środa, 31 grudnia 2014

Książę na białym koniu...


 Historia, która może zdarzyć się naprawdę....


Praktycznie wszystkie małe dziewczynki marzą o wielkiej miłości. Gdy powoli wyrastają z lalek, pragnął poznać księcia z bajki, który poprosi je o rękę i zawiezie do pięknego pałacu na białym koniu.
Kiedy młoda Hermiona Granger przesiadywała na parapecie swojego domu, w oczekiwaniu na spełnienie jej bajki, los zaskoczył ją zupełnie czym innym. Dostała list z Hogwartu, zaproszenie do zupełnie nieznanego jej świata. Marzenia o księciu zeszły na plan dalszy, na pierwszym miejscu stała się nauka, którą przyswajała z niezwykłą fascynacją. Jedynie w domu, na wakacjach, czy w przerwie świątecznej mogła być naprawdę sobą. Jej zamiłowanie do nauki nie spotkało się z aprobatą większości rówieśników. Nie miała zbyt wielu koleżanek, w szkole trzymała się z Harrym Potterem i Ronem Weasley'em, jednak prawdziwego przyjaciela poznała dopiero w szóstej klasie. Początkowo jej największy wróg- Draco Malfoy, a teraz osoba, której mogła powiedzieć wszystko. Trudno było opisać od czego tak naprawdę się zaczęło. Może od wspólnej nauki do Zawodów Magomagicznych, może od spotkania na Wieży Astronomicznej, a może od wspólnego szlabanu u McGonagall. Faktem było, że od tamtego roku byli nierozłączni. Sukcesywnie nadrabiali stracony czas, przesiadując w bibliotece, chodząc wspólnie do Hogsmeade, czy nawet ucząc się w dormitorium Slytherinu. Przyjaźnili się na przekór wszystkim, nie zwracali uwagi na niemiłe docinki zazdrosnych dziewczyn, niezadowolonych Gryfonów i chamskich Ślizgonów, przezwyciężyli nawet niechęć swoich rodziców. Hermiona zawsze znajdowała czas by wysłuchać Dracona, a tylko on potrafił oderwać ją od książek. Dogadywali się jak brat i siostra, zawsze razem, zawsze wszystko wspólnie. Potrafili przesiadywać godzinami na błoniach, śmiać się z Filcha, czasami nawet namówił ją na zrobienie psikusa Irytkowi. Niewiarygodne było jak ogromny wpływ mieli na siebie. Hermiona nie przejmowała się już tak bardzo egzaminami, Draco powoli zapominał o wpajanej przez rodziców hierarchii czarodziejów na podstawie ich krwi. Często żartował, że jak tylko skończy 17 lat, wyjadą na koniec świata, wezmą ślub i będą żyć długo i szczęśliwie, nie wychodząc z sypialni. Oczywiście były też i chwile smutku, kiedy nie mogła wytrzymać już dłużej komentarzy Ronalda zawsze wypłakiwała się na jego ramieniu. On zaś zwierzał jej się ze swoich relacji z Pansy. Nie była zazdrosna, bo przecież od zawsze to była tylko przyjaźń. Chociaż niejednokrotnie powtarzał jej, jak bardzo mu się podoba, jak bardzo go kręci, to były to tylko żarty, bo to był tylko Malfoy. W ostatniej klasie zaczął chodzić z Parkinson, nawet wtedy jej to nie przeszkadzało. Chciała dla niego jak najlepiej, cieszyła się jego szczęściem. Spotykali się nieustannie, choć Pansy była zazdrosna. Obie dziewczyny nie przepadały za sobą, Hermionie coraz trudniej było słuchać o ich miłości, drażniło ją to, że Parkinson nie docenia tak wspaniałego chłopaka. Draco cały czas przez nią cierpiał. Siedzieli kiedyś w Pokoju Życzeń, on leżał z głową na jej kolanach i opowiadał o sytuacji, w której Parkinson po raz kolejny potraktowała go jak śmiecia. Chore sceny zazdrości, traktowanie Dracona jak własność, czy niedocenianie jego starań, to wszystko było w jej stylu. Hermiona gładziła jego włosy dłonią, słuchając w skupieniu jego historii, usilnie starała się nie przewrócić oczami. Przez jej głowę przetaczała się jedna myśl ‘Jak można nie kochać takiego chłopaka’. Popatrzyła na jego piękną twarz spoczywającą na jej kolanach, a jej wzrok zatrzymał się na jego ustach. Poczuła przyspieszoną pracę serca i zwolniony oddech. Tak bardzo chciała choć na jeden moment go pocałować. Jej głowa nieznacznie pochyliła się w jego stronę. Była już tak blisko. Wtem on zawrócił wzrok w jej kierunku, zadając jakieś pytanie, którego nie słyszała. Natychmiast oddaliła się od niego, jej dłoń przestała spoczywać na jego włosach, zapragnęła jak najszybciej odejść. Nie bardzo wiedział o co chodzi. Wstał zdezorientowany, a ona uciekła. Próbował ją dogonić, ale mu uciekła. To było ich ostatnie spotkanie w luźnej sytuacji. Nie mogąc pozwolić, by ten płomień nadal tkwił w jej sercu, postanowiła się od niego odizolować. Zajęła się nauką, zaczęła spędzać czas w Wieży Gryffindoru, spóźniała się nawet na posiłki, byle jak najrzadziej go widzieć. Lecz nawet to nie pomagało. Czuła tylko większy ból. Pragnęła dawnych spotkań, bliskości, wymiany zdań.  Draco nie był głupi, nie dawał jej spokoju, nie zadowalał się głupimi wymówkami. Widywali się sporadycznie, często, gdy nie zdążyła uciec mu po lekcjach, czasami, gdy zbyt długo się pakowała, a kilka razy nawet czekał pod Pokojem Wspólnym Gryffindoru. Ich spotkania były krótkie, towarzyszyła im krótka rozmowa i wymuszony śmiech. Chociaż w głębi duszy coś kusiło ją, aby rzucić się na niego tak jak dawniej, zacząć bitwę na poduszki albo rzucić go śniegiem, jej rozsądek zakazywał jej takich zachowań. Nie mogła mu zniszczyć związku. Tylko to się liczyło.
Długo trwało nim zupełnie się od niej odczepił. Po zakończeniu szkoły widywali się tylko i wyłącznie przypadkiem. Każde wybrało inną ścieżkę kariery. On zaczął pracę w Ministerstwie, Ona otworzyła swój gabinet Magomedyczny. Od innych słyszała tylko, że nadal jest z Pansy, a jego przyjaciółką stała się Astoria.
Zbliżał się Sylwester. Hermiona planowała spędzić go w gronie najbliższych znajomych. On razem z Pansy zaprosili do siebie Astorię i kilku innych przyjaciół. Ona bawiła się słabo. Nie potrafiła naprawdę się wyluzować, myślała o pracy, myślała o nim. Impreza u Malfoya  rozkręciła się na dobre, sam Draco po raz pierwszy od jakiegoś czasu zapomniał o wszystkim i o wszystkich, aż do czasu. Do czasu kiedy wyszedł na taras się przewietrzyć, padające płatki śniegu przypomniały mu czasy Hogwartu, chwile spędzone wspólnie z Hermioną. W drzwiach pojawiła się Astoria, wyczuwając, że coś jest nie tak, zawsze gotowa dać mu radę i wysłuchać jego problemu. Podeszła do niego i położyła głowę na ramieniu. Często to robiła, tak jak kiedyś Hermiona. Astoria niepoodziewanie oderwała głowę i popatrzyła się mu prosto w oczy, spojrzeniem innym niż zwykle. Jej głową zaczęła przybliżać się do jego głowy, a wtedy uciekła. Już drugi raz zdarzyła mu się taka sytuacja. Co to wszystko ma znaczyć. Kiedyś Hermiona, dziś…. Hermiona, Hermiona! Wybiegł z domu omijając zbliżającą się Pansy, z typową dla niej wściekłą miną, pewnie znowu coś jej się nie podobało i chciała oznajmić mu, że jest wszystkiemu winny.
Hermiona przechadzała się magiczną częścią Londynu, obserwując pokryte śniegiem dachy i latarnie. Z przeciwnej strony ulicy usłyszała jakieś krzyki, przerywające niezmąconą ciszę. Zatrzymała się, spoglądając w tamtą stronę. Ujrzała kogoś biegnącego w jej stronę, na pierwszy rzut oka był to Draco. Musiała spojrzeć dwa razy, by uwierzyć własnym oczom. Tak to był on. Nic się nie zmienił. Przystojny jak zawsze, szalony jak zawsze. Kiedy dobiegł do ulicy zatrzymał się pozostawiając odległość drogi między nimi. Usłyszała jego głos, który śnił jej się po nocach, usłyszała jego słowa ‘Hermiona, ja wiem co się wtedy stało. Ja wiem dlaczego się ode mnie odsunęłaś. Jak mogłem nie powiedzieć ci tego wcześniej, że ja też…’ Zielone światło śmiertelnego zaklęcia rozbłysło się na całej ulicy. A potem słychać było już tylko histeryczny śmiech…
W tej historii nie było mowy o księciu na białym koniu, powiecie też, że nie było księżniczki. Ta bajka nie skończyła się dobrze, nikt nie żył długo i szczęśliwie. A może to wcale nie bajka, a może to prawdziwa historia, która się wydarzyła albo dopiero ma się wydarzyć. Może wcale nie musi się tak skończyć, może to tylko zła wyobraźnia autorki podsunęła jej taki pomysł. Ale każdy jest autorem własnej historii, każdy piszę swoje zakończenie. Jutro Nowy Rok, może warto w końcu stać się panem własnego losu.
W dzisiejszym świecie bajki się zdarzają. Księżniczki istnieją naprawdę, bo co to za bajka, bez księżniczek. Książęta chodzą po ulicach przebrani za zwykłych ludzi, wystarczy tylko ich odnaleźć i umieć to wykorzystać. Pamiętajcie, że trzeba tylko dobrze się ułożyć, by przyśniła nam się nam bajka.


