czwartek, 30 października 2014

Rozdział IX - Promyczek nadziei...



Powolutku zaczyna się dziać, rozdział mi się wyjątkowo podoba, ale sami oceńcie. 

Kolejny pewnie dopiero w następny weekend, bo teraz będę miała koszmar w szkole, wybaczcie. 

Rozdział x dedykacją dla moich dwóch promyczków nadziei:

Pauliny- która wykonała dla mnie i tylko dla mnie przepiękną grafikę, którą możecie od teraz podziwiać na stronie i dla

Laxus- po raz kolejny, bo to przecież Ciebie pierwszą nazwałam tym określeniem :*




Obudziła się wcześnie, dokładnie o tej samej porze co wczoraj, przedwczoraj i przed-przedwczoraj Od pamiętnej rozmowy z Ronem nie mogła spać spokojnie. Chociaż obiecała sobie, że szybko wróci do formy, chociażby po to, by nie dać mu tej satysfakcji, normalne funkcjonowanie nie przychodziło jej już tak łatwo. Ciężko było zapomnieć o tym co jej powiedział, w jej myślach wciąż dźwięczały jego słowa ‘ jesteś bezwartościowa. Żałuję tylko, że dopiero teraz się o tym przekonałem, żałuję każdej chwili spędzonej z tobą, żałuję, że cię poznałem’
Prawdę mówiąc, gdyby nie Ginny to już dawno zalałaby się łzami czarnej rozpaczy. Teraz obie przechodziły przez to samo, pocieszały siebie nawzajem, razem płakały i obiecywały sobie, że wszystko będzie dobrze. Oczywiście nie obeszło się bez skandalu, Ginny musiała pokazać swój ognisty temperament, więc całą swoją złość i furię zamieniła w krzyki, pogróżki i ciosy skierowane na Rona. Chcąc, nie chcąc obniżyła mu ego do tego stopnia, że nie odważył się nawet spojrzeć na Hermionę. Ona również nie pozostawała dłużna swojej rudej przyjaciółce i niejednokrotnie próbowała rozmawiać z Harrym na jej temat. Nic jednak nie osiągnęła w ten sposób, bo albo on zamykał się w sobie i nie mówił nic, albo krzyczał coś w stylu ‘kocham Ginny, ale to nie wystarczy, nie wystarczy, rozumiesz?’, nic z tego nie rozumiała, a nie mając siły na bawienie się w detektywa, zrezygnowała z poruszania tego tematu.
Od czasu do czasu długie popołudnia umilał im Dann, to przy nim choć na chwilę mogły zapomnieć o smutkach. Często przesiadywali razem w bibliotece, spacerowali po błoniach albo siadali w oknie jednej z wież. Obie Gryfonki były mu bardzo wdzięczne, bo stał się takim małym promyczkiem nadziei, potrafił zająć ich myśli czymś innym niż tylko żalem, a czasami nawet udawało mu się je rozśmieszyć.  
Wstała z łóżka i automatycznie udała się do łazienki, przemyła twarz wodą i ubrała się w jakieś ubranie, kolejny raz z rzędu nie zastanawiając się jak będzie wyglądać. Ruszyła z powrotem do dormitorium, by obudzić Ginny. Ruda siedziała już na łóżku, pierwszy raz od kilku dnia jej mina nie wyrażała tylko skrajnego wykończenia, miejsce nieobecnych oczu, zajęło coś na kształt iskierek nadziei.
-Dość tego!- powiedziała ostro i wstała z łóżka. Hermiona w pierwszej chwili nie zorientowała się co właściwie jej przyjaciółka miała na myśli. Jednak już za moment została pociągnięta za rękę w kierunku łazienki. Parvati podniosła tylko głowę z poduszki, rozejrzała się dookoła i znów zasnęła. Ginny zatrzymała się dopiero, gdy obie znalazły się w środku, zamknęła drzwi i posłała Hermionie uśmiech pełen ekscytacji.
-Dość tego! –powtórzyła jeszcze raz- Nie możemy zachowywać się jak stare rozwódki, porzucone po pięćdziesiątce! Koniec z płakaniem, użalaniem się, wracaniem do przeszłości. Hermiona musimy żyć dalej. Co ma być to będzie! –nie czekając na odpowiedź rzuciła przyjaciółce wybrane przez siebie ubrania i kazała jej się ubierać. Sama również założyła czarną tunikę z głębokim dekoltem i czarne rajstopki. Hermiona zawahała się przez chwilę widząc przed sobą biały sweterek i czarne obcisłe spodnie, jednak gromiący wzrok Ginny ostatecznie ją przekonał. Już chwilę później obie miały pięknie ułożone włosy, ukryte worki pod oczami i soczysto-czerwone usta. Pierwszy raz od kilku dnia wyglądały jak prawdziwe dziewczyny, a nie ich smętne karykatury.
-Po co to wszystko? –zapytała nad niezbyt przekonana Hermiona, gdyby nie to, że lekcje od zawsze były dla niej priorytetem, chętnie zaszyłaby się w swoim łóżku razem z jakąś grubą księgą i stertą chusteczek.
-Później mi podziękujesz! –zaszczebiotała Ruda tak radośnie, że prawie nie było widać już wcześniejszego smutku i zaczęła nakładać szkolną szatę.
Na śniadanie przybyły jako pierwsze. Entuzjazm Ginny zaczął się udzielać również Hermionie, bo zdecydowała się na zjedzenie kilku tostów. Wychodząc zostały zatrzymane przez Danna, który jak sam twierdził, ‘nie potrafi przejść obojętnie obok tak pięknych dam’. Jego obecność jeszcze bardzie poprawiła im humor, gdy zaproponował im wieczorny spacer po błoniach.
-Zapewniam was, że w moim towarzystwie nawet przechadzka w chłodzie i wietrze jest przyjemnością, no chyba zależy wam, by się o tym przekonać, czyż nie? –jak zwykle czarował ich swoimi umiejętnościami aktorskimi i pięknym uśmiechem. Absolutnie każdej dziewczynie serce zmiękłoby na jego widok, dlatego Gryfonki nie były w tym wypadku wyjątkiem.
-Cześć piękne!- usłyszały za sobą męski głos, a już za chwilę jedna i druga została obrócona wokół własnej osi przez Blaise’a. Może ciężko było się do tego przyznać, ale i on po części przyczyniał się do podnoszeniu na duchu Hermiony. Wspólna praca nad eliksirem nieco zbliżyła ich do siebie, może nie nazwałaby ich relacji ‘przyjaźnią’ czy nawet ‘koleżeństwem’, bo to przecież Ślizgon, jednak chcąc, nie chcąc musiała przyznać, że współpraca z nim nie była najgorszym, co mogło jej się przytrafić. Na brak nudy nie mogła narzekać. Zdecydowanie gorzej miała Ginny, która nie dość, że siedziała w stoliku za Harrym i Jade to w parze była z Malfoy’em. Początkowo wszystko układało się dobrze, to  z lekcji na lekcję było coraz gorzej. Oboje twierdzili, że pracuje im się razem znakomicie, jednak nieszczere uśmiechy mówiły co innego. Widać było, że męczy ich swoje towarzystwo, chociaż Hermiona wcale nie dziwiła się Ginny, bo kto mógł by wytrzymać dwie godziny eliksirów z Malfoy’em, jednak nie rozumiała dlaczego tak uparcie twierdziła, że ‘Draco jest naprawdę fajny’. Na siłę próbowała wszystkich oszukać, jednak nie mogła oszukać siebie samej.
-Wybacz, ale muszę porwać na chwilę Hermionę- Blaise zwrócił się do Danna i już za chwilę znalazł się na korytarzu razem z Gryfonką.  –Czy mówiłem ci już, że jesteś tak piękna, że blask bijący od ciebie, mógłby ogrzać cały świat?  A w twoich oczach na pewno zatonął już niejeden biedny żeglarz, wraz z całą załogą i swoim statkiem?
