Przepraszam, że nie dawałam znaku życia, ale mam remont w domu i naprawdę nie mam jak pisać i dodawać. Staram się też czytać na bieżąco wasze blogi, ale czasami szkoła mnie wykańcza. Dlatego przypominajcie mi o sobie i swoich blogach.
Opierała się jeszcze kilka chwil, ale nie sposób
było przekonać Malfoy’a, że miała inne, ważniejsze sprawy. Zgodziła się więc
trochę z bezsilności, ale także kierując się odrobiną ciekawości, gdzie
zabierze ją ten Ślizgon. Szła korytarzami Hogwartu rozmyślając o całej tej
chorej sytuacji. Schodzili stopniowo w dół, Hermiona domyślała się, gdzie
znajduje się to tajemnicze miejsce.
-Lochy? Myślisz, że jak mnie zaatakujesz i zamkniesz
gdzieś w lochach, to nikt się o tym nie dowie?- jej ton nie przypominał nawet
odrobinę żartobliwego
-Granger przecież wiesz, że nawet za dożywotni zapas
Ognistej bym cię nie dotknął. Siedź cicho, wystarczająco, że zostałem zmuszony
do znoszenia twojego towarzystwa. Nie utrudniaj mi tego, okej?- powiedział
opanowanym tonem, nie odwracając nawet głowy w jej stronę
-A tak właściwie jak mnie znalazłeś? –przez jej
głowę przemknęła nietypowa myśl.
-Już ci mówiłem Granger- zatrzymał się na chwilę i
popatrzył jej w oczy- wszystkie dziewczyny są dokładnie tam, gdzie ja chcę żeby
były- uśmiechnął się drwiąco i wypowiedział cicho hasło. Nim Gryfonka zdołała
się otrząsnąć i wymazać z pamięci ruch jego ust, głos jego słów, widok jego
uśmiechu, znajdowała się już po drugiej stronie kamiennej ściany. Dopiero po
chwili dotarło do niej, że znowu wkracza do legowiska żmij, przypomniała sobie
swoją obietnicę, że nigdy więcej nie pojawi się w Pokoju Wspólnym Slytherinu.
Teraz było już za późno. Powoli ruszyła przez środek pomieszczenia coraz
napotykając się z czyimś zaciekawionym spojrzeniem. Czuła się jak kawałek
jedzenia, otoczony przez stado wygłodniałych zwierząt. Przed oczami zamigała
jej blond włosa czupryna, ruszyła szybkim krokiem w jej kierunku, chcąc jak
najszybciej pozbyć się tego niekomfortowego uczucia. Malfoy stał przed dużymi
dębowymi drzwiami, prowadzącymi do pomieszczenia, w którym już kiedyś była.
-Bliase…-
pomyślała i weszła do środka. Wnętrze jednak nie przypominało dawnego
dormitorium Ślizgonów. Ogromne łóżka porozstawiane były w kątach pokoju, ich
miejsce zajęły dwie zielone kanapy i wysoki drewniany stolik zastawiony w
całości jedzeniem, kieliszkami i butelkami ze złocistym płynem. Na jednej z sof
siedział rozłożony na całej szerokości Bliase Zabini razem ze swoim
nieodłącznym uśmiechem na twarzy.
-Masz szczęście, że wszyscy są w Wielkiej Sali na
obiedzie, inaczej nigdy bym tego nie zrobił.- z zamyślenia wyrwał ją stanowczy
głos Malfoy’a.
-Oj Draco chyba nie było tak źle? Wiesz, że musiałem
się przygotować!- Blaise jeszcze bardziej się uśmiechnął.
-To naprawdę przestaje być śmieszne. –Draco pochylił
się nad stołem, odkręcił korek od jednej z butelek i nalał sobie złocistego
płynu do dużej szklanki. Do Hermiony dopiero po chwili dotarło, że rozmawiają o
niej.
-Może ktoś mi łaskawie powiedzieć, o co w tym
wszystkim chodzi?- krzyknęła oburzona i obdarzała surowym wzrokiem
naprzemiennie obu Śizgonów. Draco
przewrócił tylko oczami i usiadł wygodnie na kanapie, całkowicie ignorując jej
słowa.
-Usiądź kochanie, usiądź!- Zabini poderwał się z
miejsca i podszedł do Gryfonki.