Kochani życzę wam wystrzałowej imprezy na Sylwestra,
Szczęśliwego i Nowego roku!



Dzisiaj znowu miniaturka, nie wiem czy rozdział w ogóle się pojawi,
zastanawiam się nad zawieszeniem/ zakończeniem bloga.
To na razie nic pewnego!
Dziękuje wszystkim, którzy są dla mnie kimś więcej niż tylko czytelniczkami:
Lora, Mary Alice, Roszpunka, Niku <3

piątek, 26 grudnia 2014

Świąteczna miniaturka...



Święta to magiczny czas. Chociaż w świecie, gdzie na co dzień spotykasz czarodziejów, zaklęcia i skrzaty, magia nie powinna być niczym nadzwyczajnym. Ale nic bardziej mylnego. Święta to czas, gdzie magii nie tworzy się za pomocą różdżek. Ona po prostu jest, jest w naszych sercach, tylko od nas zależy, czy pozwolimy jej działać. Święta to czas w którym spełniają się marzenia, dzieją się rzeczy niemożliwe, wszystkie drobne sprawy schodzą na plan dalszy. Najważniejsza staje się rodzina. Trudno uwierzyć, ale niektórzy nie lubią świąt. Nie przepadają za zapachem choinki, ozdobami na dachach sąsiadów, kolędami lecącymi w radiu, czy nawet prezentami, które dają zwykłe wiele radości. Jedną z takich osób była Hermiona Granger. Choć nie zawsze tak było, teraz na jakąkolwiek wzmiankę o Bożym Narodzeniu przewracała oczami. Kiedyś każde święta spędzała w gronie rodziny. Kochała to. Ten harmider i to zamieszanie. Rozmowy przy stole. Składanie sobie życzeń. Przygotowywanie bożonarodzeniowego drzewka, które wybierali wspólnie z tatą oraz nakrywanie do stołu razem z mamą. Kochała również zapach piernika, który zawsze będzie kojarzył jej się z rodzinnym domem. Jednak te czasy odeszły razem z jej rodzicami, których nigdy nie udało się odnaleźć. Początkowo na święta przyjeżdżała do Nory, atmosfera tego miejsca była tak przyjemna niczym jej rodzinny dom. Ale nic nie zdołało zapełnić pustki w jej sercu. Na drugi rok od skończenia Hogwartu, w Wigilię Ron zaprosił ją do drogiej restauracji. Była taka szczęśliwa, ubrała się w najlepszą sukienkę, była gotowa na wszystko, lecz on zamiast pierścionka wyjął zdjęcie jakiejś młodej blondynki, którą przestawał jako Cindy i oznajmił, że spodziewają się dziecka. To były jej najgorsze święta w życiu. Do Sylwestra siedziała w łóżku płacząc i opychając się czekoladkami. Myślała, że już gorzej być nie może. A jednak mogło. Rok później, w przeddzień świat odwiedził ją Harry. Rozmawiali o jego ślubie z Ginny przy butelce wina. Kiedy kieliszki były już puste, zegar wybijał dziesiątą, Harry zamiast zbierać się do wyjścia, zaczął się rozbierać i próbował siłą zaciągnąć Hermionę do łóżka. Ciągle powtarzał, że od zawsze jej pragnął, a jego dłoń sunęła po jej udzie, aż do momentu, gdy siarczysty policzek nie orzeźwił mu myśli. Po zajściu Harry oczywiście zrzucił całą winę na nią, Ginny usłyszała bajeczkę o tym, że to Hermiona go uwiodła. Wtedy straciła dwie ostatnie osoby, które kochała i całkowicie znienawidziła święta. 
Tego roku planowała znowu udać się na dobroczynny bal, by robić dobrą minę do złej gry. Nie była jednak egoistką i mimo ogromnej ochoty na pozostanie w domu przez całe Boże Narodzenie, obiecała stawić się na balu, by wspomóc działalność na rzecz uzdolnionych dzieci mugolskiego powodzenia. Skończyła pracę dokładnie o czternastej i od razu opuściła biuro, nie chcąc załapać się na coroczne, wspólne ubieranie choinki. Jej współpracownicy przyzwyczaili się już, że ich szefowa, szefowa departamentu przestrzegania prawa nie przepada za tego typu zabawą. Hermiona po drodze wstąpiła do kawiarni na małe espresso i gdy tak siedziała przy stoliku ulokowanym obok okna, próbując za wszelką cenę nie patrzeć się na przystrojone budynki, coś innego przykuło jej uwagę. Przez ulicę przechodził wysoki blondyn w granatowym, eleganckim garniturze, a wszystkie kobiety oglądały się za nim natarczywym spojrzeniem. To prawda coś w nim było, coś magnetycznego. Widziała tylko jego oddalające się plecy, a i tak nie mogła oderwać wzroku, podobnie jak każda osoba płci żeńskiej, która znajdowała się w pobliżu. Chciała powiedzieć 'oszałamiający', ale praca nauczyła ją powściągliwości, dlatego powstrzymując się od komentarza, zapłaciła i wyszła. W domu czekała na nią już piękna suknia, na którą nawet nie spojrzała, by zbyt wcześnie nie zaręczać się myślą, że musi tam iść. Naturalnie w jej domu nie było choinki, ani światełek, ani też żadnej rzeczy, która wywoływałaby świąteczne skojarzenia. Rzuciła torebkę na kanapę i sama opadła na miękkie poduszki. Wzięła do ręki książkę. To jedyna rzecz, która była lepsza od łóżka i ciszy. Próbowała zatopić się w lekturze, ale nie mogła się skupić. Jej myśli krążyły wokół tajemniczego przechodnia. Postanowiła nie tracić czasu. Wzięła szybki prysznic, wysuszyła włosy zaklęciem. Zaczęła szykować się na bal. Dopiero teraz przyjrzała się sukni. Rzeczywiście była piękna. Cała czerwona, sięgająca do ziemi, ramiona po bokach, głęboki dekolt, a do tego białe złoto i białe rękawiczki. Nałożyła ją i stanęła przed lustrem. Gdyby to nie były święta, byłoby idealnie. Włosy upięła w wysoki kok, chowając wszystkie niesforne kosmyki. Prezentowała się zjawiskowo, chociaż sama nie za bardzo to dostrzegała. Samochód miał po nią przyjechać o siódmej. Z racji tego, że bal organizowany jest przez czarodziejów mugolskiego pochodzenia, z ich inicjatywy wymyślono, żeby zastąpić teleportacje, na rzecz aut. Kiedy dojechała na miejsce część gości już było. Wysiadając z auta dopadła ją natarczywe spojrzenia innych, potem były już tylko wychwalające komentarze i ciche westchnienia, które jeszcze bardziej potęgowały uczucie smutku. Po wysłuchaniu wszystkich słów zachwytu i przywitaniu się  ze znajomymi jej czarodziejami, mogła zająć miejsce przy stole. Poczęstowała się jedną z przystawek raz po raz zerkając na powolne wskazówki zegara. Wszędzie na około panowała wręcz bajkowa atmosfera. Wszyscy składali sobie życzenia. Byli mili, uprzejmi, uśmiechnięci. Inni tańczyli na parkiecie albo podziwiali wymyślne dekoracje.