-Tak, jakieś trzydzieści jeden razy –uśmiechnęła się mimo woli, po raz kolejny słysząc  tekst Blaise’a, którym raczył ją przy każdym spotkaniu.
-Skoro nie przyszedłem ci tego powiedzieć, to po co przyszedłem …- zaczął gładzić dłonią swój podbródek, naśladując zamyślenie, a dziewczyna wybuchła , nie mogąc powstrzymać śmiechu. –A tak już wiem, chciałem się ciebie zapytać, czy zostaniesz moją żoną, tak to na pewno o to chodziło, to jak?- kontynuował Ślizgon bawiąc się w najlepsze. Hermiona ledwo stała na nogach zanosząc się od śmiechu.
-Diable skończ tą błazenadę!- usłyszeli zimny głos sprowadzający ich na ziemię.  Hermiona nie musiała się odwracać, by wiedzieć do kogo należy. Tylko jedna osoba nie miała poczucia humoru do tego stopnia, by nie zaśmiać się nawet z dobrego żartu najlepszego kumpla. Malfoy.  –Długo zamierzasz jeszcze marnować czas?
-Nie chcesz się przyłączyć? –Blaise widocznie nie zamierzał zbyt łatwo odpuścić. Malfoy jednak, nawet nie pokusił się o wypowiedzenie ironicznego komentarza, zamiast tego wymownie przewrócił oczami, demonstrując swoje zażenowanie.
-Trudno!- podszedł do Draco i przytulił się do niego, obejmując go w pasie. Ten automatycznie go odepchnął i udał obrzydzenie, poczym nie oglądając się na nikogo ruszył w stronę Wielkiej Sali.
-Dzisiaj, u mnie! Około dwudziestej! Ładnie się ubierz, Słońce!- Blaise krzyknął na odchodne i ruszył za przyjacielem, pozostawiając zdezorientowaną Hermionę samą na środku korytarza. Nie bardzo wiedziała o co chodziło temu ‘Szatańskiemu Błaznowi’ jak lubiła go określać. Nie do końca była pewna, czy był to kolejny z głupich żartów Ślizgona, czy prawdziwa propozycja, jednak nie sposób było zgadnąć, musiała czekać aż do lekcji eliksirów.  Żeby nie tracić więcej czasu ruszyła powolnym krokiem do dormitorium, nie spieszyła się, bo do pierwszej lekcji pozostawało jeszcze sporo czasu. Większość uczniów przebywało na śniadaniu, więc korytarze były prawie puste. Gdy przechodziła obok jednego z filarów, usłyszała znajome odgłosy śmiechu. Podeszła bliżej i zobaczyła roześmianego Harrego, siedzącego na jednym z parapetów razem z Jade. Oboje byli tak pochłonięci rozmową, że nie zauważyli jej obecności.
-Cześć Harry! Cześć Jade!- powiedziała znacząco, by zaakcentować swoją obecność. Zadziałało. Automatycznie odwrócili się w jej kierunku, śmiech ucichł, a każde oddaliło się lekko, zwiększając przestrzeń między sobą.
-O Hermiona, cześć- odpowiedział niepewnie Harry, a Jade nie odpowiedziała nic.
-Jak wam idzie przygotowywanie eliksiru? –zapytała o pierwszą rzecz jaka przyszła jej do głowy. Mimo, iż minęły już ponad dwa tygodnie szkoły, z Jade udało jej się porozmawiać tylko ten jeden, jedyny raz, kiedy mijały się na schodach. Zamiast tego obserwowała ją często na lekcjach eliksirów i zielarstwa. Gdzie się nie pojawiała, wzbudzała wszechobecny zachwyt, każdy jej ruch śledziły setki wlepionych w nią oczu, zawsze wyglądała olśniewająco, towarzyszyły jej nienagannie uczesane włosy i majestatyczne ruchy. Zdawała się być miła, jednak nie okazywała uczuć, rzadko się uśmiechała, jednak kulturę osobistą i wzorowe maniery widać było z daleka, tak bardzo nie pasowała do Domu Węża.  Mimo całego szeregu zalet, które wydawały się być nieskończone, Jade nie miała zbyt wielu przyjaciół. Wbrew pozorom nie otaczała się chłopakami, unikała kontaktu z innymi uczniami, na posiłkach zawsze siadała w skromnym gronie, a na lekcjach sama. Chociaż w całej szkole znalazła by się rzesza fanów, która bezinteresownie mogłaby pełnić funkcję jej służących, ona nie szukała popularności. To właśnie intrygowało najbardziej Hermionę i prawdopodobnie zaintrygowało Harrego. Podobnie jak w przypadku Gryfonki i Zabiniego, tak i oni ocieplili swoje relacje. Wydawało się, że współpraca udaje im się doskonale, zawsze zgodni i zadowoleni pracowali nad kociołkami, nieustannie prowadząc ożywione rozmowy. Ślizgonka zdawała się być lekiem na zranione serce Harrego, bo z dnia na dzień coraz rzadziej chodził przygnębiony, a coraz częściej za to jego twarzy pojawiał się szczery uśmiech. Tego samego nie można było powiedzieć o Ginny, która rozstanie znosiła zdecydowanie gorzej niż Hermiona. Nie mogła znieść widoku tej dwójki  razem, znienawidziła Jade i lekcje eliksirów. Nie mogła skupić się na swoim kociołku, na czym ucierpiały relacje z Malfoy’em. Nie zgadzali się w niczym, kłócili co lekcje, słychać było tylko szereg obelg i krzyki albo wręcz przeciwnie, niekiedy nie odzywali się do siebie przez całe dwie godziny. Mimo wszystko wieczorem , gdy zdążyła już trochę ochłonąć i nadszedł czas zwierzeń lub płaczu, zawsze uparcie powtarzała, że ‘Draco to wspaniały człowiek, jest naprawdę wspinały’, a potem wybuchała jeszcze większym płaczem. Hermiona nie za bardzo wierzyła w to, że jej słowa spowodowane są tylko i wyłącznie przez szacunek  za ocalenie życia. Znała Ginny dobrze i wiedziała, że wdzięczność ma swoje granice, była pewna, że chodzi o coś poważniejszego, coś pomiędzy Rudą a Ślizgonem, jednak z płaczącą i krzyczącą przyjaciółką nie sposób było się porozumieć. Najgorzej jednak cierpiał Ron, jego współpraca z Pansy kończyła się albo wybuchem któregoś z nich, albo wybuchem zawartości kociołka. Dzięki niemu Gryffindor zarobił już około dwudziestu punktów ujemnych, a on sam dwa tygodnie szlabanu. Pokłócił się również z Harrym o Jade, odseparowując się w ten sposób od swojego najlepszego, a zarazem jedynego przyjaciela. Pozostał całkowicie sam, bez siostry, bez przyjaciela i bez dziewczyny. Kiedy przebywał samotnie w Pokoju Wspólnym albo jadł posiłek w towarzystwie trzecioroczniaków, widać było, że żałuje swoich decyzji, jednak duma nie pozwalała mu przeprosić. Niejednokrotnie siedział teraz sam, nie odzywając się do nikogo, tęsknym wzrokiem spoglądając w stronę Jade, łudząc się, że może jeszcze kiedyś będzie jego.
-Yyyy w sumie to dobrze, prawda?- Harry zwrócił się w kierunku Ślizgonki, zmuszając ją tym samym do udzielenia odpowiedzi.
-Tak, wszystko idzie w dobrym kierunku, a przynajmniej taką mam nadzieję. –odpowiedziała grzecznie, poprawiając sobie przy tym włosy.
-Świetnie. A jak tam ci idzie współpraca z Harrym? Ciężki orzech do zgryzienia, prawda?- Gryfonka choć trochę chciała rozładować napiętą atmosferę.