-Nie tym razem! Po co mnie tu zaciągnąłeś? –jej głos
nadal był podniesiony, nie zamierzała się uspokajać, ani tym bardziej siadać.
Miała już serdecznie dość tego Ślizgona i jego niedojrzałego zachowania.
Naprawdę go polubiła podczas wspólnej pracy na eliksirach, ale tym razem
przesadził. Hermiona naprawdę nie miała nastroju na żarty.
-Wszystko ci wyjaśnię, ale najpierw musisz coś
wiedzieć.
-Słucham?- założyła ręce i nadal patrzyła na niego
spode łba.
-Zanim powiesz tak, musisz to wiedzieć. Bo ja…
próbuje z tym walczyć, ale strasznie
chrapię w nocy…- chłopak przybrał typową dla siebie maskę udawanego przejęcia i
smutku. Usta Hermiony nieznacznie drgnęły, ale nie dała się tak łatwo nabrać.
Nie tym razem.
-Blaise co ci przyszło do głowy? Jesteś nienormalny!
Wychodzę!- czuła, że piekło dopiero się rozpęta.
-Zaczekaj kochanie! –złapał ją za rękę
uniemożliwiając wyjście
-Puszczaj!- krzyknęła i zaczęła się wyrywać. Zabini
rzucił się jej do stóp łapiąc za kostki.
-Nie odchodź błagam! Daj mi jeszcze jedną szansę!-
Bliase nadal utrzymywał poważny ton, gdyby obserwował ich ktoś, kto go nie zna,
na pewno stwierdziłby, że Ślizgon zaraz
się rozpłacze. Hermiona nie dawała za wygraną, choć momentami miała ochotę
wybuchnąć szczerym śmiechem, nie zrobiła tego. Znowu otwierała usta, by wykrzyknąć
coś co dotrze do tego upartego chłopaka, kiedy usłyszała czyjś śmiech. Oboje
odwrócili głowy w kierunku kominka i ujrzeli Dracona Malfoy’a siedzącego z
wyraźnie rozbawioną miną na brzegu kanapy.
-Wiesz co Zabini, ktoś cię teraz zobaczył, to byłbyś
numerem jeden szkolnych plotek, prze jakieś najbliższe 10 lat. –Draco
wypowiedział to, o czym Hermiona pomyślała. Dopiero teraz zdała sobie sprawę,
że po raz pierwszy usłyszała jego śmiech. Było w tym coś niesamowitego, ale nie
do końca wiedziała, czy pasuje mu to do wizerunku.
-Spokojnie, nasze życie prywatne zostawiamy tylko
dla siebie!- Zabini wreszcie podniósł się z podłogi i stanął tuż za dziewczyną
pilnując, by nie wyszła za wcześnie.
-Zabini naprawdę mam cię dosyć!- powiedziała
odrobinę łagodniej.
-Ale posłuchaj mnie teraz kwiatuszku- mówiąc to
pogładził ją po policzku- jesteśmy tutaj, bo musimy świętować! Nie bez powodu
urządziłem moje skromne progi tak odświętnie. Proponuję wznieść toast za naszą
współpracę za eliksirach, za naszą wygraną i za rodzącą się dzięki temu miłość!
-Blaise!- syknęła
-Oj dobrze, już dobrze! Draco nalej dla wszystkich!-
powiedział uśmiechając się zalotnie w kierunku kanapy.
-Mnie w to nie mieszaj! Myślałem, że miałem
przyprowadzić ją właśnie po to, by robiła nam drinki!- Draco popatrzył na nią
pokpiwająco. Cała aż się zagotowała od środka, jednak nie zdążyła nic mu
odpowiedzieć, dzięki szybkiej interwencji Blaise’a, który kontynuował.
-Czas opić te ciężkie tygodnie pracy!
-Ciężkie, szczególnie dla ciebie- wyszeptała Hermiona,
nadal naburmuszona- zresztą nie mamy czego świętować. Nie wygraliśmy. Najlepsza
była Jade- ostatnie słowo mocno zaakcentowała, wyrażając w ten sposób żal jaki
czuła.