-Czy najpiękniejsza kobieta na tej sali uczyni mi ten zaszczyt? -Ktoś przemówił za jej plecami. Odwróciła się automatycznie i zobaczyła Ministra Magii stojącego z wyciągniętą ręką i uśmiechem na twarzy.
-Oby pana żona tego nie słyszała- zażartowała i podała mu swoją dłoń. Złamała swoją zasadę, bo nigdy nie tańczyła, ale Ministrowi się przecież nie odmawia. Z uśmiechem na twarzy, ale goryczą w sercu weszła na parkiet. Kingsley był świetnym tancerzem, jednak Hermiona wiernie dotrzymywała mu kroku. Nie zdążyli się nawet dobrze zmęczyć, gdy wszystkie światła zgasły.
-Te święta są okropne.- pomyślała.
Chwila minęła zanim w powietrzu zaczęły wisieć małe promienie wyczarowane za pomocą Lumos. W następnej chwili światło wróciło. Hermiona poczuła znajomy zapach perfum, który drażnił jej nozdrza. Odwróciła głowę w kierunku swojego partnera, lecz zamiast Ministra ujrzała Dracona Malfoy'a. Muzyka ponownie rozbrzmiała. Kiedy chciała już coś powiedzieć, wyrywając się z pierwszego zaskoczenia, została porwana do tańca. Malfoy był wybitnym tancerzem, co wiadomo nie od dziś. Razem wirowali na parkiecie, a oczy całej sali skierowane były w ich stronę. Nie potrafiła się zatrzymać, mimo że niezręcznie czuła się w objęciach dawnego wroga. Popatrzyła na ciemny garnitur i dopiero teraz ją olśniło, że to ten sam mężczyzna, którego widziała przez szybę kawiarni. Muzyka ustała, a Malfoy zrobił coś, co mało co nie przyprawiło Hermiony o zawrót głowy. Skinął lekko i pocałował ją w dłoń. Nie zdążyła się wyrwać, bo zaraz potem była prowadzona w kierunku tarasu. Na zewnątrz było tylko kilka par. Wielka weranda przyozdobiona była przez tysiące światełek. Wszystko prezentowało się bardzo romantycznie. Malfoy cały czas trzymał ją za dłoń, uniemożliwiając jej oddalenie się. Musiała przyznać, że wyglądał jeszcze lepiej niż za czasów szkolnych. Wysoki, przystojny, elegancki, prawdziwy gentleman. Z jednym wyjątkiem- to Malfoy.
-Wyglądasz olśniewająco- usłyszała szept przy swoim uchu. Zaczerwienieniła się nieznacznie, przypominając sobie dawne czasy, gdy marzyła po nocach by zostać obdarowana przez niego choćby uśmiechem. Malfoy okręcił ją powoli dookoła by móc podziwiać jej piękną suknię.
-Co Ty tu robisz Malfoy? Czyżbyś źle przeczytał? To bal na rzecz mugoli! -Mocno zaakceptowała ostatnie zdanie. On tylko się uśmiechnął.
-Doskonale wiem co tu robię. Pewnie to samo co i ty. Niektóre rzeczy się z czasem zmieniają. Ludzie dojrzewają, zaczynają dostrzegać co jest złe, a co jest dobre. Przychodzi czas na zmiany. Dziś są święta, nie uważasz, że to najlepszy czas na naprawdę największych błędów? -zaniemówiła. Musiała przyznać, że jej zaimponował. Nie mogła do końca, uwierzyć, że rozmawia z tym samym człowiekiem, który w szkole wzywał ją od szłam. Przerwał im jakiś starszy człowiek, który ucałował rękę Hermiony przedstawiając się Johnson.
-W imieniu całej organizacji, chcemy panu serdecznie podziękować. Taki dobroczyńca jak pan ma u nas ogromny dług wdzięczności. Jesteśmy wzruszeni, nikt do tej pory nie przekazał tak dużej kwoty pieniężnej. Dziesięć tysięcy galeonów to zapewnienie godnego życia dla ponad setki dzieci. - Pan Johnson uścisnął dłoń Malfoy'a i odszedł. Hermiona była oniemiała. Miała ochotę rzucić mu się na szyję i w przypływie impulsu tak zrobiła. W następnej chwili odskoczyła jak oparzona, przeklinając się w duchu za tę wybuchowość. Draco był jednak szybszy i nim zdążyła gdziekolwiek odejść przyciągnął ją do siebie.
-Pamiętasz jak kiedyś spotkaliśmy się w Pokoju Życzeń- Hermiona kiwnęła głową –Udało mi się wejść do niego, bo pomyślałem dokładnie o tym samym miejscu co ty. Zobaczyłem cię wtedy tam samą. Tańczyłaś z zamkniętymi oczami, a ja stałem ze wzrokiem, śledzącym każdy Twój ruch. Byłaś taka piękna, słodka, niewinna, aż do momentu kiedy mnie zobaczyłaś. Chciałaś wybiec od razu, ale cie powstrzymałem. I wtedy pojawiła się jemioła.
-Pamiętam- wyszeptała i pogrążyła się wspomnieniu tamtej chwili.
-Uciekłaś mi, obrzucając złowrogim spojrzeniem. Nie popełniam dwa razy tych samych błędów. –uśmiechnął się, przyciągając ją coraz bliżej siebie.- Tym razem nie pozwolę ci odejść. –Hermiona popatrzyła mu prosto w oczy. Była wzruszona tym, że tak dokładnie to pamięta. Ona sama odtwarzała ją sobie każdego dnia, jednak zawsze sądziła, ze dla niego był to nic nieznaczący incydent. Z jej oczu łza, którą otarł swoją dłonią. Oboje popatrzyli w górę i ujrzeli pojawiającą się jemiołę. Ich usta złączyły się w namiętnym pocałunku. Całowali się tak, jakby chcieli nadrobić w nim te wszystkie stracone lata. 