-My, Ślizgoni mamy trochę inne wymagania niż wy i wyznajemy trochę inne wartości. –Jade zdawała się nie zrozumieć żartu, bo jej ton przybrał postań podobną do wygłaszania suchych przemówień. -A pracuje nam się znakomicie. –uśmiechnęła się blado. Jednak Hermiona nie była pewna czy ma się śmiać. Miała wrażenie, jakby celowo z niej zakpiono, ale zignorowała tę myśl. Nie zdążyła nawet odpowiedzieć, bo Ślizgonka wstała i powiedziała bardziej do Harrego niż do niej:
-Do zobaczenia na lekcji eliksirów. –i odeszła. Kiedy nie było jej już w zasięgu wzroku to Harry zdecydował się mówić pierwszy:
-Nic mnie z nią nie łączy!- zaczął ostro.
-Ale czy ja coś mówię?
-Hermiona posłuchaj mnie! Ja wciąż kocham Ginny, Jade to tylko koleżanka i moja para na eliksirach, tylko, rozumiesz? Ginny jest nadal najważniejsza, powiedz jej to! Albo nie! Lepiej będzie jak nie będzie wiedzieć!- teraz mówił zdecydowanie głośniej –Wiem, że cierpi przeze mnie, ale nic nie mogę zrobić! Wiem jak to wyglądało, ale my tylko rozmawialiśmy o eliksirach!
-Harry! Histeryzujesz! –chciała uspokoić przyjaciela, zupełnie nie wiedziała co w niego wstąpiło, nie rozumiała jego słów, ale do tego się już przyzwyczaiła, wiedziała, że mają one jakieś głębsze znaczenie, ale była również pewna, że nie pozna go także dzisiaj.
–Przecież ja nic nie mówię! Ja lubię Jade-  zawahała się, nie do końca wiedząc, czy mówi prawdę- Nikt nie zabrania ci z nią rozmawiać.
-Wiem, ale ja Ginny…
-Ona ciebie też, a więc dlaczego do niej nie wrócisz? –popatrzyła mu prosto w oczy i zapytała po raz kolejny, chociaż wiedziała już jaka będzie jego reakcja.
-To skomplikowane. Muszę już iść!- krzyknął, przytulił ją i pobiegł schodami na górę. Spodziewała się tego, zawsze tak reagował, dokładnie tak samo.
Ona również nie miała na co czekać, więc ruszyła do dormitorium. Razem z Ginny spakowały się i udały się na transmutację. Siedziały w ławce razem z Dannem, który poprawił im humor i umilał nudne wykłady dotyczące metamorfozy transgenicznej. Po skończonej lekcji wspólnie odprowadzili Rudą do biblioteki i poszli w kierunku sali od historii magii, na którą uczęszczała tylko Hermiona.
-Hmmm… jesteś uważana za wybitnie inteligentną, mądrą i bystrą- zaczął Dann –w całej szkole nosisz tytuł ‘najzdolniejszej uczennicy’,  przyznam szczerze, że i ja się na to po części nabrałem, a jednak czasami w ogóle nie myślisz racjonalnie.- dokończył ciepłym, miarowym tonem, patrząc jej głęboko w oczy.
-Co przez to rozumiesz? –zapytała zaintrygowana.
-Doszedłem dzisiaj do pewnych wniosków. Popatrz, jeżeli zrezygnowałabyś z lekcji historii magii, z której nie wynosisz nic nowego, bo wszystko masz już w swojej główce, mogłabyś spędzić, całą, jedną godzinę na czymś naprawdę pożytecznym, przyjemnym i niezaprzeczalnie najważniejszym, otóż mogłabyś przeznaczyć ten czas na spędzenie go razem ze mną! –Hermiona uderzyła go książką w ramię i udawała oburzoną propozycją Danna, jednak ledwo powstrzymywała śmiech. Zadzwonił dzwonek i wszyscy zaczęli wchodzić do klasy, Hermiona również posłała Dannowi pożegnalne spojrzenie, pełny uśmiech i weszła do środka. Ten chłopak naprawdę poprawiał jej humor, jej i Ginny. Zajęła drugą ławkę od okna i zaczęła wypakowywać książki.
-Ja mówiłem poważnie- usłyszała głos za swoimi plecami. Odwróciła się automatycznie i ujrzała po raz kolejny przystojną twarz Danna.
-Dann, profesor Binns zaraz się pojawi!
-Ale ja naprawdę mówiłem poważnie. Skoro ty nie chcesz zrezygnować z lekcji, by spędzić ze mną wolny czas, to ja rezygnuję z wolnego czasu, by spędzić z tobą lekcję. –wyszeptał i zajął miejsce obok niej. Jeszcze przez chwilę stała oniemiała, usiadła, gdy profesor zaczął sprawdzać obecność. Nie mogła uwierzyć, że znowu ją tak zaskoczył, tak pozytywnie zaskoczył. Była mu wdzięczna za wszystko, za to, że po prostu jest, wtedy kiedy innych przy niej zabrakło.
-Jesteś najlepszy…- wyszeptała mu do ucha.
-Czy panienkom wypada tak się spoufalać? –popatrzył się na nią wyzywająco, ona tylko się uśmiechnęła i zaczęła notować.
Tak dobrze zaczęty dzień mijał błyskawicznie. Nawet lekcja z profesorem Grangerem i  dwa niemiłe komentarze skierowane ewidentnie do  ‘panny Granger’ , nie zepsuły atmosfery tego dnia. Dobre humory Gryfonek utrzymywały się aż do lekcji eliksirów. Hermiona wiedziała, że dla Ginny będzie to ogromny sprawdzian wytrzymałości, dlatego próbowała zająć jej myśli czymkolwiek innym. Na lekcji nie było jednak czasu na rozpaczanie, czy nawet chwilę refleksji. Każdy pracował pełną parą, gdyż według wskazówek nauczyciela, to właśnie dzisiaj w kociołkach ma pojawić się ‘to co najcenniejsze’. Nawet Weasley’ówna i Malfoy, zajęci byli przygotowywaniem składników, a nie sobą nawzajem. Ginny zachowała zimną krew i ograniczyła się tylko i wyłącznie do kilku ukradkowych spojrzeń na stół Harrego i Jade. Wszyscy pracowali w maksymalnym skupieniu, oczywiście jedyny wyjątek stanowił Blaise, który zamiast pomagać Hermionie siedział na krześle, przyglądając się jej pacy. Twierdził, że ‘nie może się skupić, gdy wykonujesz  przy mnie tak zwinne ruchy’. I chociaż Gryfonka była bardzo zirytowana postawą swojego partnera, nie miała serca na niego krzyczeć. Doskonale wiedział, jak miękkie jest jej serce i sprytnie to wykorzystywał, raz na jakiś czas rzucając uwagami typu ‘jesteś taka urocza, kiedy masz skupioną minę’. Dzięki pomocy, a raczej przez lenistwo Zabiniego nie udało im się uzyskać pożądanego efektu. Co prawda jedyną parą, której się to udało była Jade i Harry, ale Gdyfonka nie mogła pogodzić się z tym, że po raz kolejny jest gorsza od ‘nowej’.
-Już ci mówiłem, dzisiaj, u mnie , dwudziesta!- zakomenderował Blaise.
-O co ci znowu chodzi?- dziewczyna nie mogła już wytrzymać złości na Ślizgona, była pewna, że gdyby jej pomógł, również by im się udało.
-Dzisiaj, u mnie, w moim dormitorium około dwudziestej, dokończymy eliksir- odrzekł spokojnie jeszcze bardziej rozkładając się na krześle. W pierwszej chwili chciała go obrzucić tylko jadowitym spojrzenie, jednak po chwili zastanowienia, zdała sobie sprawę, że na niczym bardziej jej nie zależy, jak na tej głupiej ocenie z eliksirów.
-Jak nie dzisiaj to nigdy…- pomyślała i zgodziła się pewna obaw. Zadowolony Blasie wyszedł z Sali, zostawiając ją bez odpowiedzi. Wcale nie uśmiechało jej się spędzenie wieczoru z Blaisem, w dormitorium Ślizgonów, nie miała zamiaru wchodzić do paszczy lwa i naiwnie narażać się na rozszarpanie, jednak nie było innego wyjścia.