-Mylisz się moja droga! Otóż po rozmowie ze
Sluthornem doszliśmy do wspólnych wniosków, że nie powinno się wyłaniać jednego
zwycięzcy. Co więcej Szanowny Pan Profesor zaproponował, abyśmy również zostali
zwolnieni z pisania egzaminów półrocznych, dostajemy też dodatkowe punkty dla
naszych domów.- wyrecytował niemalże na jednym tchu. Hermiona w przypływie
euforii rzuciła się chłopakowi na szyję, ściskając go z całych sił.
-Ohh Blaise!- zdołała tylko wyszeptać mu do ucha.
-Mogłem tak od razu- odpowiedział jej cichutko.
-Nie mam zamiaru na to dłużej patrzeć.- usłyszała
wszy głos Malfoy’a automatycznie odkleiła się od Zabiniego. Poczuła znajomy
zapach frezji, drażniący jej nozdrza.
-Oj nie każ nam czekać do ślubu!- krzyknął za nim
Bliase i najwidoczniej podziałało, bo wrócił na swoje miejsce i powtórnie zajął
się zawartością swojej szklanki. Chwilę później dołączyli do niego Ślizgon z
Gryfonką. O dziwo spędzili w swoim towarzystwie trzy długie godziny, nie
zabijając, nie zagryzając, ani nie pożerając się nawzajem. Chociaż nie można tu
było mówić o przyjacielskim spotkaniu, jednak to i tak był duży sukces. Nigdy
wcześniej żadne z nich nie przypuszczało, że wytrzymają ze sobą w jednym
pomieszczeniu tak długo. A co dopiero śmiejąc się i żartując od czasu do czasu.
Oczywiście niezastąpiony był tam Blaise, dzięki niemu Hermiona nie patrzyła co
chwilę na zegarek, a Draco powstrzymywał się od wygłoszenia szczerej opinii na
temat Granger. Nie obyło się bez małych zgrzytów, sarkastycznego tonu i
nieuprzejmego wzroku. Jednak wraz z upływem czasu i stopniowym znikaniem
zawartości butelek, rozmowa toczyła się coraz lepiej.
-Już tak późno? Muszę już iść!- Hermiona dopiero
teraz spostrzegła, że zegarek wskazuje już piętnaście po dwudziestej.
Przypomniała sobie o szlabanie i od razu ciarki przeszły ją po plecach, nie
miała ochoty widzieć profesora Granger’a.
-Zohgstam!- głośny bełkot wydobywał się z ust
Bliase’a. To on z całej trójki wypił najwięcej. Hermiona ograniczyła się do
dwóch szklaneczek, bała się przesadzić, ponieważ Ognistą Whiskey piła tylko raz
w życiu. Malfoy natomiast pił sporo, ale nie było po nim tego widać,
najwidoczniej miał najlepszą głowę z nich wszystkich. To Malfoy, on wszystko
musi mieć najlepsze.
-Naprawdę muszę już iść, mam szlaban u Granager’a.
–odpowiedziała szczerze, podnosząc się ociężale z miejsca.
-Nhie! Drago sie odprowaci- Zabini nadal trajkotał
plączącym się językiem- Drago? Opiecaj!
-Bliase, myślę, że lepiej będzie jak zajmie się
tobą, a nie mną- popatrzyła na niego serdecznie, mimo wszystkiego co dzisiaj
się stało była mu wdzięczna, za wszystko.
-Drago! Opiecaj!- powtórzył jeszcze raz, próbując
wstać z miejsca. Wyglądało to naprawdę komicznie, Hermiona walczyła z pokusą
parshnięcia śmiechem. Ślizgon próbował wstać, jednak nie mógł złapać równowagi
i przewrócił się z powrotem na kanapę, chwilę później słychać było już tylko
ciche chrapanie.
-Nie kłamał.- skomentowała to Hermiona z małym
uśmiechem na twarzy- Ja już pójdę
-Nie- zaprotestował Malfoy- odprowadzę cię!-
Gryfonka nawet nie próbowała protestować, zabrała swoją torbę rzuconą w kąt
pokoju i ruszyła w kierunku drzwi. W Pokoju Wspólnym powtórnie napotkała wzrok
ciekawskich Ślizgonów. Starała się ich ignorować, przemierzając pomieszczenie z
dumnie uniesioną głową. Szła przodem, nie czekając na chłopaka. O jego obecności świadczył tylko wyraźnie
odczuwalny zapach ambry i frezji.
-Tym razem nie ma już obiadu- zagadnęła, gdy byli
już na głównym korytarzu.