Hermiona myliła się, to były jej najlepsze święta, przynajmniej do tej pory. Razem z Draconem tworzyli idealną parę. Spotykali się niemalże codziennie, nie wyobrażali sobie życia bez siebie. Rok później Hermiona miała już całkiem inne odczucia, gdy zbliżało się Boże Narodzenie. Z uśmiechem patrzyła na kolorowe światełka, czy ozdobione choinki. Wigilię planowała spędzić z ukochanym. Kiedy wspólnie spożywali uroczystą kolację, Draco odszedł od stołu, uklęknął, wyznał jej miłość i poprosił o rękę. Była w siódmym niebie. Oczywiście, że się zgodziła. Rzuciła mu się na szyję, całując czule. Dziękowała w duchu za tego człowieka, który uczynił jej święta i jej życie bajką. Jej zaskoczenie było jeszcze większe, kiedy powiedział, że ma dla niej jeszcze jeden prezent. Zadzwonił dzwonek, a Hermiona poszła otworzyć. W drzwiach stali jej rodzice, cali i zdrowi. Szczęście jakie czuła tego wieczoru było niedopisania, dlatego okrzyknęła te święta najlepszymi w życiu. Jednak i tym razem nie miała racji. Życie toczyło jej się z górki. Wszystko układało się po jej myśli. Miała wszystko czego potrzebowała. Rok później w dniu Wigilii w jej rodzinnym domku zebrało się mnóstwo osób. Wszędzie panowało zamieszanie i chaos, a zapach piernika wyczuwalny był nawet z dworu. W kominku buchały płomienie, choinka stała przystrojona, a na stole ustawionych było dwanaście potraw. Dwie kobiety krzątały się po kuchni, w czasie kiedy trzech mężczyzn próbowało ustawić bałwana przed domem. Hermiona siedziała wygodnie w fotelu przyglądając się temu z uśmiechem na twarzy. Usłyszała otwieranie drzwi i ujrzała Draco otrzepującego się ze śniegu. Zdjął kurtkę i podszedł do fotela, na którym siedziała Hermiona. Pochylił się i pocałował czule w usta.
-Coś wam trzeba?- zapytał gładząc spory brzuch Hermiony.
-Nie. Wszystko jest perfekcyjnie. –odpowiedziała uśmiechnięta.
-Cieszę się pani Malfoy.
-Lepiej być nie może- odpowiedziała i zatopiła się w jego ustach. 

Może i tym razem nie miała racji. Może będzie jeszcze lepiej. To wszystko zależy tylko od nas. To my decydujemy o tym, co zapiszemy na czystych kartach naszego życia. Ważne żeby iść do przodu z otwartymi oczami. Ten czas naprawdę jest wyjątkowy, wystarczy to zauważyć i uwierzyć.  Magia naprawdę istnieje, tylko pozwólmy jej działać. Święta to czas refleksji, spokoju i spełniania marzeń. Lecz pamiętajmy, że święta nie zmieniają świata, święta zmieniają ludzi, a ludzie zmieniają świat. 



Kochani czytelnicy dziękuje wam, ze jesteście. 
Bez zbędnych tłumaczeń, z przeprosinami, 
życzę wam spóźnionych Wesołych Świąt, 
zdrowia, spokoju i  wiele przyjemności!

Vanillia :*

sobota, 6 grudnia 2014

Rozdział XIV - Chwila zapomnienia...



 Tak jak obiecałam dzisiaj ciąg dalszy. Z racji mikołajek daję wam taki malutki prezent ode mnie, bo rozdział powinien ukazać się najwcześniej w poniedziałek. A dlaczego ten rozdział jest trochę inny, tego dowiecie się niżej. 

Mam nadzieję, że dla was tez to był udany dzień.

 