Powiadomiła o wszystkim Ginny na obiedzie i poprosiła, by ta sama udała się gdzieś z Dannem. Najbardziej żałowała, że nie będzie mogła iść na ten spacer, bo jeszcze nigdy spotkanie z tym chłopakiem, nie skończyło się źle, w przeciwieństwie do jakiegokolwiek kontaktu z Ślizgonami.  
Gdy dochodziła dwudziesta, Hermiona zostawiła wszystkie książki i wyszła z dormitorium, przeszła przez Pokój Wspólny prawie niezauważona i pomknęła w kierunku lochów. Sama nie wiedziała gdzie dokładnie ma się udać, do Blaise’a? No niby jak? Nie miała pojęcia, gdzie znajduje się jego dormitorium, nie znała też hasła, a nawet jakby miała o tym wszystkim pojęcie to nie zdecydowałaby się na pójście w pojedynkę do Pokoju Wspólnego, prawdziwego gniazda żmij. Na szczęście Blaise nie kazał jej na siebie czekać, wyszedł w jej stronę aż od schody przy Wielkiej Sali.
-O Hermiono, mam nadzieję, że z nikim się teraz nie umówiłaś, bo zapraszam cię na randkę, a mnie się nie odmawia? –Zabini jak zwykle nie mógł zachowywać się normalnie, zaczynał grać, gdy tylko pojawiła się ku temu okazja.
-Zabierzmy się do pracy, chcę to skończyć jak najszybciej. -Gryfonka starała się mówić stanowczo, by zademonstrować swoje poddenerowanie, dla wzmocnienia efektu skrzyżowała ręce i stała z wyzywającym wzrokiem, prowokując szybką odpowiedź. Jednak na niego to nie działało, mało kto i mało co mogło mu popsuć humor i odebrać chęć na głupie żarty.
-Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem! –podszedł do niej i ukłonił się nisko. Hermiona, mimo, że nadal zła na zachowanie Ślizgona na eliksirach, nie mogła dłużej stać obojętna. Uśmiechnęła się do niego serdecznie i razem ruszyli w kierunku lochów.
-Stój. Muszę powiedzieć ci coś naprawdę ważnego!- Blaise zatrzymał się nagle i stanął naprzeciw dziewczyny. Jego wyraz twarzy nie był już beztroski jak wcześniej, teraz w jego oczach można było dostrzec coś na pograniczu powagi, a może nawet przerażenia.
-Co się stało?
-Hermiono, muszę ci powiedzieć, że…. Wybrałem już imiona dla naszych dzieci. –Kiedy do Hermiony dotarł sens tych słów i zorientowała się, że to kolejny głupi żart Ślizgona, z całej swojej mocy pragnęła go zabić spojrzeniem. Uderzyła go pięścią w ramię wyszeptała coś w stylu ‘Ja naprawdę nie mam już na to siły…’, ominęła go i poszła przodem. Zabini nie czekał na nic więcej, podbiegł do drobnej Gryfonki wziął ją na ręce i zbiegł z nią schodami na sam dół. Znowu nie pomagały krzyki, wrzaski i szarpnięcia. Ten chłopak był niczym skała, nie do ruszenia. Puścił ją dopiero przed salą do eliksirów. Tam chciała mu dać porządną nauczkę, by zapamiętał na całe życie, że nie jest żadnym workiem ziemniaków, jednak kiedy tylko otworzyła usta, pojawił się profesor Sluthorn, zapraszając ich do środka.
-Tym razem ci się udało- wycedziła przez zęby i weszła do składziku, należącego wcześniej do Snape’a. Wszystko poszło sprawnie, profesor zgodził się na zabranie kilku potrzebnych składników i kociołka z eliksirem, Bliase zadbał o to, by nie było żadnych problemów, nazbyt uprzejmie podziękował nauczycielowi i już chwilę później szli w przeciwnym kierunku.
Gdyby nie to, że Hermiona Granger dumnie nosiła na piersi symbol odważnego lwa, na pewno przyznałaby, że właśnie w tym momencie, naszły ją intensywne obawy. Za wszelką cenę, nie chciała dać po sobie tego poznać i chyba podziałało, bo Blaise szedł u jej boku nieustannie nawijając, charakterystyczną dla niego dowcipną paplaniną. W końcu dotarli na miejsce. Wejściem była kamienne drzwi, do złudzenia przypominające zwykłą ścianę. Zabini wypowiedział hasło i przepuścił dziewczynę w drzwiach. Chociaż na twarzy spokojna, wewnątrz mnożyły się jej nieme pytania i wątpliwości, odetchnęła głośno i weszła do środka.
Pokój Wspólny Ślizgonów był dużo obszerniejszy niż skromna wieża Gryffindoru. Ściany w kolorach popielatej szarości przyozdobione były licznymi herbami ich domu. Szykowne fotele i liczne kanapy wykonane ze szmaragdowego materiału porozstawiane były w niemal każdym miejscu. Gdzieniegdzie stały regały i stoliki wykonane z solidnego, mahoniowego drewna. W centrum znajdował się stylowy kominek, wokół którego skupionych było najwięcej osób. Na podłodze leżał jeden ogromny i puszysty dywan, a całość dopełniały kunsztowne żyrandole wykonane ze srebra. Kiedy tylko znaleźli się w środku, wszyscy natychmiastowo spojrzeli w ich stronę. Hermiona odruchowo zatrzymała się na środku, skrępowana przez dziesiątki wlepionych w nią oczu. Miała ochotę jak najszybciej wybiec stamtąd i znaleźć się w swoim dormitorium, najlepiej razem z Ginny. Ktoś szarpnął ją za rękę, zmuszając ją do ruszenia się z miejsca. Blaise z uśmiechem szerszym niż zwykle, prowadził ją w stronę kamionkowych schodków.
-Idę do dormitorium z moją przyszłą dziewczyną, a więc pozwólcie nam na chwilę skupienia. Chętnym rozdamy autografy później. –powiedział odwracając się do tłumu gapiów i z dumą zaprowadził dziewczynę na górę, nim zdążyła zareagować na jego słowa.
Dormitorium Ślizgonów urządzone było w podobnym stylu co Pokój Wspólny. Jedynymi słowami, którymi można by było je określić to przepych, elegancja i tajemniczość. Tutaj też obecne były mahoniowe meble, regał z książkami, stolik, dwa fotele, mały kominek i dwa łóżka. DWA ŁÓŻKA? No tak, przecież oczywiste było, że Bliase nie mieszka sam, ale nawet się nad tym nie zastanawiała. Okropna myśl przemknęła jej przez głowę, obawiała się, że jego współlokatorem jest Malfoy. A tego już nie zniesie.
-Witaj w moich skromnych progach- Zabini puścił ją w końcu i rozładował wszystkie produkty na stolik.
-Raczej w moich skromnych progach, przypominam cię, że to ja jestem prefektem i to dzięki mojej dobrej woli tu mieszkasz- rozległ się głos dochodzący zza filara. Tak jak przypuszczała, Blaise dzielił pokój z Malfoy’em. Prychnęła na słowa ‘dobra wola’ i zaczęła przygotowywać się do pracy. Zamierzała sumiennie ignorować ‘TEGO ŚLIZGONA’, a pomyśleć, że mogłaby być teraz na przemiłym spacerze z przemiłym Dannem…
-Rozgość się. Draco zajmij się gościem. Hermiono zaraz wracam. –i zanim ktokolwiek zdążył cokolwiek powiedzieć, Blaise’a już nie było. Przez chwilę panowała grobowa cisza przerywana tylko pobrząkiwaniem fiolek ze składnikami. Draco nadal stał oparty o ścianę obserwując energiczne ruchy Gryfonki. Chyba po raz pierwszy widział ją bez grubej szaty, ale w zwykłych, obcisłych jeansach, i białym sweterku z pokaźnym dekoltem. To ubranie w ogóle nie pasowało mu do kujonki Granger, chociaż nie. To ubranie pasowało do nowej Granger, Granger, która podoba się chłopakom, Granger, która nie ma włosów jak po uderzeniu pioruna, Granger, która swój wolny czas spędza nie tylko w bibliotece, ale na dziedzińcu i błoniach. Tak. Obserwował ją od dłuższego czasu, choć sam nie wiedział dlaczego. Przykuwała wzrok, to jedyne wytłumaczenie, jednak on wolał tłumaczyć się tym, że po prostu ‘woli mieć szlamy na oku’. Zwrócił uwagę na to, że od jakiegoś czasu nie spotyka się z Weasley’em , coraz mniej czasu spędza również z Potterem, na ich miejsce znalazła sobie już nowego- Scotta. Tego irytującego Scotta, który myśli, że coś znaczy…
-Naprawdę nie wiem, jak Bliase z tobą wytrzymuje.- rzucił jakby od niechcenia. Hermiona zgromiła go pogardliwym spojrzeniem i z powrotem nachyliła się nad kociołkiem.