-Tym razem to niczego nie zmienia- nie bardzo
zrozumiała sens tych słów, może to przez alkohol szumiący jej w głowie, a może
to dlatego, że to po prostu Malfoy, jego nie da się rozgryźć. Gdy dochodzili
już prawie do Wieży Gryffindoru usłyszeli śmiech w jednym z bocznych korytarzy.
Oboje doskonale wiedzieli do kogo on należy, automatycznie spojrzeli w tamtą
stronę i zobaczyli dwie postacie złączone pocałunkiem. Hermiona nie mogła
uwierzyć w to co widzi, potrząsnęła delikatnie głową, po czym popatrzyła jeszcze
raz. Niedaleko ich stała niezmiennie Ginny, której płomienistych włosów nie
sposób było pomylić z żadnymi innymi, a tuż przed nią, z rękami na jej tali i
ustami wtopionymi w jej wargi stał Harry. Para wydawała się nie zauważać
otoczenia, trwali w namiętnym pocałunku nieświadomi, że ktokolwiek ich
obserwuje. Hermiona uśmiechnęła się na ten widok. Nie było słów, które
potrafiłyby opisać jej szczęście.
-A więc to ten
tajemniczy chłopak z imprezy i powód radości Rudej- pomyślała i odwróciła
się, by ponaglić Malfoy’a, nie chciała przeszkadzać zakochanej parze. Na twarzy
Dracona malowała się ogromna wściekłość. Rozszerzone źrenice, wstrzymany oddech
i zaciśnięte pięści świadczyły o ogromnej złości, jaką czuł. Hermiona odwróciła
się jeszcze raz w kierunku korytarza, by upewnić się, czy na pewno temu samemu przygląda
się Ślizgon. Nic innego, oprócz pary kochanków, nie znajdowało się w zasięgu
jej wzroku. Przyglądała się mu badawczo. Chwilę później odwrócił się
energicznie i poszedł w kierunku schodów z szybkością błyskawicy.
-Malfoy!- krzyknęła za nim bezwiednie. Jednak
widziała już tylko jego plecy i zaciśnięte do granic możliwości pięści. Nic nie
rozumiała z jego zachowania. To wyglądało tak, jakby był on zazdrosny o Ginny?
Sama zaśmiała się w duchu ze swoich myśli. Jeszcze raz zwróciła się w kierunku
dwójki przyjaciół. Stali oni oddaleni od siebie na kilka kroków. Wyglądali tak
jakby zostali złapani na gorącym uczynku.
-To nie tak! Hermiona!- krzyknęła Ginny, jednak
Hermiona uśmiechnęła się tylko do niej szczerze i pobiegła pod obraz Grubej
Damy, zostawiając ich samych. W jej głowie krążyło tysiące myśli, skupiających
się na Malofy’u, Ginny, Harrym i nawet na Bliasie. Cieszyła się obrotem
sytuacji, miłością przyjaciół. Nie mogła doczekać się dawnej Ginny, tej
roześmianej, energicznej i wesołej dziewczyny, ale to Ślizgon i jego dziwne
zachowanie miała cały czas przed oczami. Zdążyła się tylko rozpakować, gdy do
jej dormitorium wpadła Weasley’ówna.
-Musimy porozmawiać!
Ja ci wszystko wyjaśnię!- krzyczała rozemocjonowana nie mogąc ustać w
miejscu.
-Ginny ja już widziałam, ja wiem, cieszę się razem z
wami. Ale teraz muszę już iść, mam szlaban z Granger’em. –mówiąc ostatnie
zdanie uśmiech spełzł jej z ust.
-Jak to wiesz? Hermiona!- Ruda nadal nie potrafiła
się uspokoić
-Porozmawiamy jak wrócę.- Hermiona podeszła do
przyjaciółki, przytuliła ją i posłała serdeczny uśmiech.
Gabinet dyrektora znajdował się za salą do
transmutacji. Dawniej, kiedy tego przedmiotu nauczała profesor McGonagall było
to jej ulubione miejsce w Hogwarcie. Jednak nie dzisiaj. Teraz kojarzyło jej
się tylko z cwanym uśmieszkiem profesora Granger’a, jego zabójczo przystojną twarzą
i nieuprzejmymi komentarzami. O tak, zdecydowanie znienawidziła tę klasę, ten
przedmiot i tego profesora. Niestety nie miała wyjścia, ominąwszy szerokie
drzwi sali, stanęła przed odrobinę mniejszymi, wykonanymi z dobrego drewna i
wyrytym napisem prof. Robert Pancrem
Granger. Wzięła głęboki oddech i zapukała w drzwi trzy razy. Nie musiała
długo czekać, już po chwili pojawił się w nich wysoki blondyn w średnim wieku.