Nie wiedziała co mu odpowiedzieć. Analizowała w myślach jego zachowanie, zastanawiając się, czy aby na pewno się nie pomyliła. Może on naprawdę kocha Ginny, to by wszystko wyjaśniało...
Draco przechadzał się po opuszczonej klasie prawie rwąc sobie włosy z głowy. Był wściekły na Ginny. Jak ona może od tak rozpowiadać wszystko byle komu? Popatrzył się z wyższością na Gryfonkę stojącą w rogu między ławkami. Przez chwilę przebiegła mu w głowie jedna myśl. A może by tak zaryzykować?
-Ile wiesz?- zapytał władczo
Hermiona utkwiła swój wzrok na twarzy Malfoy'a , jakby chcąc odczytać intencję jego pytań.
-Wiem wszystko.- odpowiedziała ostrożnie.
-No tak, ty zawsze wiesz wszystko- prychnął - co konkretnie?
-Nie muszę ci się tłumaczyć. - rozglądała się po klasie w poszukiwaniu jakiegoś wyjścia
-Ta sprawa jest tajemnicą i dotyczy mnie, więc mam prawo wiedzieć. Powtarzam po raz ostatni, co wiesz? - ton jego głodu brzmiał nad wyraz zwyczajnie, ale z oczu można było wyczytać coś w rodzaju groźby.
-Już ci mówiłam, wiem wszystko - powiedziała jakby od niechcenia, miała nadzieję, że wyprowadzi go to z równowagi. Ale i tym razem nie miała racji, ten chłopak był nieprzewidywalny. Uśmiechnął się pod nosem i podszedł kilka kroków, by zmniejszyć odległość dzielącą ich oboje.
-Pomożesz mi. - usłyszała jego władzy ton, sugerujący, że nie jest to prośba, ale zwykły rozkaz.
-Chyba żartujesz, nie chcę mieć z tobą nic wspólnego! - wyrzuciła mu prosto w twarz.
-Zrobisz to, bo zależy ci na szczęściu przyjaciół. - odpowiedział z pewnością siebie, jakby już namówił ją do pomocy.
-Niby co takiego? - szczerze zainteresowały ją słowa Malfoy'a, jeśli w jakikolwiek sposób mogłaby pomóc Ginny i Harremu to zrobi to. Nie mogła tylko rozgryźć zachowania Ślizgona. Jeszcze przed chwilą zastanawiała się, czy aby przypadkiem jego zimne serce nie czuło czegoś więcej do Rudej, a teraz on prawdopodobnie chce ominąć słowa przepowiedni, perfidnie wykorzystując ją do tego. Sama Weasley'ówna twierdziła, że Draco upierał się, by poddać się wróżbie, co tak nagle odmieniło jego decyzję?
-Pomożesz mi szukać. - wydał się zadowolony z jej postawy.
Uśmiechnął się w charakterystyczny dla siebie sposób i poprawił włosy dłonią. Hermiona była pewna, że w środku najprawdopodobniej rozsadza go duma. Chciała rzucić w jego kierunku jakiś cięty komentarz, ale w porę ugryzła się w język. Musi wysłuchać go do końca, dla Ginny, dla Harrego.
-Pomożesz mi szukać wszystkiego co dotyczy przepowiedni, ze szczególnym uwzględnieniem tych dotyczących miłości.
-Ale Ginny mówiła, że... - wtrąciła się mu w zdanie.
-Ja też. - nie pozwolił jej skończyć. Jego głos był zdecydowanie mocniejszy i głośniejszy niż dotychczas -Ja też szukałem już wszędzie. Ale zrobię to jeszcze raz i drugi i tyle ile będzie trzeba. A ty mi w tym pomożesz. - mówił szybko, jakby coś go zdenerwowało. Rzadko kiedy dawał się ponieść emocjom, ale tym razem maska obojętności nie do końca działała.
W pierwszej chwili chciała zaprzeczyć. Denerwowała ją jego postawa. Był tak arogancki i pewny siebie. Ale miał rację, niestety znowu miał rację. Pomoże mu, bo musi.
-A co będę z tego miała? - postanowiła jeszcze choć przez chwilę nie dawać mu tej satysfakcji.
-A pomoc przyjaciółce ci nie wystarczy? Być może uratujesz jej przyszłość. -Miał rację, tylko o to toczyła się gra. Milczała, nie chcąc przyznawać mu racji.
-Lusterko. - usłyszała stonowany męski głos Malfoy'a
-Co takiego? - zapytała zdezorientowana
-Twoje lusterko. Zdaje się, że mogę się przydać do odczytania wyrazów w nim wyrytych. - jego głos wskazywał na zadowolone z siebie. Hermiona natomiast nie mogła uwierzyć, że jeszcze o tym pamięta. Nawet jej zdarzało się nie zapomnieć o czerwonym pudełeczku spoczywającym na dnie jej kufra. Malfoy znów miał rację. Zależało jej by odkryć tajemnicę tych symboli.
-Zgoda. - odrzekła twardo, a oczy zabłysły jej magiczną poświatą.
-Do zobaczenia wkrótce. -usłyszała od oddalającego się już Dracona, jednak była pewna, że na jego twarzy widnieje teraz jeden z tych chytrych uśmieszków.