-Jesteś naprawdę nudna.- Malfoy nie dawał za wygraną. Nie mógł odmówić sobie przyjemności jaką niewątpliwie było irytowanie Granger.
-Naprawdę nie interesuje mnie twoja opinia, a więc sobie daruj- Gryfonka również uparcie go ignorowała i chociaż w walczyła z pokusą spojrzenia mu prosto w jego stalowe, zimne oczy i wykrzyczenie wszystkich obelg jakie zna, nie zrobiła tego.
-Przypominam ci, że nie jesteś u siebie, a więc się nie rządź!- kontynuował swoim sarkastycznym głosem.
-Przypominam ci, że nie jestem tu na twoje zaproszenie- nadal skutecznie unikała jego spojrzenia.
-I jeszcze jedno- tym razem nie wytrzymał, podszedł pewnym krokiem do Gryfonki i złapał ją za brutalnie za podbródek, zmuszając by na niego spojrzała- Patrz na mnie, gdy do ciebie mówię!
-Nie waż się mnie dotykać Malfoy- szarpnęła się, ale nadal trzymała głowę w górze.
-A co, boisz się?

piątek, 24 października 2014

Rozdział VIII - Zbyt wiele tajemnic...



 Wstawiam wam ten rozdział, chociaż nie jestem z niego zadowolona, ani trochę. Wena gdzieś się zapodziała, czasu mało dlatego i efekty są marne, ale będzie lepiej, obiecuję! Dziękuję za wszystkie komentarze i 5500 wyświetleń! 

Dedykacja dla kochanej Laxus, za każde słowo zawarte w jej komentarzach :*



Tak jak przypuszczała, piątkowy wieczór musiała spędzić w bibliotece. Siedziała przy jednym ze stolików zawalona grubymi książkami i kartkowała stronę po stronie, w poszukiwaniu chociażby najmniejszej wzmianki dotyczącej eliksiru. I chociaż jej wzrok pozornie wyrażał skupienie, to jej myśli były daleko od opustoszałej biblioteki. Cały czas wracała do momentu rozmowy z McGonagall, nie mogła uwierzyć, że po raz kolejny nie dowiedziała się co tak ważnego miała im do przekazania. Wiedziała, że sprawa była poważna, zatajona przed resztą szkoły, niebezpieczna, niecierpiąca zwłoki, jednak widocznie nie na tyle by przekładać ją nad rozmowę z nowym nauczycielem transmutacji. Mimo swojego uwielbienia do tego przedmiotu, Hermiona powoli traciła sympatię do nowego nauczyciela. W zasadzie nigdy jej specjalnie nie czuła, bo niby kiedy miał na nią zasłużyć. Jednak teraz przekroczył już szczyt wszystkiego, bezczelnie przerywając ważną rozmowę już po raz drugi. Nie rozumiała również zachowania dyrektorki. Początkowo twierdzi, że konieczne musi ich o czymś poinformować, później jednak dochodzi do wniosku, że to nic ważnego, a przynajmniej nie ważniejszego niż rozmowa  z 'uroczym profesorem'. Wystraszyło jego jedno spojrzenie, jeden uśmiech, jedno miłe słówko, naprawdę nie poznawała zawsze powściągliwej i poukładanej profesor McGonagall.
Wertowała stronę za stroną, nie skupiając się nawet na ich treści. Czytała pobieżnie tytuły aż do momentu kiedy coś szczególnie przykuło jej uwagę.
Abrozja- zwana inaczej szlachetnym eliksirem, który po skomplikowanym procesie ważenia (trwającym około trzech tygodni) w smaku, zapachu i wyglądzie przypomina wodę, dobrze uważony po wypiciu może wzbudzać miłość, sympatię, szacunek lub dawać szczęście, młodość, piękno i zdrowie. Nieprzygotowywany według ściśle określonych zasad, zmienia swoje właściwości, może powodować śmierć lub gorączkę krzepną. Rzadko spotykany ze względu na trudność w sporządzaniu. Prawidłowe przygotowanie eliksiru możliwe jest tylko w pierwszej kwadrze księżyca...
To musi być to! 'Może wzbudzać miłość, sympatię, szacunek' Tak to przecież idealnie pasuje do opisu profesora. ' Po skomplikowanym procesie ważenia, trwającym około trzech tygodni' tyle właśnie będą mieli czasu na sporządzenie eliksiru. I pierwsza kwadra księżyca, o której rozmawiali na lekcjach astronomii. To nie może być przypadek. Od początku nie wierzyła w przekonanie innych, że tajemniczym eliksirem jest po prostu Amortencja. To by było zbyt banalne, a zresztą ten eliksir był już sporządzany przez nich w szóstej klasie. Jeszcze raz przeczytała książkowy opis eliksiru, po czym wstała od stołu i podeszła wprost do pani Pince. Bez problemu wypożyczyła starą książkę o wdzięcznej nazwie 'Najznakomitsze eliksiry dziejów' i wyszła z biblioteki, niemalże całkowicie zapominając o nieudanej rozmowie z McGonagall. Pełna euforii i dumy, przemierzała korytarze zamku z nadzieją w sercu, że może uratuje choć trochę piątkowego popołudnia.
Niemalże wbiegła do Pokoju Wspólnego, położyła torbę przy stoliku i zaczęła wypisywać listę składników potrzebnych jej do eliksiru. Po skończeniu zaniosła ją do swojego dormitorium i wyszła nie oglądając się na nikogo. Choć sama nie wiedziała co zamierza robić, dała się ponieść własnym nogom. Szła przez zaludnione błonie szczelnie opatulając się szalikiem. Mimo pięknego słońca górującego nad niebem, wiatr nie dawał odczuć przyjemnego ciepła. Po drodze nie spotkała nikogo znajomego, nigdzie nie było widać Ginny, Harrego ani Rona. Jednak to nie ich towarzystwa teraz potrzebowała. Co prawda miała już serdecznie dosyć samotności i niezrozumienia zaszytego w jej przyjaciołach, ale czuła, że ich obecność jeszcze bardziej spotęgowałaby ten efekt. Mijała kolejne grupki osób, kolejne uśmiechnięte twarze, kolejne rozchichotane dziewczyny i kolejnych wesołych chłopców. Znów wróciła wspomnieniami dwa lata wstecz, kiedy w ten sam sposób spędzali każdy piątek razem z Harrym i Ronem. Czuła lekki smutek i żal, miała świadomość, że wszystko się zmienia, tylko ona jedna stoi w miejscu i nie może zrozumień nowego porządku świata.
-Młodej damie nie przystoi podróżowanie w pojedynkę- usłyszała głos przy swoim uchu i doskonale wiedziała do kogo on należy.
-A jeśli młoda dama świadomie wybiera samotność- odpowiedziała zagadkowo nie ruszając się z miejsca.