Z jego twarzy nie dało się odczytać zupełnie żadnych emocji.
-Zupełnie jak
Malfoy- przeszło jej przez myśl. Weszła do środka urządzonego w gustownym i
eleganckim stylu. Jednak pomieszczenie nie przypominało typowego gabinetu, był
to raczej ogromny salon, pokój dzienny lub po prostu sypialnia. Na ścianach
dominował kolor burgundowego fioletu. Gdzieniegdzie pojawiały się akcenty
brązu, meble poustawiane w jednym rządku wykonane były najprawdopodobniej z
hebanu. Stylowe sofy otaczały kominek z buchającymi płomieniami, przy oknie
stało małe biurko, pełniące raczej rolę barku lub stolika niż skrytki na cenne
papiery. Wszystko wyglądało nie tylko estetycznie, ale i bardzo drogo. W
pierwszej chwili Hermiona zaczęła się w ogóle zastanawiać, czy aby weszła do
właściwych drzwi. Większość gabinetów nauczycieli Hogwartu urządzona była skromnie.
Oprócz najpotrzebniejszych mebli nie znajdowało się tam zupełnie nic.
-Kazałbym ci się rozgościć, ale nie tym razem.
Wybacz.- Granger dał znać o swojej obecności. Tym razem na jego twarzy ukazywał
się nikły cień uśmiechu. Gryfonka nie zareagowała na jego słowa. Nadal stała
jak skamieniała, czekając na dalsze instrukcje. Chciała wykonać jak najszybciej robotę i jak
najszybciej znaleźć się w swoim dormitorium. W jej głowie wciąż siedziały żywe
obrazy zajścia na schodach. Bała się co takiego planuje z nią zrobić. Profesor
powolnym krokiem podszedł do biurka, ukazując swoją idealną sylwetkę. Większość
dziewczyn rzuciłoby się w tym momencie na niego i dziękowało za możliwość
szlabanu w jego osobistym gabinecie. Ale nie ona. Wyjął butelkę Ognistej i
jedną szklankę. Na ten widok Hermionie przypomniał się dzisiejszy wieczór
spędzony ze Ślizgonami. Uśmiechnęła się na myśl o Blaisie, który
najprawdopodobniej chrapie głośno w sowim łóżku i przypomniała sobie o Malfoy’u,
o jego dziwnej reakcji i…
-Może napijesz się ze mną?- zapytał ją głosem, który
wydał się nawet odrobinę uwodzicielski. Gdyby nie to, że był to nauczyciel,
gdyby nie to, że go nienawidziła mogłaby się na to nabrać. Pomyślała sobie o
tych wszystkich kobietach, które mógł uwieźć jednym zdaniem i znowu jej myśli
skierowały się na Malfoy’a.
-Dziękuję- starała się brzmieć grzecznie, nie
zamierzała narażać się na podwójny szlaban.
-Dobrze, a więc zaczynaj- jego uśmiech nie był już
uroczy, wyglądał raczej jakby się dobrze przy tym bawił, jego chytry wzrok
przebiegał wzdłuż jej figury, przyprawiając ją o dreszcze. –będziesz miała za
zadanie uporządkować wszystkie moje szaty. Posegregować i poukładać, oczywiście
bez użycia magii- wyciągnął rękę po różdżkę i już po chwili włożył ją do swojej
kieszeni. Hermiona była o krok od wybuchu. Zastanawiała się w co pogrywał ten
nauczyciel. Jeszcze nikt tak jej nie upokorzył. Podeszła do szafy, którą jej
wskazał i zaczęła wyjmować po kolei wszystkie ubrania. Tymczasem Granger usiadł
wygodnie na jednej z kanap, popijał Ognistą i przyglądał się pracy jej zwinnych
rączek. Czuła się okropnie. Wiedziała, że zakpił sobie z niej. Przez cały czas
czuła na plecach jego świdrujący wzrok, a kiedy odwracała się, by zapytać co
zrobić z rzeczami, które nie były szatami, a przez przypadek znalazły się na
jednej z półek, widziała jego cwany uśmiech. Ubrania profesora Granger’a wykonane
były z najlepszych materiałów i posiadały najróżniejsze kolory. Od klasycznej
czerni to jaskrawej czerwieni. Z pewnością szafy większości kobiet, nie są
zapełnione chociaż połową tej ilości. Mimo, iż nie miał żony, sam potrafił o
siebie zadbać, miał klasę.