Był ostatni tydzień października. Szkole opanowywał już powoli czas w którym wszystko było pomarańczowe. Przygotowania do Święta Duchów ruszyły pełną parą. A wszyscy uczniowie nie mówili o niczym innym, tylko o uroczystej kolacji, odbywającej się w sobotni wieczór. Od pamiętnej rozmowy z Malfoy'em, Hermiona nie spotkała się z nim ani razu. Nie pozwoliła sobie jednak na próżnowanie, w każdej wolnej chwili przeczesywała najskrytsze zakątki biblioteki w poszukiwaniu nieodkrytych książek. Jej wysiłki nie przyniosły jak na razie oczekiwanych skutków, zastanawiała co znalazł Draco. Od czasu do czasu nachodziły ją myśli, by pójść do niego i porozmawiać, ale szybko wykazywała je z pamięci.
W piątkowy poranek humor dopisywał każdemu. Hermiona i Ginny szły na śniadanie z uśmiechami na twarzy rozmawiając o balu. Do tej pory jeszcze nikt oficjalnie nie potwierdził tych informacji, chociaż dyrektorka ostatnimi czasy rzadko kiedy cokolwiek do nich mówiła. Mało kto zwracał na to uwagę, jednak z pewnością nikomu nie umknęła jej zmiana. Faktem było, że prawie nie przypominała już surowej, aczkolwiek przyjemnej nauczycielki transmutacji. Raz nawet gdy podeszła do katedry rozłożonej na skrzydłach sowy, by coś ogłosić, urwała w pół zdania i usiadła z powrotem między nauczycielami jakby nigdy nic. Niewątpliwie miała do powiedzenia o czymś bardzo ważnym, bo zaczęła od słów 'Moi kochani, w Hogwarcie ostatnio dzieją się dziwne rzeczy. Proszę was, abyście', niestety nie było im dane dowiedzieć się o co prosi ich profesor McGonagall. Hermiona próbowała kiedyś porozmawiać z opiekunką ich domu, ale ta zbyła ją jakimś marnym pretekstem. Nawet Harry zainteresował się tą podejrzaną sytuacją, ale i jego próby działania były bezskuteczne. Nie pozostało im nic innego jak czekać.
-Królewno! Stój! - dobiegł je znajomy głos zza pleców. Odwróciły się w jego kierunku i ujrzały Blaise Zabiniego biegnącego w ich stronę.
-Blaise. - Hermiona była co najmniej zaskoczona jego widokiem. Przez ciągłą naukę nie miała nawet czasu z nim porozmawiać.
-Cześć Weasley - przywitał się z Ginny. Ta jednak odpowiedziała mu tylko prychnięciem i zwróciła się do Hermiony.
-Ja idę. Jak już z nim skończysz to przyjdź. - powiedziała sarkastycznie i weszła do Wielkiej Sali tak szybko, że jej przyjaciółka nie zdążyła nawet zareagować.
-Widzisz za to cie kocham - Blaise uśmiechał się odsłaniając idealnie białe zęby.
-Za to, że Ginny poszła do Wielkiej Sali beze mnie? - zapytała zdezorientowana
-Każdy powód jest dobry - tym razem i Hermiona się uśmiechnęła. Stęskniła się za tym chłopakiem i jego poczuciem humoru.
-Pięknie dziś wyglądasz kochanie - usłyszała jego męski głos.
-Blaise zawsze tak wyglądam, to mundurek szkolny, nie zauważyłeś? - zapytała pokpiwająco i dała mu kuksańca w ramię.
-Bo ty zawsze wyglądasz pięknie. - odpowiedział jej po czym podszedł i zaczął mierzyć jej wysokość względem siebie. Jego skupiona miną świadczyła o tym, że to co robi ma ogromne znaczenie.
-Yyy Blaise, co robisz? - Hermiona nie do końca wiedziała co się dzieje, ale dla pewności odsunęła się od niego kilka kroków.
-Hermiono sprawa jest poważna - zaczął całkiem poważnie - Draco twierdzi, że nie mam serca, ale z moich obliczeń wynika, że pomieściłem w nim 164 cm miłości.
-165 cm- odpowiedziała mu i wybuchła śmiechem. -Blaise czym ty mnie jeszcze zaskoczysz. - Ślizgon również się roześmiał. Chwilę później pobiegł w kierunku jakichś dwóch dziewczyn. Założył rękę na ramię jednej z nich i powiedział takim samym głosem jakim zawsze odnosił się do Hermiony.
-Hej Branda!
-Brenda -poprawiła go dziewczyna nieznacznie się rumieniąc. Jej koleżanka szła obok wyraźnie zawstydzona. Hermiona była pewna, że chciałaby zająć jej miejsce. Mało której dziewczynie nie podobał się Zabini. Wysoki, przystojny, dobrze zbudowany, zawsze nienagannie ubrany, seksowny głos, nieziemskie poczucie humoru, cudowny charakter i cholernie dużo pieniędzy.
-No tak Brenda- zreflektował się - naprawdę piękna sukienka- powiedział, a dziewczyna jeszcze bardziej się zarumieniła. Blaise nie dał jej dojść do słowa.
-Masz może odrobione zadanie z numerologii? - zapytał patrząc jej prosto w oczy, bajecznie się przy tym uśmiechając. Hermiona obserwująca tą scenę mało co nie wybuchła śmiechem. Pomijając fakt, że dobrze znała już Zabiniego, a dziewczyna nie miała nawet na sobie sukienki, bawiło ją, że dziewczyny kilkoma słowami można już kupić. Pomyślała też o Malfoy'u, który również nie miał problemów ze zdobyciem sobie jakiejś długonogiej blondynki na jedną noc.
Dziewczyna zwana Brendą wyjęła z torby pergamin i podała go Ślizgonowi, nie odrywając oczu od jego kształtnych ust. Ten wziął zwój papieru i podziękował jej stokrotnie, dwa razy mylące jej imię. Pożegnał się z uczennicami i wrócił do rozbawionej Hermiony.
-No co, trzeba sobie jakoś radzić - rzekł i ruszyli w kierunku Wielkiej Sali.
Śniadanie w Hogwarcie zawsze było wyśmienite. Chociaż Hermionie było niezmiernie żal skrzatów wykorzystywanych do jego sporządzania, nie mogła sobie odmówić testów z serem i rozpuszczalnej kawy bez mleka. Ginny nie skomentowała jej spotkania ze Ślizgonem, ale była dziwnie spięta. Kiedy obie zbierały się już do wyjścia przyszedł czas na poranną pocztę. Stado sów wynosiło się nad zaczarowany sklepieniem Wielkiej Sali. Hermiona dostała najnowszy numer Proroka Codziennego, który od razu wyrwała jej Weasley'ówna. Oprócz tego przed ich talerzami wylądowała śnieżnobiała płomykówka z listem w dziobie. Hermiona nigdy wcześniej nie widziała tej sowy. Wzięła do ręki pergamin i zanim zdążyła cokolwiek odczytać, ptak odleciał.
-Od kogo to? -Ginny zapytała nie odrywając wzroku od gazety.
-Jeszcze nie wiem - na kopercie widniał tylko napis H.Granger. Otworzyła ją i wyjęła ze środka ozdobny pergamin.
Czas wypełnić obowiązki.
Dzisiaj o 20.
Tęskniłaś?
-Draco Malfoy.
-Ale gdzie? -pomyślała i odruchowo popatrzyła w kierunku stołu Ślizgonów. Malfoy siedział w towarzystwie Blaise'a i Pansy Parkinson, której zalotne trzepotanie rzęsami, było skutecznie ignorowane. Draco podniósł swój wzrok i ich spojrzenia się spotkały. Natychmiast odwrócił głowę i uśmiechnął się znacząco, a Hermionie przypomniały się jego słowa 'wszystkie dziewczyny są dokładnie tam, gdzie ja chcę żeby były' i była pewna, że Malfoy celowo nie podał miejsca spotkania.
Cały dzień dłużył się jej niemiłosiernie. Nie mogła się skupić na żadnej z lekcji, bo w głowie cały czas miała treść tego krótkiego liściku. Zastanawiała się, czego chce od niej Malfoy i czy powinna się bać. Była zła na siebie, bo jej umowa z tym Ślizgonem to już druga tajemnica, o której nie mówi przyjaciółce. Pierwszą był pocałunek z Harrym, miała z tego powodu ogromne wyrzuty sumienia, ale nie mogła cofnąć czasu. Niejednokrotnie wracała w myślach do tamtego pamiętnego dnia, analizowała całe zajście od początku do końca i zawsze dochodziła do tych samych wniosków. Po tym jak dowiedziała się o przepowiedni zaczynała rozumieć co skłoniło go do tego desperackiego pocałunku, rozumiała, że był zagubiony, potrzebował tego, ale nawet takie tłumaczenia, nie uspokajały jej sumienia.