-Nalegam jednak na zmianę decyzji, chociażby dla bezpieczeństwa- głos przy jej uchu wciąż uparcie pozostawał przy swoim, na co Hermiona zareagowała lekkim rumieńcem. Jego bliskość i zagadkowość była bardzo intrygująca, ale powodowała również silne zawstydzenie. Dann był cudownym chłopakiem. Jego poczucie humoru i otwartość, czyniły z niego dobrego przyjaciela, ale to właśnie jego zachowanie owiane nutką tajemnicy pociągało najbardziej wszystkie jego fanki.
Odwróciła się powoli by w końcu zobaczyć jego przystojną twarz i ciepło bijące ze szczerego uśmiechu. Stał kilka kroków za nią z wyciągniętą dłonią w jej kierunku. Wyglądał tak uroczo, że niejednej ugięły by się kolana na jego widok. Gryfonka natychmiast odwzajemniła uśmiech i podała mu swoją dłoń, wyrażając w ten sposób zgodę na jego towarzystwo. Dann prowadził ją w stronę zakazanego lasu, cały czas rozmawiając. Lubiła jego towarzystwo, był świetnym kompanem do rozmowy na każdy temat, o ile potrafiła wydusić z siebie jakieś słowo. Docierając na skraj lasu rozkazał jej zamknąć oczy i nie odzywać się. Powtórnie wziął ją za dłoń powoli prowadząc dalej. Poszli jeszcze kilka kroków i dopiero wtedy mogła zobaczyć to co chciał jej pokazać. Niedaleko za chatką Hagrida stała para srebrnobiałych jednorożców. Hermiona widziała je już po raz drugi w swoim życiu, jednak i tym razem wywołało to u niej niemałe emocje. Były to najpiękniejsze zwierzęta jakie istnieją. Delikatnie stąpały po ziemi i skubały trawę. Ich widok oczarował ją do tego stopnia, że była w stanie wyszeptać tylko:
-Jesteś cudowny. Dziękuję… -Dann jednak przyłożył palec do ust i ociągnął Hermionę za sobą. Odezwał się dopiero, kiedy oddalili się od lasu na wystarczającą odległość.
-Nie możemy tam zostać. Hagrid by nas zabił. – i uśmiechnął się w taki sposób, jak gdyby oglądanie jednorożców było na porządku dziennym.
-Ale… ale jak? Skąd ty? Dann… powiedz! –wciąż nie mogła wydusić z siebie słowa.
-Hagrid przygotowuje jedną ze swoich lekcji u czwartoroczniaków. Ale to tajemnica. –wyjaśnił w niezwykle naturalny sposób. Dziewczyna jednak nadal nie mogła uwierzyć w to co zobaczyła. W przypływie euforii rzuciła się Krukonowi na szyję, bo tylko w ten sposób mogła mu podziękować. Już po chwili jednak zorientowała się, że popełniła błąd, bo obserwowała ich dość spora liczba osób. Speszona rozluźniła uścisk i spuściła wzrok przyglądając się swoim stopom. Dann delikatnie złapał ją za podbródek, zmuszając ją, by na niego popatrzyła. Ona zdenerwowana dwuznacznością całej sytuacji, on spokojny jak zawsze, zdawał się nie przejmować tłumem gapiów.
-Czyżby panienka się zawstydziła? –wyszeptał, a jego usta ułożyły się w delikatny uśmiech.
-Panienka po prostu nie jest przyzwyczajona do sławy- również się uśmiechnęła, a już po chwili oboje wybuchli gromkim śmiechem. Spacerowali tak jeszcze przez dłuższy czas, rozmawiając o szkole, przeszłości, przyszłości, przyjaciołach, życiu, jednym słowem o wszystkim. Pożegnali się przed Wielką Salą tuż przed kolacją, po czym każde z nich poszło w swoją stronę z tym samym uśmiechem satysfakcji na twarzy.
Po posiłku udało jej się porozmawiać z Harrym. Dowiedziała się, że on i Jade nie mają jeszcze pomysłu na eliksir, jednak umówili się dzisiaj w bibliotece, by omówić szczegóły. Bardzo chciała zapytać o Ginny, jednak on pierwszy zaczął ten temat.
-Wiesz, bardzo chciałbym, abyśmy poszli jutro do Hogsmeade razem, ale obawiam się, że Ginny również będzie chciała cię mieć dla siebie. Dlatego wybiorę się tam razem z Ronem. Hermiono przepraszam, że cię o to proszę, ale czy mogłabyś się jej spytać, jak jej idzie współpraca z Malfoy’em. Jesteś jedyną osobą jaką mogę o to prosić, a bardzo mi na tym zależy.
-Jasne!- odpowiedziała i już za chwilę została sama, bo Harry jak torpeda wybiegł z Pokoju Wólnego. Gryfonka tylko zaśmiała się od nosem i udała się do dormitorium. Na szczęście zastała w środku Płomiennowłosą i nie czkając na odpowiedni moment przeszła do ataku.
-Ginn jak tam twoja współpraca z Malfoy’em?- zapytała bez ogródek.  Weasley’ówna lekko zdezorientowana popatrzyła na Hermionę z podejrzliwością.
-W sumie to nie najgorzej.
-Macie już jakiś pomysł? –nie dawała za wygraną.
-Zdecydowaliśmy się na Felix Felicis. A co?- Ruda wyraźnie wyczuła, że Hermiona nie pytała tylko i wyłącznie z ciekawości.
-Nic , tak pytam.
-A ty i Blaise? –uśmiechnęła się, jednak w jej oczach nie było zbyt wiele radości.
-Ginny przecież widzę, że coś jest na rzeczy. Co się dzieje? Powiedz mi! Przecież wiesz, że mi możesz zaufać. –Hermiona nie zamierzała bawić się w kotka i myszkę. Chciała pomóc przyjaciółce, chociażby siłą.
-Ja już tak nie mogę!- wykrzyczała Ginny, a z jej oczu zaczęły płynął łzy. –To mnie wykańcza, nie mogę udawać, że wszystko jest w porządku. Nie jestem już z Harrym!- w końcu przyznała się do czegoś, o czym Hemriona wiedziała od dawna.- A tak bardzo za nim tęsknię… Dlaczego tak musi być? Dlaczego? Nie mam już siły się uśmiechać, żyć, oddychać.
-Ciii… -wyszeptała Hermiona przytulając dziewczynę do piersi. –Wszyto będzie dobrze, on też Cię kocha. –ostatnie słowa wywołały jeszcze większy szloch.
-To jest właśnie w tym wszystkim najgorsze!- Ruda krzyczała dławiąc się własnymi łzami. Hermiona nie bardzo wiedziała o co w tym wszystkim chodzi, ale przytulała Ginny z największą starannością. Gładziła jej piękne, długie włosy i wycierała strumienie płynących łez. Nie rozumiała co takiego stoi im na przeszkodzie. Wyraźnie było widać, że nadal się kochają, jednak z jakiegoś powodu nie mogą być razem. Miała teraz straszny mętlik w głowie, czuła, że nie wie o wszystkim, przez to nie umie im pomóc. Nie chcą lub nie mogą jej o czymś powiedzieć, a to wszystko bardzo komplikuje sprawę.

Następnego dnia nadszedł czas pierwszej wycieczki do Hogsmeade. Hermiona wstała wcześniej, by jak najlepiej przygotować się do wycieczki. Niedługo po niej obudziła się również Ginny, w nieco lepszym stanie niż poprzedniego wieczoru, jednak z wyraźnie podkrążonymi oczami i nieobecnym wzrokiem.
-Ginn musisz się w coś ubrać, zaraz śniadanie, a potem ruszamy do wioski, nie pamiętasz? –Hermiona starała się zająć czymkolwiek myśli przyjaciółki i mimo swojej pokusy nie zapytała o Harrego. –Wolisz ten granatowy sweter czy raczej ten w odcieniu zgniłej zieleni? –dodała wygrzebując ubrania z kufra dziewczyny.
-Obojętne mi to- odpowiedziała beznamiętnie Ginny.
-Rusz się, bo Parvati zajmie łazienkę przed tobą! –Hermiona próbowała się uśmiechnąć, jednak nie bardzo jej to wychodziło.
-To nic, idę w tym, nie mam zamiaru się przebierać.