Porządkowanie jego ubrań zajęło jej już ponad
godzinę. Była naprawdę wyczerpana, a ręce bolały ją od ciągłego trzymania w
górze. Mimo upływu czasu Granger niezmiennie siedział na kanapie, wciąż pochłaniając
kolejne szklanki whiskey. Gdy podnosiła stertę koszul z jednej z najwyższych
półek na głowę spadła jej biała koperta. Schyliła się by zobaczyć co to takiego.
Zdążyła zauważyć tylko napis do Roberta
Pancrema Grnger’a. i jakiś tajemniczy znak naszkicowany czarnym tuszem. Nie
było nadawcy. List nie był rozpieczętowany, a pieczęć na wosku świadczyła o
tym, że ten kto napisał ten list ma inicjały H.V. Chciała podnieść kremową
kopertę, ale w tym samym momencie została szarpnięta do tyłu i czyjeś męskie
ręce porwały list.
-Idź już!- usłyszała stanowczy głos nauczyciela.
Odważyła się spojrzeć na jego twarz, na której teraz malowała się złość. Starał
się ukrywać emocje, ale najwidoczniej nie przychodziło mu to łatwo.
-Ale nie dokończyłam jeszcze- powiedziała spokojnie,
zastanawiając się co właściwie się stało. Nie była głupia, wiedziała, że to było
coś ważnego, ale nic jej nie mówił ten tajemniczy znak, a tym bardziej inicjały
H.V. Chciała jeszcze raz przyjrzeć się kopercie, ale nie widziała już ani
skrawka.
-Wyjdź stąd! Już!- nie musiał dwa razy powtarzać.
Wzięła tylko swoją różdżkę i szybkim krokiem wyszła z pomieszczenia,
zostawiając tam rozzłoszczonego profesora. Całą drogę do dormitorium rozmyślała
o tym co się stało. Próbowała przypomnieć sobie treści najróżniejszych książek,
ale nigdy wcześniej nie spotkała się z podobnym symbolem, a mimo wszystko czuła,
że nie jest jej on do końca obcy. W Pokoju Wspólnym było już tylko kilka osób,
a ze względu na to, że oprócz Parvati nie było tam nikogo znajomego, od razu
ruszyła do swojego dormitorium. Już w progu usłyszała czyjeś szlochanie.
Rozejrzała się po pomieszczeniu i zobaczyła Ginny skuloną na swoim łóżku. Tą
samą Ginny, która jeszcze niedawno śmiała się i całowała z Harrym. Podeszła do
niej bez wahania i przytuliła.
-Znowu Harry?- zapytała cicho. Jednak nie usłyszała
odpowiedzi.- Ginny co się stało? Coś nie tak?
-Wszytsko!- Ruda krzyknęła przez łzy i popatrzyła
przyjaciółce w oczy- Ohh Hermiono!- znowu wybuchła płaczem, rzucając się w
ramiona Hermiony. Ta jednak nie chciała dać za wygraną. Nie tym razem. Teraz
dowie się co oznaczają te wszystkie tajemnicze słowa, te smutne dni, dziwne
sytuacje i nieme łzy.
-Powiedz mi co on ci znowu zrobił?- zapytała wprost
-Gdybyś wiedziała…- wykrzyczała zalewając się
kolejnymi spazmami szlochu.
-Ginny dość milczenia. Nie widzisz, że już dłużej
sobie z tym sama nie poradzisz. Powiedz mi co się dzieje, powiedz mi co się
stało, od początku.- Weasley’ówna odgarnęła włosy z twarzy, otarła łzy i
usiadła opierając się o poduszki. Zajęło jej chwilę nim zdążyła się w
zupełności uspokoić. Hermiona jednak cierpliwie czekała.
-Bo wszystko…- głos Rudej przepełniony był bólem-
zaczęło się od przepowiedni…