Gdy wychodziła z ostatniej lekcji, którą były zaklęcia od jej klasą czekał już Dann. Zupełnie zapomniała o tym, że obiecała się z nim spotkać.
-Witam panienko- przywitał się grzecznie.
-Cześć- uśmiechnęła się na jego widok. Okazał się miłą niespodzianką piątkowego popołudnia.
-Co masz ochotę dzisiaj robić?- zapytał, odwzajemniając szczery uśmiech
-Tak prosto z mostu, a gdzie twoje maniery?- zażartowała
-No tak, wybacz moja miła, czy pozwolisz mi to jakoś zrekompensować?
-Nie jestem pewna- udała, że się nad tym wnikliwie zastanawia. – Może.
-No dobrze, to zapraszam za mną.- rozbawiła ją ta cała wymiana zdań. Dann był taki inny niż wszyscy chłopcy. Dobrze wychowany, ułożony, kulturalny, a pomyśleć, że jeszcze kilka miesięcy temu miała go za cwaniaczka. Co prawda jego poczucie humoru nie może się równać Blaise’owi, ale jednak darzyła go ogromną sympatią.
Dann chciał ją zabrać do Pokoju Życzeń, ale znów nie mogli dostać się do środka. Hermiona zastanawiała się jaka para urządza tam sobie schadzki, blokując wejście. Spędzali więc czas na jednej z wież Hogwartu. Rozmawiali o wszystkim, począwszy od szkoły, po wakacje i ulubione potrawy. Czas spędzony z Krukonem był przyjemny, był jej bratnia duszą. Spokojnym, opanowany, grzeczny, nie pakował się w kłopoty jak Harry i Ron, nie wygłupiał się na każdym kroku jak Bliase i nie patrzył na wszystkich z góry jak Malfoy.
Kiedy za oknem było już tak ciemno, że nie było widać już ani jednego drzewa do drzwi pomieszczenia, w którym przebywali ktoś zaczął się dobijać.
-Ohh Hermiona. Jak dobrze, że cię znalazłem. – Bliase wbiegł do środka z wyrazem ulgi.
-Czego chcesz? – warknął Dann, pierwszy raz podnosząc głos w obecności Hermiony. Wydawało jej się to co najmniej dziwne, ale poprzestała na jednym ostrym spojrzeniu i skupiła swoją uwagę na Bliasie.
-Hermiono to bardzo ważne- Blaise zignorował pytanie Danna. Gryfonka poderwała się z miejsca, bo Ślizgon wydał jej się naprawdę przerażony. Nie miał już tego błysku w oku, ani uśmiechu na twarzy.
-Co się stało?- zapytała zastygając w bezruchu ze strachu.
-Choć za mną!- odpowiedział i wyciągnął dłoń w jej kierunku. Hermiona nie zastanawiając się nawet złapała go mocno i ruszyła w stronę drzwi. Odwróciła głowę i wyszeptała do Danna, krótkie ‘przepraszam’.
-Hermiono czy aby na pewno wolno ci się tak spoufalać? – powiedział jej na odchodne, zerkając na splecione ręce tej pary.
-Nie czas na żarty Dann, sprawa jest poważna- skarciła go wzrokiem i wybiegła, pociągnięta  przez silne ramię chłopaka. Biegli pokonując po dwa schodki na raz. W głowie szalały jej myśli dotyczące tego co mogło się stać. Bała się o Ginny i Harrego, pomyślała nawet o Ronie. Zwolnili dopiero za jednym z filarów. Bliase puścił jej dłoń i stanął przodem do niej.
-Uff… powinnaś mi podziękować. –odrzekł z ulgą.
-Że co? – Gryfonka nie zrozumiała co właściwie się dzieje i dlaczego Zabini, który jeszcze przed chwilą był przerażony, teraz stoi przed nią z szerokim uśmiechem na twarzy.
-No uratowałem cię przed spędzeniem kilku kolejnych minut z tym nudziarzem– odrzekł wyraźnie dumny z siebie. Chwilę trwał, by Hermiona zrozumiała sens jego słów. Kiedy jednak dotarło do niej co właśnie zrobił i powiedział Bliase mimowolnie uderzyła go pięścią w pierś. Już po chwili żałowała swojego uczynku, zdecydowanie bardziej należał mu się cios z w twarz.
-Nie!- uderzenie w tors- Nazywaj!- kolejny cios- Go!- tym razem dostał w ramię- Nudziarzem!
Była wściekła znowu padła ofiarą jego głupiego żartu i na dodatek bolała ją ręka. Jak mogła znowu mu uwierzyć? Ślizgonom nie wolno ufać. Warknęła na niego i odeszła energicznym tempem, pozostawiając go samego ze swoim wszechobecnym uśmiechem.
-Już wiem dlaczego podobasz mi się tak bardzo!- krzyknął uradowany do tego stopnia, że przypominał dziecko, które dopasowało ostatni element puzzli- Bo cholernie przypominasz mi Ognistą.
Gryfonka uśmiechnęła się od nosem, słysząc jego słowa.
-Nienawidzę cię.- odpowiedziała mu odwracając się w jego stronę. Szeroki uśmiech zagościł na jej twarzy.  Stali tak jeszcze przez chwilę bez słowa, wpatrując się w siebie nawzajem, dopóki Hermiona nie dostrzegła zegara na jednej ze ścian za Bliasem. Dochodziła godzina siódma.
-O cholera. Malfoy!- krzyknęła i chwilę potem znajdowała się już na schodach prowadzących do Wieży Gryffindoru.
Przebiegła przez Pokój Wspólny posyłając przepraszający uśmiech wszystkim potrąconym przez nią osobom. Wpadła do dormitorium, w którym była tylko Ginny. Ona również nie zamierzała siedzieć w piątkowy wieczór sama, bo właśnie stała przed lustrem przymierzając jakieś ubrania. Kiedy zobaczyła przyjaciółkę przerwała wszystko podbiegła do niej i rzuciła się w objęcia.
-Mamy czas do czerwca. –krzyknęła jej podekscytowana- Malfoy zgodził się poczekać do czerwca.
-Świetnie! – odpowiedziała jej Hermiona analizując w głowie słowa Rudej.
-Z kim się umówiłaś?- Ginny popatrzyła podejrzliwie, ale szybko zajęła się sobą, nie pytając o nic więcej. Hermiona życzyła jej udanej zabawy z Harrym i sama ruszyła czym prędzej do łazienki. Nie miała zamiaru się stroić, bo to nie jest randka, a zresztą nie ma nawet dla kogo, jednak nie chciała dawać mu pretekstu do drwin z jej włosów czy babcinego sweterka. Rozczesała włosy i użyła zaklęcia, by trochę opanować niesforne kosmyki. Związała kitkę na środku głowy i zabrała się za wybieranie stroju. Nie miała zbyt wielu opcji, pierwsze co wpadło w jej ręce były czarne spodnie i bordowy sweterek. Ubrała się szybko, wypakowała torbę, wzięła potrzebne książki i ruszyła. Znowu dopadły ją wątpliwości, gdzie konkretnie miała się udać. Postanowiła zaryzykować i po prostu ruszyć przed siebie. Maszerowała korytarzami Hogwartu co raz spotykając gromadę uczniów, jednak nigdzie nie było widać Malfoy’a. Popatrzyła na zegar, który dopiero teraz wybijał dwudziestą i usłyszała cichy szept za swoimi plecami.
-Nie odpowiedziałaś, czy tęskniłaś.
Odwróciła się w stronę źródła dźwięku i ujrzała wysoką sylwetkę Ślizgona. Był ubrany w czarne spodnie i szarą koszulę odkreślającą stal w jego oczach. Jego włosy lekko potargane sprawiały wrażenie muśniętych wiosennym wiatrem. Wyglądał jak typowy casanova.  I do tego te perfumy…
-Nie.- odrzekła surowo, nie zważając na to co dzieje się w jej żołądku.
-Bałem się, że nie daj boże weźmiesz to spotkanie jako randkę i będziesz próbowała wyglądać jak dziewczyn- obrzucił ją spojrzeniem od góry do dołu-  Ale na szczęście wyglądasz okropni,  jak zawsze.
Cała zagotowała się w środku, ale nie odpowiedziała nic. Nie chciała go nadaremnie prowokować.
-Skończmy to szybko i uwolnij mnie już od twojego towarzystwa.- udała znudzoną i przewróciła znacząco oczami.