-Ginny to jest piżama!- nie czekając na reakcję przyjaciółki pociągnęła ją za rękę i wepchnęła do łazienki razem ze stertą ubrań i kosmetyków. Już kilka chwil później pojawiła się ubrana w granatowy sweterek i ukrytymi cieniami pod oczami. Obie przyjaciółki opuściły dormitorium i udały się na śniadanie. Po drodze spotkały przelotne spojrzenie Harrego, który natychmiast ruszył inną drogą. Jego wygląd i pusty wzrok świadczył o tym, że on również znajdował się w stanie takim jak Weasley’ówna.
Tak jak myślała Hermiona, Ginny nie zjadła nic na śniadaniu, dlatego szybko wróciły do swojego dormitorium. Zabrała wszystkie potrzebne rzeczy i niemal siłą ubrała przyjaciółkę w jesienną kurtkę. Sama włożyła czerwony płaszczyk, zapinany na wielkie, czarne guziki, czarny beret i ciepły szalik. Choć było jeszcze wcześnie na dziedzińcu przed szkołą stała już spora gromada uczniów. Wszyscy z niecierpliwością oczekiwali pojawienia się Filcha i profesor McGonagall. Po ich przybyciu i sprawnym odczytaniu listy, wszyscy z wyjątkiem dwójki drugoroczniaków, którzy również chcieli dostać się do wioski, ruszyli w drogę. Pogoda dopisywała prawie na równi z humorami wszystkich uczniów. Wyjątek stanowiła tylko Ginny, dalej nieobecna duchem, z wściekłą miną gromiąc wszystkie rozchichotane dzieciaki, które pojawiły się na jej drodze. Harry również nie wyglądał najlepiej, gdyby nie to, że to Harry, pewnie stanąłby na środku drogi i rozpłakałby się jak dziecko. Rzadko bywał w takim stanie. Ron z kolei jak zwykle naburmuszony na połowę świata za nic, szedł obok niego nie odzywając się ani słowem. Przez to wszystko i Hermiona straciła humor, chociaż usilnie starała się podnieść na duchu Weasley’ównę, sama robiła tylko dobrą minę do złej gry. Wiedziała, że jest bezsilna dopóki nie dowie się co właściwie dzieje się między nią a Harrym.
Kiedy dotarli do Hogsmeade każdy ruszył w swoją stronę. Gryfonki udały się do Miodowego królestwa, z zamiarem osłodzenia sobie życia, chociaż odrobinką łakoci. Ale nawet to nie pomogło, bo w czasie, gdy robiły zakupy, pod oknem sklepu przeszedł Harry razem z Jade, na co Ginny zareagowała wybuchem płaczu. Hermionie nie pozostało nic innego jak pocieszanie jej, szybko zrezygnowały z dalszych zakupów i udały się do kawiarni pani Puddifoot. Przytulne pomieszczenie i ciepła herbata zdawały się być najlepszym ukojeniem na zszargane nerwy i serce. Już chwilę później Ruda zdawała się uspokoić, a jej brązowooka przyjaciółka postanowiła to wykorzystać.
-Ginny jak mogę ci pomóc? –zapytała delikatnie
-Nie możesz, rozumiesz? Nikt nie może mi pomóc! Nikt nie może nam pomóc! Nikt! Od przeznaczenia nie da się uciec! –wyszeptała na jednym wydechu, a w jej oczach znów pojawiły się łzy. Mimo iż Hermiona nic z tego nie zrozumiała, nie chciała więcej naciskać. Przysunęła się do przyjaciółki i objęła ją ramieniem, wyrażając w ten sposób oparcie i oddanie.
Obie Gryfonki siedziały w kawiarni z ponurymi minami i jeszcze gorszymi uczuciami, gdy do środka wszedł Dann, automatycznie wywołując uśmiech na twarzy starszej z nich. Podszedł do nich, gdy tylko je zauważył.
-Czy można paniom zająć chwilkę? –jak zwykle szczery uśmiech gościł na jego przystojnej twarzy. Ubrany był w granatowy, szykowny płaszcz ze złotymi guzikami, dodający mu uroku, a jego włosy sterczące w każdą stronę, świadczyły o pogodzie na zewnątrz.
-Nie wiem czy powinnyśmy ufać nieznajomym- kokietowała teatralnie się przy tym uśmiechając.- jasne, siadaj!
-Ależ tak gdzie moje maniery. –odpowiedział i ujął dłoń zdezorientowanej Ginny- Jestem Dann Scott. –Dziewczyna w pierwszej chwili nie bardzo wiedziała o co chodzi, jednak już chwilę później również się przedstawiła, pozwalając nawet sobie na malutki cień uśmiechu. Krukon usiadł obok nich i zaczął jak zwykle czarować je swoim urokiem i poczuciem humoru. Hermiona dziękowała w duchu Merlinowi, za to, że im go zesłał, bo tylko on był w stanie poprawić humor jej i Ginny. Ta druga zdawała się wyraźnie ożywić, otwarcie rozmawiała z Dann’em i co jakiś czas wybuchała śmiechem. Scott pod tym względem był mistrzem, nie sposób było się oprzeć jego żartom, czy mistrzowskiej grze aktorskiej. Tego właśnie było im potrzeba. Rozmowa trwała w najlepsze, o wcześniejszym smutku przypominały tylko smutne oczy Ginny, które nie współgrały z uśmiechem na twarzy. Wszyscy pili już chyba trzecią imbirową herbatkę, gdy do kawiarni wszedł, a raczej wparował Ron. Rozejrzał się dookoła i gdy tylko ujrzał grupę roześmianych przyjaciół, opuścił pomieszczenie, trzaskając za sobą drzwiami. Właśnie w tym momencie Hermiona przypomniała sobie o spotkaniu, na które obiecała się stawić. Nie do końca wybaczyła mu jego słowa, miała jednak dość tej niemej wojny prowadzonej między sobą, dlatego postanowiła, że z nim porozmawia, wysłucha, pogodzi się. Energicznie wstała od stołu narzucając na siebie czerwony płaszczyk i wyjmując z torebki dwa banknoty.
-Przepraszam, muszę lecieć. Poradzicie sobie, prawda?- nie czekając na odpowiedź wybiegła z kawiarni. Wiedziała, że zostawia Ginny w dobrych rękach, ufała Dann’owi. Na dworze tak jak przypuszczała było dosyć wietrznie, włosy latające w każdą stronę, nie ułatwiały jej zadania. Rona dostrzegła spory kawałek dalej, na drodze wiodącej do Hogwartu. Szedł szybkim tempem, nie oglądając się za siebie, nie reagując na jej wołanie. Podbiegła do niego, ledwo go doganiając i złapała za ramię, zmuszając go do odwrócenia się w jej stronę. Miał twarz jeszcze bardziej czerwoną niż zawsze, a jej wyraz wskazywał na skrajne zdenerwowanie.
-Czego chcesz?- wykrzyczał i szarpnął ręką, by uwolnić się od jej uścisku.
-Porozmawiać- odpowiedziała siląc się na spokój
-Nie mamy o czym!- nadal krzyczał, a jego twarz robiła się coraz bardziej purpurowa.
-A właśnie, że mamy i zdaje się, że to ty chciałeś mi coś powiedzieć, a nie na odwrót. –kontynuowała ledwo powstrzymując się przed wybuchnięciem.
-Czy ty niczego nie rozumiesz? Przekreśliłaś wszystko co dla ciebie zrobiłem. Wiesz co, jeszcze dziś chciałam cię przeprosić i pogodzić się z tobą, chciałem, żeby było tak jak dawniej. Myślałem, że jesteśmy dla siebie stworzeni. Ale nie! –wziął głęboki oddech i krzyczał dalej, a oczy Hermiony zaczęły się szklić- Ty już znalazłaś sobie pocieszyciela! Tak, wiem o czym mówię, nawet nie chciałaś słuchać moich przeprosin! Co dobry jest w łóżku? Na co poleciałaś? Na wygląd? Na popularność? Na kasę? No oczywiście, że na pieniądze, bo co może ci zapewnić ‘biedny Weasley’? Masz rację, NIC!
