie ma na sobie. Poczuła złość i ogromny ból głowy. Powoli zaczęły nawiedzać
ją obrazy wczorajszego wieczoru. Przypomniała sobie spacer z Dannem i długie
rozmowy. Potem pożegnanie i... pocałunek. Nie była pewna czy to nie aby
podświadomość płata jej figle, ale obraz przed jej oczami był tak wyraźny, że
musiał być prawdziwy. Zobaczyła zdenerwowaną twarz Rona i Danna leżącego kilka
schodów niżej. Przypomniała też sobie Malfoy'a, który szedł w ich stronę.
-Jak się tu znalazłam?- zapytała ostro żądając
odpowiedzi
-Hoho pamięć największej kujonicy zawodzi? Czyżby to
oznaczało koniec kariery?- jego usta wygięły się w szyderczym uśmiechu, a z
oczu poleciały iskry rozbawienia.
-Gdzie jest Dann?- postanowiła nie reagować na jego
zaczepki. Chciała dowiedzieć się wszystkiego i jak najszybciej znaleźć się w
swoim dormitorium.
-A jednak coś pamiętasz- krzywy uśmiech nadal nie
znikał z jego twarzy- Interesujące, że pierwszą osobą o którą zapytałaś jest
ten delikatny i słodki Scott. Żyje i ma się dobrze, niestety. Chociaż należało
mu się dostać dla samej nauczki, że nie warto być tchórzem.
-A co z Ronem? -jeszcze jedno pytanie wyrwało jej
się bez zastanowienia.
-Weasley to prawdziwy dzikus. Chętnie popatrzyłbym
jak nieudolnie rozprawia się z tym podrzutkiem Scottem, ale bałem się, że jego
czerwona twarz wkrótce wybuchnie. -Zaśmiał się nienaturalnie- Choć tak z
perspektywy czasu sądzę, że to byłoby niezłe widowisko.
Hermiona dopiero teraz uświadomiła sobie, że te
wszystkie rzeczy, które dopiero przeleciały jej przed oczami, zdarzyły się
naprawdę. Ale skoro to prawda, to znaczy, że Malfoy uratował życie Dannowi i
najprawdopodobniej też jej.
-Dziękuję Malfoy- ton jej głosu nie był ostry,
starała się wypowiedzieć te słowa możliwie najuprzejmiej. Ślizgon spojrzał jej
prosto w oczy, jakby chciał zbadać, czy to nie żart. Odwrócił się szybko tyłem
do jej łóżka i zacząć nalewać sobie Ognistej do szklanki. Hermiona miała dziwne
wrażenie, że Malfoy chce ukryć emocje. Po chwili odwrócił się, a jego twarz
była nieprzenikniona jak zawsze.
-Czy naprawdę myślisz, że z własnej woli cię uratowałem
i pozwalam ci wygodnie spać sobie w moim łóżku. -znowu przywołał swój szyderczy
śmiech- Gdyby nie Ginny z pewnością ryczałabyś teraz po kątach i obwiniała się
za to, że przez ciebie z Hogwartu wyrzucili kochanego Scotta i cudownego
Weasley'a.
-To Ginny mnie tutaj przyprowadziła?- zapytała z
ulgą. Wreszcie pozbyła się natrętnej pytania, która prześladowała ją od momentu
obudzenia. Nie mogła zanieść myśli, że Malfoy widział ją w samej bieliźnie.
-Jak naiwna musisz być, żeby myśleć, że kiedykolwiek
chciałbym cię dotknąć. -jego mina świadczyły o pogardliwych myślach świdrujących
jego głowę, ale jego stalowe oczy pozostały nieprzeniknione.- Tak to Ginny
przyprowadziła cię tutaj. To ona wybłagała mnie, bym pozwolił ci się tutaj
zdrzemnąć. To dzięki niej nic nie powiedziałem McGonagall. Ron i Scott nadal są
w szkole, bo ona mnie o to poprosiła. –mówił szybko i gwałtownie. Gryfonka
miała dziwne wrażenie jakby recytował jakiś wyuczony wiersz. –Posłuchaj mnie teraz uważnie Granger. Z
własnej woli nie kiwnąłbym nawet palcem. - Mocno zaakcentował ostatnie zdanie,
chociaż nie wyszło mu to zbyt naturalnie.
-Tak jak ostatnim razem, gdy uratowałeś mnie przed
Grangerem?- tylko w ten sposób mogła mu się odgryźć. Wypowiedziała na głos
pierwszą myśl, która przyszła jej do głowy. Nie mogła jakoś uwierzyć, by to
Ginny była jej cudowną wybawicielką. Coś jej się nie zgadzało w tej historii.
Przecież Ginny tam nawet nie było. I dlaczego miałaby przyprowadzić ją akurat
do dormitorium Ślizgonów? A jeśli nawet to prawda, to gdzie jest teraz Ruda? I
dlaczego zamiast niej, to Malfoy siedział przy jej łóżku.
Zbliżył się do niej na niewielką odległość. Cała
zadrżała, gdy pochylił się nad jej bezwładnym ciałem Nie mogła nawet odwrócić
się w bok, gdyż każdy, nawet najmniejszy ruch sprawiał jej ból. Zastygła wiec z
oczami utkwionymi na jego twarzy, czekając na to co ma się wydarzyć. Malfoy
zawisł nad nią z jedną ręką opartą tuż koło jej głowy. Poczuła znajomy zapach
frezji i przypomniała sobie Bliasie’a za niego przebranego i jego damskie
perfumy. Gdyby nie chora sytuacja, w której się znajdowała najprawdopodobniej
szczerze by się uśmiechnęła na wspomnienie tamtego wieczoru. Teraz jednak
czekała w napięciu wstrzymując oddech. Jego druga dłoń powędrowała do jej
włosów i odgarnęła za ucho niektóre z niesfornych kosmyków. Zadrżała, gdy
chłodne palce dotknęły jej ciała. Malfoy przybliżył swoje usta do jej ucha i
szepnął:
-Ktoś ci naopowiadał bzdur, kotku. –W tym momencie mahoniowe
drzwi otworzyły się z hukiem.