-No tak, jest piątek wieczór, czas na naukę- prychnął. Gryfonka chciała mu się odgryźć, ale on był już w drodze na górę, więc niechętnie ruszyła za nim.
-Pokój Życzeń? – zapytała, gdy znajdowali się już prawie na siódmym piętrze.
-Nie, Pokój Życzeń jest ostatnio niesprawny.
-Co przez to rozumiesz?- zapytała z zainteresowaniem
-Sam chciałbym wiedzieć- odpowiedział bezmyślnie, nim ugryzł się w język.
Dotarli do jakiegoś pomieszczenia przypominającego raczej skład niepotrzebnych mebli niż opuszczoną klasę, bo wszędzie naokoło znajdowały się stare sofy, półki i szafy. Malfoy zajął jedną z nich i rozsiadł się, jakby był u siebie.
-Czekasz na zaproszenie, czy oklaski? –zadrwił.
-Tak sobie pomyślałam- zaczęła- że przypominasz mi jeden z tych starych mebli. Jesteś brzydki i nie nadajesz się do niczego. – dokończyła i uśmiechnęła się chytrze. Jej słowa raczej nie spodobały się Malfoy’owi, bo wstał i podszedł do niej na odległość kilku centymetrów. Odruchowo chciała się cofnąć, ale nie mogła przecież dać mu satysfakcji. Ślizgon zbliżył się do niej jeszcze bardziej, a ona zamarła w bezruchu. Doskonale czuła zapach jego  perfum i zimny oddech na swojej szyi. Zadarła głowę wysoko, by dalej toczyć pojedynek na wzrok. Jego oczy były zimne, ale miały w sobie ukryte piękno. Draco pochylił się tak bardzo, że ich usta prawie się stykały. Hermiona bezwiednie zamknęła oczy i chociaż rozum kazał jej uciekać, nogi odmawiały posłuszeństwa. Rozchyliła swe wargi dając się ponieść emocjom, oczekiwała tego co miało się stać. Usłyszała głośny śmiech. Otworzyła oczy i zobaczyła Malfoy’a stojącego kilka kroków dalej. Milion myśli przeleciało jej rzez głowę. Czy naprawdę tak łatwo dała się nabrać? Co w nią wstąpiło? Czy ona chciała pocałować się z Malfo’em? Zrobiła kilka kroków w kierunku w kierunku drzwi, ale zatrzymała się tuż przy wyjściu. Nie da mu tej satysfakcji.
-Dowiedziałeś się czegoś nowego w sprawie? –zapytała ostrożnie zmieniając temat. Odwróciła się w jego stronę, ale nadal unikała spojrzenia mu w oczy.
-Jednego- odrzekł po dłuższej chwili- musimy szukać w dziale ksiąg zakazanych. Śmiertelne wróżbiarstwo.
-Co? – zapytała zdezorientowana
-To tytuł księgi, którą musisz wypożyczyć. – odrzekł naturalnym, spokojnym tonem
-Ja? Zapomnij. Dlaczego nie ty? –zbulwersowała się. Jeśli on myśli, że odwali za niego brudną robotę to się myli.
-Tak ty.
-A co pani Pince nie chce ci jej wypożyczyć na ‘ładne oczy’?- zapytała drwiąco, mocniej akcentując dwa ostatnie wyrazy.
-Nie każda jest taka łatwa jak ty. – uśmiechnął się sarkastycznie, wiedząc, że zakończył w ten sposób dyskusję. Hermiona najchętniej odpowiedziałaby mu coś niemiłego, ale to jak gasić pożar benzyną. Z nim nie da się dojść do porozumienia.
-Nie przeginaj. – ograniczyła się tylko do tych dwóch krótkich słów. Zacisnęła pięści, by nie wybuchnąć i czekała na moment, w którym będzie mogła znaleźć się sama ze sobą.
-Zezwolenie na wydanie tej książki możesz dostać tylko i wyłącznie od Trelawney, ale z tego co wiem, nie uczysz się wróżbiarstwa. Ja też nie. Oprócz niej może to by jeszcze nauczyciel obrony przed czarną magią albo dyrektor. Więc masz wybór.
-Ale dlaczego ja mam to robić? – zapytała z irytacją
-Bo McGonagall jest opiekunką twojego domu, jesteście prawie jak przyjaciółki- znowu uśmiechnął się z ironią, na co zareagowała rumieńcem złości- A Granger to facet i w dodatku pewnie jakaś twoja rodzina.
-Nic mnie z nim nie łączy- rozzłościła ją ta ostatni uwaga, nie chciała być łączona w żaden sposób z tym typem.
-Następnym razem kiedy się spotkamy możesz wziąć lusterko.- dodał, gdy zobaczył, że usta znowu jej się otwierają.
-Zapamiętaj sobie, Malfoy. Robię to dla Ginny i robię to ostatni raz. Nie jestem twoją służącą. –wyrzuciła mu w twarz.
-Chociaż tyko do tego się nadajesz- odpowiedział jej pod nosem na tyle cicho, by nie mogła tego usłyszeć.
Hermiona ruszyła w kierunku drzwi, miała nadzieję, że nie jest jeszcze za późno by odwiedzić McGonagall.
-Ładnie dziś wyglądasz, Granger. – usłyszała na odchodne. Obrzuciła go badawczym wzrokiem, jednak nie była w stanie niczego odczytać z jego kamiennej twarzy. Całą drogę do gabinetu dyrektorki zastanawiała się co miał na myśli i czy mówił prawdę. Nie, zdecydowanie nie. Już raz dzisiaj uwierzyła jednemu Ślizgonowi. On jest przecież taki sam jak Blaise. Nie mogła się jednak pozbyć widoku jego stalowych oczu, rozwartych ust. Wydawało jej się, ze ciągle czuje chłodne powietrze na swojej twarzy i zapach jego perfum. Karciła się w myślach za to całe zajście. Czuła się taka naiwna. Taka głupia. Naprawdę nie mogła znieść myśli o tym, że mogła pocałować się z Malfoy’em. Przecież to obrzydliwe. Bała się, że stanie się pośmiewiskiem całej szkoły. Co powiedzą Gryfoni, a Dann? Wszystkie myśli kumulowały jej się w głowie, tworząc niezły mętlik. Uspokoiła się dopiero, gdy dotarła pod drzwi z napisem, oznajmiającym, że jest do gabinet dyrektorki. Zapukała delikatnie i oczekiwała na odpowiedź. Chwilę potem w progu pojawiła się była nauczycielka. Chociaż ubrana była w swoją starą szatę, jej twarz nie była tak promienna jak niegdyś. Zapadnięte policzki i worki pod oczami świadczyły albo o jakiejś chorobie, albo o skrajnym zmęczeniu.
-Panna Granger, w czym mogę pomóc?- zapytała zaskoczona tą nocną wizytą
-Pani dyrektor, czy mogę wejść?- Hermiona uśmiechnęła się przymilnie, miała nadzieję, że uda jej się zdobyć to zezwolenie. Nie miała zamiaru prosić o nie Garngera.
-Proszę, proszę.- odrzekła i odsunęła się od drzwi robiąc jej miejsce . Gabinet McGonagall prawie w ogóle nie zmienił się od czasów Dumbledore’a. Na ścianach wciąż wisiały portrety, na środku stało wielkie biurko, dookoła znajdowały się przenajróżniejsze przedmioty i książki. W kominku wesoło buchał ogień, a na stoliku stała parująca herbata.
-Siadaj dziecko. - McGonagall wskazała na różową sofę. Hermiona usiadła grzecznie, nadal rozglądając się po pomieszczeniu.
-Proszę pani mam taką sprawę, czy mogłaby mi pani udzielić zgodę na wypożyczenie jednej z książek znajdujących się w dziale zakazanym- Gryfonka postanowiła postawić sprawę jasno.
-Jaka to książka?
-‘Śmiertelne wróżbiarstwo’. – odpowiedziała szczerze. Dyrektorka wstała i skierowała się w stronę biurka. Hermionie kamień spadł z serca, cieszyła się, że nie będzie musiała korzyć się przed Grangerem. Spojrzała na książki leżące na stoliku. Najdalej od niej znajdowała się książka oprawiona w bordową okładkę. Od razu przykuła jej uwagę, bo nie miała tytułu. Gryfonka upewniła się, że McGonagall nie patrzy się w jej kierunku i wzięła książkę do ręki. Miała dziwne przeczucie, że nie powinna tego robić, mimo wszystko otworzyła pierwsza stronę i wtedy to ujrzała. Tajemniczy znak, dokładnie ten sam, który widniał na kopercie w gabinecie Grangera. Nie zdążyła się nawet przypatrzeć, gdy coś głośno huknęło, odrzucając ją w drugi kąt pomieszczenia.