–O czym ty mówisz? –teraz nie kryła już łez, które leciały stróżkami po jej policzkach, ale jego to nie ruszało, zamierzał jej powiedzieć wszystko co o niej myśli.
-Wiesz co wcale nie żałuję tego co powiedziałem, nie jesteś w stanie równać się z Jade, nawet Pansy jest od ciebie lepsza, jesteś bezwartościowa. Żałuję tylko, że dopiero teraz się o tym przekonałem, żałuję każdej chwili spędzonej z tobą, żałuję, że cię poznałem! –ostatnie zdanie zaakcentował jeszcze mocniej. Hermiona nie czekała na więcej, odwróciła się na pięcie i pobiegła w przeciwnym kierunku, a gorzkie łzy zalewały jej piękną twarz. Nie odwracała się za siebie, zdołała tylko usłyszeń za sobą rozpaczliwe wołanie Rona, co wywołało u niej kolejny napad płaczu, tak podobny do tego, który przeżywała niedawno Ginny. Sama nie wiedziała dokąd zmierza. Po prostu szła przed siebie, nie mogąc się opanować. Nie chciała wracać do kawiarni, nie chciała by ktokolwiek widział ją w takim stanie. Skręciła w jedną z uliczek by móc wypłakać się na osobności. Usiadła na zimnej ziemi, opierając się plecami o murowaną ścianę jakiegoś budynku i pozwoliła sobie na głośny ryk rozpaczy. Nie mogła się opanować. W jej głowie mnożyły się pytania, na które nie mogła znaleźć odpowiedzi. W jednej chwili cały jej świat legł w gruzach. Wszystko przestało się liczyć, wszystko przestało istnieć. Planowała tam zostać do końca życia. W spokoju i w samotności.
Siedziała tam nie czując zimna i wiatru, w zupełnej ciszy przerywanej tylko i wyłącznie przez jej ciche pochlipywania, gdy coś zaszeleściło nieopodal niej. Rozejrzała się niepewnie, jednak nie zobaczyła nic podejrzanego. Szelest się powtórzył, a Hermiona błyskawicznie otarła łzy. Usłyszała wyraźny skowyt, który automatycznie postawił ją na nogi. Nie zdążyła jednak nawet wyjąć różdżki, gdy tuż przed jej stopami pojawił się ogromny, czarny pies z czerwonymi ślepiami. Odsunęła się kilka kroków i sięgnęła do kieszeni, by wyciągnąć zbawienny przedmiot. Okazało się, że to był błąd, gdyż już po chwili zwierzę skoczyło na nią z groźnie wystawionymi kłami i gdyby nie to, że ktoś dokładnie w tym samym momencie rzucił w niego Drętwotą, to na miejscu dzikiego psa leżałaby teraz dziewczyna.  Oszołomiona Gryfonka ruszyła w kierunku swojego wybawcy, pozostawiając zwierzę nieprzytomne na brukowanej uliczce.
-Ahh jakbym wiedział, że to ty, to nie pokusiłbym się o tak wspaniałomyślny uczynek.- Malfoy stał z założonymi rękami opierając się o jeden z budynków. W ustach trzymał papierosa, a jednej z rąk nadal tkwiła różdżka.
-Dziękuję….- wyszeptała i chciała odejść, omijając go bez słowa. Naprawdę nie miała siły się z nim kłócić. Nie dzisiaj.
-Zaraz, zaraz, może mi powiesz dlaczego siedzisz tutaj sama. Przyjaciele w końcu przejrzeli na oczy i zostawili cię samą? –sam nie wiedział dlaczego, ale nie mógł pozwolić jej odejść.
-Malfoy nie dzisiaj!- wyminęła go i szła przed siebie, znowu dając się ponieść własnym nogom. Ślizgon wyrzucił papierosa, schował różdżkę i odwrócił się jeszcze raz na miejsce, gdzie leżał pies, jednak nie było po nim nawet śladu.
-Dziwne-  pomyślał i ruszył za Gryfonką.
-Czego chcesz? Mówiłam ci, że nie dzisiaj. Odpuść sobie chociaż raz. –po tych słowach naprawdę zauważył, że coś jest nie tak. Zazwyczaj Granger nie poddawała się bez walki, najwidoczniej musiało się coś stać. I chociaż nie chciał, postanowił, że nie zostawi jej samej w takim stanie. Hermiona nie była zadowolona, nie chciała niczyjego towarzystwa, a już szczególnie jego, najgorszego ze wszystkich Ślizgonów i jej największego wroga. Zauważając, że on ciągle za nią idzie odwróciła się i zamierzała na niego nakrzyczeć, jednak kiedy tylko spojrzała w stalowe oczy, nie potrafiła, zobaczyła w nich coś czego absolutnie się nie spodziewała. To była troska.
-A może on naprawdę jest człowiekiem? –pomyślała w duchu.
-Płakałaś? –zapytał z miną wyrażającą po części prawdziwe zainteresowanie, ale również i dobrze znaną mu pogardę.
-Nie twój interes!- popatrzyła się na jego wyzywającą, tak aby dać mu do zrozumienia, żeby odszedł. W tym samym momencie słychać były głośne krzyki Blaise’a, który szedł w towarzystwie Ginny Weasley.
-Wreszcie was znaleźliśmy. Draco mam tu twoją zgubę- w tym momencie wskazał na rudowłosą dziewczynę, której uśmiech powoli znikał z twarzy.
-Świetnie kupmy to co mamy kupić i ruszajmy do baru na porządną porcję piwa kremowego. –Draco również zmienił lekko wyraz twarzy, jak gdyby ktoś zmuszał go do wykonywania czegoś na siłę. Hermiona znowu zaczęła się gubić. Przecież jeszcze tydzień temu wszyscy z wyjątkiem jej radowali się na wzmiankę o Malfoy’u, Blaise’ie, czy jakimkolwiek Ślizgonie. Tak się przecież polubili, że ich znajomość śmiało można by było podciągnąć pod miano ‘przyjaźni’. Dzisiaj jednak na wspólne spotkanie szli z minami skazańców.
-Ruszajmy już po te cholerne składniki- odburknęła Ginny, przypominając w ten sposób Hermionie o swojej liście zakupów. Zupełnie zapomniała o eliksirze i niemal nie wróciła do Hogwartu bez ingredientów. Posłała przyjaciółce uśmiech, powiedziała krótkie ‘do zobaczenia’ i zamierzała samotnie udać się do najbliższego sklepu ze składnikami.
-A ty gdzie? –krzyknął za nią Blaise, ale zignorowała go i nie zważając na wołania szła dalej. Ślizgon nie dawał jednak za wygraną Podbiegł do niej, podniósł i zarzucił sobie na ramię, jak gdyby była lekka jak piórko. Na nic zdawały się jej krzyki i uderzenia pięściami. Chłopak trzymał ją w silnych ramionach i niósł w stronę zielonego szyldu sklepu ‘Eliksiry i ich składniki’. Przechodnie przyglądali się tej scenie z niemałym rozbawieniem. Zabini zdawał się tego nie zauważać, szedł dumnym krokiem przed siebie, coraz sobie podśpiewując. Kiedy byli już przed drzwiami w końcu ją puścił, a ona nie pozostawała mu dłużna. Wymachiwała rękami, krzyczała i odgrażała się, co takiego mu zrobi, gdy wrócą do zamku. Ślizgon zaśmiał się tylko pod nosem rozbawiony wyglądem dziewczyny. Była jeszcze słodsza, gdy się złościła, nie dało się tego nie zauważyć.
-Myślałaś, że pozwolę ci męczyć się z tym wszystkim samej? Wejdźmy tam i kupmy to co trzeba, a po wszystkim spotykamy się na piwie kremowym razem z Malfoy’ami.
-Razem z kim? –nie usłyszała odpowiedzi, gdyż Blaise wepchnął ją do środka.